Tord Gustavsen: Hymns & Visions with Simin Tander and Jarle Vespestad (Edynburg, Queen’s Hall – 04.03.2016)

Wspaniałą muzyczną ucztę zgotował publiczności w Edynburgu norweski mag fortepianu Tord Gustavsen. Do udziału w swoim nowym projekcie „Hymns and Visions” zaprosił perkusistę Jarle Vespestada (Norwegia) oraz niemiecko-afgańską wokalistkę Simin Tander. Trio zaprezentowało muzykę z wydanej w styczniu przez wytwórnię ECM płyty „What Was Said” (2016), która obecnie zbiera same pochlebne recenzje.

Tord Gustavsen to zdecydowanie najbardziej znany artysta z powyższej trójki, którego poprzednie projekty (trio, kwartet, ensamble) zawsze były firmowane jego imieniem. Jarle Vespestad to w ostatnich latach jeden z najbardziej pożądanych skandynawskich perkusistów. Obok licznych nagrań z Gustavsenem na koncie ma chociażby współpracę ze słynną norweską wokalistką Silje Nergaard czy kultowym w pewnych kręgach zespołem Supersilent. Simin Tander to natomiast wschodząca gwiazda europejskiej wokalistyki, co koncert ten w pełni potwierdził.

Od pierwszych akordów muzyka była niezwykle emocjonalna, uczuciowa i wymagająca całkowitego skupienia, a wręcz oddania się zmysłowości jej narracji. O oryginalności tego projektu świadczy choćby już język paszto (pasztuński, afgański), w którym śpiewała wokalistka. Jej ojciec pochodzi z Afganistanu i to właśnie dialekt tego kraju posłużył jako słowna oprawa starożytnych norweskich hymnów i tradycyjnych melodii. Oryginalne teksty zostały zreinterpretowane i ostatecznie przetłumaczone na język, który w żaden sposób nie kojarzy nam się ze Skandynawią. Niekiedy wykorzystane były również teksty poetów sufickich (Your GriefWhat Was Said to the Rose), a niektóre utwory śpiewane były też po angielsku, przez co jednak wcale nie traciły orientalnego kolorytu. Tym samym po raz kolejny okazało się, że bariery językowe ani geograficzne w muzyce nie istnieją. Szkoda, że tylko w muzyce.

Źródło zdjęcia

Tord Gustavson podczas swojej gry używa live electronics i preparuje swój fortepian, co w pewien sposób wpisało się już w tradycję jazzu skandynawskiego. Co więcej, elektroniczne efekty nakładane były momentami również na partię perkusji, co przenosiło słuchacza w pewien rodzaj rytmicznego uniesienia. Zabiegi te wykonywane były z największą staranności i dbałością o efekt końcowy, a cały zamysł okazał się być niezwykle oryginalnym bez wysiłku, lecz ze swojej natury. Pianistyka Gustavsena jest bardzo oszczędna i wyważona bez jakiejkolwiek nadskakującej kokieterii. Jego grę dopełniają partie perkusji, które niemal scalają się z fakturą partii fortepianu. W ten właśnie sposób powstaje idealna tkanka muzyczna dla Simin Tander, zdecydowanie najjaśniejszej postaci tria.

Obdarzona nadzwyczajną urodą i równie pięknym głosem artystka skupiała na sobie największą uwagę publiczności. Nie pogubiła się w liryzmie, ale doskonale panowała nad szeroką skalą subtelnych stopniowań. Jej śpiew opierał się na bardzo obszernym ambitusie dynamiki, od szeptu do forte fortissimo. Przepuszczona przez orientalny filtr barwa głosu była zawsze intymna, stonowana i niemal hipnotyczna. Wokalizy artystki często opierały się na elementach onomatopeicznych, które mogliśmy usłyszeć w takich utworach, jak Imagine the Fog Disappearing czy też A Castle In Heaven.

Taki koncert musiał zakończyć się utworem na bis, którym okazał się Love Comes Sailing Through do tekstu perskiego poety Rumiego. Była to najbardziej radiowa kompozycja, którą Gustavson określił mianem gospel mantra.

Pozostaje mieć tylko nadzieję, że edynburski Queen’s Hall pozostanie ostoją dla muzyki o najwyższych walorach artystycznych, których podczas omawianego wieczoru było po same uszy. Ten uduchowiony program, który przedstawili artyści, zdecydowanie nie jest przeżytkiem – na przekór klasykom, modernistom, stylom i rodzajom muzyki.