Valkenrag – Twilight of Blood and Flesh

★★★★★★★✭☆☆

 1. Intro 2. Halls of the Brave 3.Belongings of Thor 4. Bolthorn 5. Twilight of Blood and Flesh 6. Waves of Coming Future 7. The Price of Wisdom 8. Redemption Time 9. The Ultimate Prize 10. Wild Hunt

SKŁAD: Lorghat – gitara, wokal; Typhus – gitara; Ulfar – bas; Shevcoo – perkusja

PRODUKCJA: Lorghat i Typhus

WYDANIE: 27 września 2015 – Art of The Night Productions

www.valkenrag.pl

Valkenrag płynie z nurtem tej samej rzeki, co szwedzki Amon Amarth. Na ich autorskiej płycie znajdziemy wiele odniesień i inspiracji zaczerpniętych od skandynawskich protoplastów, zwłaszcza z ich wcześniejszych płyt „The Crusher” (2001 r.) i „Versus the World” (2002 r.). Majestatyczne, epicko brzmiące hymny na cześć walecznych wikingów zostały okraszone dużą dawką jawnej melodyjności i brawurowo budowanych riffów i… A teraz zapraszam! Wsiądźcie razem z zespołem do wielkiego drakkara, złapcie się mocno sztagów i wyruszcie wraz z nimi i ich muzyką poprzez metalowe morze i oceany. Sprawdzimy, co szybciej wywoła chorobę morską wśród nas – wysokie fale czy muzyka chłopaków.

Przyznaję się, że też uważam, iż szufladkowanie jest trochę bezsensowne, ale trzeba to uczynić, by nakreślić czytelnikowi, z czym będzie miał do czynienia na omawianym albumie. Uczyniłem już to w prawdzie w pierwszym zdaniu, wspominając szwedzki Amon Amarth, ale obiecuję, że nie będę już więcej tego czynił. Wspomnijmy tylko jeszce jak na takie porównanie zapatrują się panowie z Valkenrag: Ludzie zawsze starają się przyprawić łątkę, żeby coś móc zwyczajnie skategoryzować. My jesteśmy Valkenrag, nic więcej, nic mniej. Robimy muzę, której zarówno tworzenie, jak i wykonywanie jej na próbach i koncertach jest dla nas ogromną frajdą. Jak ludzie to odbierają, to ich sprawa, nie będziemy przecież nikomu narzucać, jak ma odbierać muzykę i zespół.  

Źródło

Album otwiera klimatyczne intro, które wprowadza nas w świat skandynawskich wojów i ich wierzeń. Ot, chociażby wspomnienie bogów czy krainy Valhalli. Intro płynnie przechodzi w Halls Of the Brave. Gęsto usiana perkusja i wtórujące jej gitary to mocny akcent na początku utworu, potem mamy chwilowe uspokojenie i przejście w zmianę tempa zarówno samej gry perkusji, jak i gitary. Oczywiście standardem jest okraszenie takiej kompozycji solówką, która w pewnym momencie naprawdę hipnotyzuje, jednakże mam po niej niedostatek. Kolejne zabawy tempem, trochę uspokojenia, trochę szaleństwa. Tematycznie – ostatni bój wikingów gotowych umrzeć za ideały dla wiecznej chwały i sławy.

Źródło

Belongings Of Thor to przede wszystkim gra perkusji. Jest to pierwszy element, który skupia naszą uwagę podczas odsłuchu, następnie zadziorny i głęboki growl. Z historii wiemy, że wikingowie byli bardzo oddani własnym wierzeniom i surowo karali innowierców i zespół to idealnie oddaje, bo o tym właściwie jest ten utwór. Kończy go bowiem idealnie wkomponowany motyw płonących stosów i krzyków przypiekanych chrześcijan.

