The Entrepreneurs – Noise & Romance

★★★★★★★✭☆☆

1. Session 1 2. Say So! 3. Joaquin 4. Sail Away 5. Be Mine 6. Heroine 7. Ages 8. Despair 9. Morning Son 10. D-Tune

SKŁAD: Mathias Bertelsen – wokal, gitara; Anders Hvass – wokal wspierający, gitara barytonowa; Jonas Wetterslev – perkusja

PRODUKCJA: Jens Ramon i The Entrepreneurs

WYDANIE: 1 lutego 2019 – Tambourhinoceros

O debiutującym trio z Kopenhagi robi się ostatnio głośno, co po wysłuchaniu „Noise & Romance” zupełnie mnie nie dziwi. Notka prasowa, która ogłosiła mi donośnie, że będę miał do czynienia z noise rockiem całkowicie zbiła mnie z pantałyku, bo to, co na tym krążku usłyszałem wymyka się wszelkim łatwym klasyfikacjom.

Na samo pożegnanie wysłuchałem jednak pierwszych nagrań kapeli i tam noise’u było zdecydowanie więcej, a do tego mnóstwo młodzieńczej werwy i determinacji. Miłość do hałasu znaczy się leje się z głośników. „Noise & Romance” jest dla mnie tym bardziej ciekawym krokiem w rozwoju. Otóż The Entrepreneurs złagodzili nieco brzmienie i podeszli do kompozycji z większą wyobraźnią, zostawili też dużo miejsca, by muzyka miała czym odetchnąć, i spróbowali swoich sił w stworzeniu albumu, który nie podlega bezpośrednio pod żaden gatunek. Wychodzi im to znakomicie i czasami na przestrzeni jednego kawałka potrafią zakręcić się wokół paru niespodziewanych stylistycznych wolt.

Nic tutaj specjalnie nikogo nie oczaruje oryginalnością, liczy się, w jaki sposób zostało podane, jak doprawione i wyważone. Wokal Mathiasa to zdecydowanie silna karta przetargowa. Duńczyk nierzadko brzmi jak Andrew Stockdale (Wolfmother), okazjonalnie jego wysoki rejestr zahaczy o Thoma Yorke’a lub Thoma Meighana (Kasabian). Sama muzyka też czasem przywołuje tych artystów. Eksperymentalne podejście w D-Tune przywołuje wczesne Radiohead, a Say So! to istny mariaż Wolfmother i Kasabian.

Co mnie jednak do zespołu szczególnie przekonało to jak ta muzyka szybko włazi pod skórę. Zespół raczej nie stara się oczarować słuchacza nośnymi melodiami, a jednak każdy utwór gdzieś tam z tyłu głowy gra. Najbardziej dobitnie przebojowy jest chyba Joaquin przez nośne riffowanie i surfrockowy klimat. Podobają mi się też nowatorskie efekty urozmaicające wokale. W Say So! są to wokalizy imitujące syreny alarmowe, w Sail Away radykalnie przesterowany wokal w tle i coś, co brzmi jak odruch zdziwienia.

Właśnie takie drobne smaczki i zwyczajnie talent tych trzech panów sprawiają, że „Noise & Romance” to ciekawa przygoda. Czasami po prostu się wyłączasz i zanurzasz w muzyce. Bardzo udany debiut. Jeszcze dodam, że ktokolwiek uważa the 1975 za wizjonerów, powinien słuchać więcej grup jak The Entrepreneurs.