Verneri Pohjola – Pekka

★★★★★★★★☆☆

1. The Dragon of Kätkävaara 2. First Morning 3. Inke and Me 4. Pinch 5. Madnes Subsides 6. Benjamin 7. Innocent Questions

SKŁAD: Verneri Pohjola – trąbka; Tuomo Prättälä – Fender Rhodes; Teemu Viinikainen – gitary; Mika Kallio – perksuja; Antti Lötjönen – bass

PRODUKJA: Verneri Pohjola

WYDANIE: 2 czerwca 2017 – Edition Records

  Co jak co, ale z rejonów Skandynawii niemalże zawsze przylatują do nas ciekawe twory. Tym razem album o tyle znaczący, że może okazać się również kamieniem milowym w karierze naszego bohatera – Verneri Pohjola. Kreatywna produkcja łącząca w sobie skandynawską zadumę z elementami motywów ludowych oraz nutki awangardy podkreśla nie tylko eklektyzm, ale i charakterność jazz rocka. Tego ostatniego pozornie jest tu najmniej chociaż to właśnie jemu poniekąd dedykowany jest album „Pekka” i na jego fundamentach wręcz stworzony, a mianowicie „cegłom” rocka progresywnego lat 70., w których specjalizował się ojciec artysty Pekka Pohjola. Co ciekawe, album pomimo że powstał na podstawie twórczości oraz kompozycji ojca, to jednak hołd nie oddany został ze względu na więzy krwi, ale wobec jego legendy, który w kręgu przynajmniej europejskich fanów progresji powinien być znany. Reinterpretacje syna w pryzmacie wyjątkowej wizji współczesności z pewnością odnajdą dziś więc drugą młodość.  

Album w rzeczy samej kontroluje bardzo luźna atmosfera zwłaszcza pod względem swoiście niezobowiązującej artykulacji trąbki oraz prowokatorskich zagrywek gitar oraz pianina Fender Rhodes (The Dragon of Kätkävaara). W innych momentach autora wzrusza ukłonem w stronę kosmicznej perswazji poetyckości Milesa Davisa (First Morning). Na tym albumie jest zarówno czas na kontemplację (Inke and Me) jak i bardziej ekstrawertyczne wywody (Pinch). Są jednak kompozycje, które ciężko sklasyfikować ze względu na rozwiniętą strukturę, która nie przestaje absorbować manią zappowskich eksperymentalizmów (Madness Subsides). Album jest również doskonale podzielony pod względem instrumentalnych trajektorii. Są momenty, w których naprzeciw wychodzą ciekawsze improwizacje gitar (First Morning, Inke and Me), aby innym razem postawić na eteryczne klawisze (Innocent Questions), wielostrukturalność elektroniki (Madness Subsides), bajeczność Fender Rhodes (Benjamin), spektakularność trąbki (First Morning, Inke and Me), czy też mocne stężenie rockowego naparu (The Dragon of Kätkävaara). Smak tego ostatniego jest jednak niemalże niewyczuwalny, co w przypadku świadomości odrębności pierwowzorów kompozycji staje się co najmniej konsternujące, jak bardzo utwory mogą zmienić swoją formę i ekspresję.

Osobiście Pohjola prezentuje dla mnie unikalną fuzję jazzu oraz muzyki poważnej sugerującej często fatamorganę tej subtelniejszej części twórczości King Crimson, no ale czy można tworzyć inaczej z praktyką przy projektach z takimi muzykami jak Tomasz Stańko, John Zorn czy też John Lindberg… Ba, temu pierwszemu uparcie zbliżona jest anemiczna maniera gry w jednym z utworów Inke and Me. Przypadek? Wiem jedno, że album ten dziełem przypadku nie jest. Pohjola niewątpliwe stworzył rzecz na pewno niefrasobliwą, która dla ucha nie będzie zwykłym ukojeniem, ale i zagwozdką. Styl jego jest bardzo liryczny, wzmocniony jeszcze czystszą i głębszą manierą samego tonu instrumentarium. Kluczem okazuje się również melodia, która dzięki folkowym inklinacjom przybliża słuchacza swoją prostotą. Dostajemy więc surowe emocje, które kontrolują techniczną finezję, nie popadając w megalomaństwo i egocentryzm. Wyrafinowanie, dzięki któremu Pohjola nie boi się grać poza konwencją, wydaję się być zdumiewające. Artysta z pewnością warty dalszego śledzenia.