Kolejny utwór Bolthorn to imię dziadka Odyna. Tematycznie nasi wikingowie odnoszą się do nordyckiego mitu o stworzeniu świata, powstaniu ludzi i pochodzeniu bogów. Muzycznie zespół zaskakuje wprowadzeniem fletu. Co prawda brzmi on sporadycznie i subtelnie, ale jest szalenie ważną częścią kompozycji. Zespół daje słuchaczowi dużo przestrzeni, która daje trochę oddechu w nawale licznych perkusyjnych blastów. I tu świta myśl -ci faceci są jeszcze lepsi w wolniejszym tempie.

Kompozycja tytułowa brzmi dość znajomo, z przyczyn wiadomych, ale o tym nie miało już być. Jest to solidna porcja death-metalowego łupania. Po raz kolejny zdaję sobie sprawę, że zdeycodwanie bardziej preferuję kied zespół się wycisza i gra spokojniej, przede wszystkim w części refrenowej. Szkoda tylko, że wokal w tej części wypada zbyt spokojnie i bardziej niewyraźnie niż w samych zwrotkach.

Szóstą piosenkę, Waves of Coming Future, otwierają skrzypce oraz bardziej ubogacone partie fletu. Potem technicznie bez zarzutu, ze zmianami tempa gry perkusji, miłymi dla ucha riffami, donośnym wokalem oraz ciekawie rozbudowaną wersją chóru, przypominającą dokonania późnego Bathory. To tylko krótki fragment, ale naprawdę ciekawy smaczek.

The Price Of Wisdom to opowieść dotycząca Odyna. Brzmi zdecydowanie lżej w porównaniu do innych utworów, pewnie przez melodyjny dialog gitarzystów, miłe dla ucha dźwięki perkusji i solówki. A może to wszystko dlatego, że jest to praktycznie kopia Cry of the Black Birds wspominanych Szwedów, które tak uwielbiam. Nie zmienia to faktu, że tym utworem Valkenrag mnie ostatecznie kupił.

Następna piosenka, którą przedstawiają nasi wikingowie ma w sobie coś, co przykuwa uwagę słuchacza. Niby ciekawsze zwroty akcji były już we wcześniejszych utworach, ale tutaj zespół dozuje emocje chyba najsprawniej. Początkowo utwór niemrawy, podobny do poprzedniej kompozycji, natomiast druga połowa to znów Valkenrag pełen siły i mocy w grze. Pochwały dla gitarzystów, bo zbudowali naprawdę serię dobrych motywów przewodnich i bardzo melodyjną solówkę.

Źródło

Przedostatnia kompozycja to muzyczny hołd w stronę melodyjnej odmiany skandynawskiego death metalu. Riff wciąga i hipnotyzuje, ale żeby nie wpaść w zbyt długi stan muzycznego otępienia perkusja mocno daje po głowie, a charakteru dodają po raz kolejny ciekawe perkusyjne przejścia. Nastroju nadaje zaś zwolnienie tempa piosenki w momencie, kiedy wokalista wymawia fragment tekstu, co niespodziewanie zostaje przełamane gwałtownym przyspieszeniem – perkusja brzmi niczym kawalkada jeźdźców.

Wild Hunt to niezwykle mocne zwieńczenie pierwszego longplaya muzyków z Tomaszowa Mazowieckiego. Solidna porcja wokalu, gitar i perkusji, która jeszcze długo nie opuszcza głowy.

Myślę, że nie tylko w mojej opinii album ten jest dopracowany, spójny i naprawdę dobry. Ma kilka niedociągnięć i zarzutów na swoim koncie, jak chociażby kopiowanie wzorców, czasem aż zbyt dosłownie. Muzycy padają ofiarą wielu z tych samych pułapek, jak ich najwyższej jakości szwedzcy bracia. Riffy mają tendencję do szybkiego gaśnięcia i poza skutecznością często dryfują w ślepo zamknięty rytm. Przekonany jestem jednak, że zespół zasługuje na kredyt zaufania, bo są momenty naprawdę wybitne, których słucha się z szeroko otwartymi oczami i ustami. Życzę zespołowi tego, czego sami chcą: Grać jak najwięcej się da, ciągle się rozwijać w kierunku, który obraliśmy, tworzyć, nagrywać i jeszcze raz grać! A wkrótce przyniesie to solidne plony. Wierzę!