Wako & Oslo Strings – Modes For All Eternity

★★★★★★★☆☆

1. King Of Kings 2. Sappho’s Theme 3. Carla  Modes For All Eternity 4. I. Eternal 5. II. I Died For Beauty 6. III. Africanus 7. V. Intervallic Nightmares 8. VI. Rejoice 9. Song For All The Annettes 10. Cold Days, Warm Hearts  SKŁAD: Martin Myhre Olsen – saksofon; Kjetil André Mulelid – fortepiano; Bárður Reinert Poulsen – kontrabas; Simon Olderskog Albertsen – perkusja; Kaja Constance Rogers – skrzypce; Isa Caroline Holmesland – altówka; Kaja Fjellberg Pettersen – wiolonczela PRODUKCJA: Greener Productions WYDANIE: 20 stycznia 2017 – AMP Music & Records

Wako & Oslo Strings to kolejna z płyt, która przypłynała do nas z kraju Wikingów na samą prośbę norweskiego pianisty Kjetila Andre Mulelida. Nie wiem jak Wy, ale sądzę, że im lepiej nie odmawiać. Tym Wikingom znaczy się… Śmiechem żartem, ale z tego zakątku europejskiego kontynentu odmówić czegoś naprawdę jest grzechem, bo jeśli chodzi o muzykę, to niemalże zawsze rodzi się tam coś naprawdę wyjątkowego. 

Formacja Wako ma już za sobą dany debiut i stale się rozwija, tym razem wdając się w ambitną kolaborację z członkami Oslo Strings, którzy bynajmniej zwykłymi akompaniatorami projektu nie są. Sposób, w jaki owe trio jest zintegrowane z całym projektem, wzbudza wątpliwości, czy aby na pewno wcześniej ze sobą wszyscy nie grali. Otóż nie, wyjątkowa struktura, którą dodaje formacji Wako „strunnicze trio” daje imponujący efekt już po pierwszym zetknięciu się obu muzycznych światów. Wydawać by się mogło, że grupa będzie brzmieć nadzwyczaj skromnie, ale w rzeczywistości odkrywa przed nami szerokie terytorium muzycznej literatury.

Powstała muzyka brzmi nie tylko naturalnie, ale i intrygująco organicznie, zwłaszcza pod względem odważnych improwizacji napawających nas ideą niemalże musicalu (King Of Kings). Rozgrywka całego instrumentarium to dynamiczny popis interakcji ciepła fortepianowego rubato, rozwydrzenia perkusji i smyczków, które amortyzują rozpływające się dźwięki saksofonu. Wszystko to w wyrazistym zasięgu surowego piękna instrumentów. Sappho’s Theme to zdecydowanie bardziej – nawet pomimo jaskrawych kontrapunktów –  trzymający się w ryzach utwór prezentujący klasyczny odcień kameralnego projektu, przypominając niektórymi segmentami folklorystyczne zapędy, które ostatecznie doprowadzają do zawadiackiej melodii prowadzącej w Carla. Owa kompozycja niespodziewanie ulega intrygującej metamorfozie w stronę dziewiczego rytmu tango. Tu po raz kolejny należy złożyć pokłony wobec sekcji smyczkowej, która dodaje utworowi wyjątkowej atmosfery i zadziorności. Trzeba przyznać, że kompozytorska estetyka w tym projekcie niesie za sobą pewność siebie, której młodym zespołom współcześnie bardzo brakuje.

Kiedy nadchodzi czas na pięcioczęściową suitę Modes For All Eternity, mamy wrażenie, że możemy spodziewać się wszystkiego. I tak też się dzieje za sprawą pierwszej części suity z dość niekonwencjonalnym podejściem do rytmu, wobec którego pozostałe instrumentarium integruje się równie niemrawo w rozklekotanych ryzach awangardy, dźwiękach pizzicato oraz praktycznej roli sonorystyki, aby ostatecznie ulec szczytowym konwulsjom konstrukcji.  I Died for Beauty prezentuje się w formie instrumentalnego lamentu requiem i podburzającym atmosferę chóru. Africanus ciągnie za sobą świetny groove polirytmii. Utrzymany w stale rosnącym strumieniu melodii utwór wnosi sinusoidalną zmianę pozytywnego, acz niepokojącego nastroju, którego nie zatrzymuje nawet kolejny Intervallic Nightmares z drażniącymi swoją tajemnicą fragmentami staccato wnoszącymi w konstrukcję utworu dramaturgię. Prawdziwemu chaosowi ulega jednak najbardziej Rejoice mocno nawiązujący do free jazzowych abstrakcji z czasów Ornette’a Colemana zjeżdżających się w erupcji zbiorowej improwizacji przeistaczającej się w cudownie wibrujące unisona saksofonu  Martina Myhre Olsena  z gościnnym udziałem trąbki Erika Kimstada Oedersena. Właśnie pod tę kompozycje doskonale wpaja się graficzna treść albumu w postaci bruegelsowskiej reprodukcji obrazu miasta/wsi oraz ludzi zajętych swoimi sprawami, gdzieniegdzie dokooptowując się do tworzenia czegoś wspólnie. Ostatnie dwa utwory dla odmiany są już bardziej liryczne w swojej postaci. Mocno atmosferyczne kompozycje pienią się barwną teksturą i oszczędnością frazowania, pałając się iście emocjonalną wonią efemeryczności. 

„Modes For All Eternity” to ambitny album, w przypadku którego podziw budzi przede wszystkim wyjątkowa integracja brzmienia i jazzowo-klasyczna synteza dźwięku. Niekiedy być może jest to przerysowane w swojej formie, bo dźwięków jest zwyczajnie za dużo, ale sposób, w jaki dochodzą do kulminacji motywów jest na tyle swobodny, że żaden ze słuchaczy nie ma prawa się w tym wszystkim pogubić. Album paradoksalnie, któremu bardzo łatwo ulec, a w pojedynku między sercem a rozumem zdecydowanie pierwsze zostaje na tym polu zwycięzcą, bo muzyka daje sporą przyjemność bez konieczności konceptualizowania całego tworu i nadwyrężania szarych komórek.