Vader, Marduk, Arkona, Insidius (Od Nowa, Toruń – 01.09.2018)

Wspólna trasa Vadera i Marduk wzbudzała zarówno trochę zazdrości u co niektórych, z drugiej obawy, trzecia strona medalu zapewne miała to w czterech literach, kto gra, po co gra i generalnie jakieś to będzie darcie ryja. W maju tego roku, z przyczyn, co najmniej dziwnych, w rzeszowskim klubie, w którym miał grać Marduk, poginęły elementy instalacji wodociągowej. W związku z tym klub zamknięto, a sam koncert odwołano nie znajdując innego miejsca. Tydzień po opisywanym przeze mnie wydarzeniu (07.09.2018) we Wrocławiu straż pożarna zamknęła klub Zaklęte Rewiry, ponieważ okazało się, że nie jest przystosowany do imprez masowych. Rzutem na taśmę udało się przenieść koncert do klubu A2. Tymczasem w Toruniu organizacja bez zarzutu.

Chociaż data 1 września mogła dla niektórych być datą kontrowersyjną i mieli oni prawo deklarować swoje niezadowolenie, że oto znany, skrajny szwedzki zespół gloryfikujący siłę i skuteczność Wehrmachtu i poruszający utwory o tejże tematyce wystąpi w Polsce, to nic się nie wydarzyło. Pod klubem tłumy fanów ciężkiej muzy, tylko na pierwszy rzut oka wyglądający groźnie. Kończąc już ten przydługi wstęp, pozwolę sobie na taką dygresję, że ewentualna kontrowersja, co do daty wydarzenia jest wpisana w kontrowersję wokół muzyki ekstremalnej. Czy z powodu swej ekstremalności, czasem nie przyswajalności nie ma prawa szokować?

Sobotnie wydarzenie to cztery zespoły i cztery godziny z malutkim haczykiem muzyki na żywo. Na pierwszy ogień poszły ziomki Vadera z Olsztyna, czyli Insidius. Solidna porcja death metalu, wszystko szło jak po sznurku, ale jeszcze niezbyt liczna publiczność, być może nie rozgrzana (ale było ciepło, więc chyba to nie to jednak) bawiła się średnio. Poza tym uwagę od całego występu skutecznie marnotrawiła gra świateł, która była wyciągnięta niczym z klubu techno…

Polską Arkonę kojarzę właściwie z kilku studyjnych nagrań. I to, co poznałem dzięki pewnemu medium, pokazywało, że zespół robi świetną atmosferę, dodając głębi utworom. Są to rozbudowane,  wielowątkowe utwory ociekające pogańskim symfonicznym black metalem, który skutecznie romansuje z doomem. Ostrzyłem ząbki po raz pierwszy tego wieczoru. No jakim zaskoczeniem było, jak zespół na żywo podkręcił tempo o jakieś 30-40% i praktycznie nic nie zostało z długich monumentalnych utworów. Lekkie rozczarowanie, bo mimo wszystko w mojej ocenie byłby to bardzo udany skok w bok, biorąc pod uwagę, że i Insidius, a potem Marduk i Vader nakręcały nieziemskie tempo. Na bardzo duży plus zasługuje świetne nagłośnienie z kwestii technicznych, pesymizm i chłód bijący z muzyki. Do tego stylizacja chłopaków i zdecydowanie lepsza gra świateł.

Arkona
Marduk

Po gorączkowej walce zespołu technicznego na scenie pojawił się szwedzki Marduk. No nie było odpuszczania, nie było wytchnienia, nie było chwili słabości. Trzeba przyznać, że ekipa Morgana, jak już zaczęła łoić, to nie brała jeńców! Ciężar, masywność, ściana dźwięku i agresja, do tego spotęgowane tumany dymu na scenie, który opanował publiczność. No tak od zdecydowanie połowy występu nic nie było widać… Dobór setu całkiem dobry, bo to istne piekło i zniszczenie w dwunastu odsłonach. Z tegorocznego krążka „Viktoria”, który teoretycznie był promowany, wybrzmiały dwa utwory Werewolf  i Equestrian Bloodlust, czyli to, co można było wybrać z tego przeciętniaka, jakim jest ten krążek, a poza tym dwie rzeczy z „Panzer Division Marduk” (tytułowy i Baptism by Fire) i „Those of the Unlight” (Burn My Coffin i Wolves), a także Throne of Rats, Warschau, Blond Beast, Of Hell’s Fire, The Leveling Dust i Cloven Hoof

Marduk

Napchana do granic możliwości Od Nowa została w pełni usatysfakcjonowana. Miałem wrażenie, pewnie jak większość ludzi, których właśnie Marduk zmobilizował, by przyjść i uczestniczyć w tym wydarzeniu, że to nie była kolejna sztuka odegrana przez Szwedów, którzy wykonali swoją pracę po łebkach. Koncert na dużej intensywności. Ząbki naostrzone po raz drugi.

Około 22.30 na scenie udało się zameldować ekipie Petera. Vader to zdecydowanie od lat marka, która nie daje plamy i prezentuje się na żywo świetnie, a każdą ich sztukę ogląda się z przyjemnością. Byłem oczarowany techniką, brzmieniem, efektami pirotechnicznymi, które towarzyszyły zespołowi z Warmii. Chociaż pisanie, że to zespół z Warmii, jest małostkowe. Są to obywatele świata, zespół klasy światowej i nie ma co się rozdrabniać. Okazją to tej trasy jest świętowanie 25-lecia debiutanckiego krążka zespołu pt. „The Ultimate Incantation”. Wydając ten album, zespół był już ograny, koncertował, miał za sobą dwie taśmy demo („Necrolust” i „Morbid Reich”, których reedycje w 2015 roku wydała wytwórnia Witching Hour Productions). Przed trasą pojawiły się informacje, jakoby zespół miał odegrać od dechy do dechy pierwszy album. Nie stało się tak, może z racji pewnego rodzaju asekuranctwa ze strony Vadera, nie zmienia to faktu, że wybór czterech mocnych reprezentantów w postaci: Dark Age, Testimony, The Crucified Ones, Vicious Circle był strzałem w sedno. Peter i reszta zagrali przekrojowo, wybierając co lepsze kąski: Sothis, Carnal, Cold Demons, Wing, Back To The Blind czy Silent Empire ze starszych krążków czy Prayer to the God of War, Go to Hell, Semd Me Back To Hell, Triumph of Death, i wreszcie Helleluyah!!! (God is Dead) z nowszych albumów. Koncert rozgrzał i rozbujał na tyle publiczność, że po każdym z utworów długo i rzęsiście publika nagradzała zespół i tak łatwo na koniec nie wypuściła ze sceny. Każdy z setów miał drobne niedociągnięcia techniczne. Przez chwilę posłuszeństwa odmówiły reflektory, ale udało się wszystko spiąć i dokończyć koncert w pełnym oświetleniu.

Vader

Toruński koncert był drugim z rzędu na tej trasie, ale trzeba przyznać, że forma Vadera bez zarzutu. Zresztą cały skład, który niedawno skończył polskie występy, dał z siebie maksimum. Kto uczestniczył na którymkolwiek z koncertów powyższej trasy nie opuszczał klubów niezadowolony. Każdy z wykonawców potrafił czymś się zaznaczyć w pamięci widzów. Świetny, pierwszy jesienny gig! Taki chaos może trwać kolejne 25 lat!

Vader