Wojciech Ciuraj – Ballady bez romansów

★★★★★★★☆☆☆

1. Uważaj na nogi 2. Pleśń 3. Ballady bez romansów 4. Cuda niewidy 5. Okrąglik 6. Ścięci 7. Złość 8. Lepsze kolory

SKŁAD: Wojciech Ciuraj – gitara, mandolina, wokal; Paweł Kukla – instrumenty klawiszowe; Piotr Rachwał – skrzypce; Zofia Neugebauer – flet; Klaudia Wachtarczyk – gitara basowa; Dawid Klimuszko – perkusja; Daniel Arendarski – gitara, instrumenty klawiszowe 

PRODUKCJA: Wojciech Ciuraj i Daniel Arendarski

WYDANIE: 10 listopada 2017 –  Emet Records

Walfad chciałem posłuchać już od dawna, ale jakoś nie było mi nigdy po drodze, a skrajne opinie na temat zespołu lekko mnie od niego odpychały. Przyznam, że większość dotyczyła wokalisty, bohatera tejże recenzji i głównodowodzącego na płycie „Ballady bez romansów”, Wojciecha Ciuraja. Los działa jednak w pokrętny sposób i przyszło mi najpierw zapoznać się z solowym dziełem Ciuraja. Niczego jednak nie żałuję.

„Ballady bez romansów” ma tę piękną zaletę, że Ciuraj zestawił ze sobą ludzi z różnych muzycznych światów i postawił na instrumentalne bogactwo. Dzięki czemu mamy między innymi przyjemność posłuchać czarujących partii fletu i skrzypiec. Ten pierwszy instrument to dla mnie szlachetne oblicze muzyki progresywnej i jestem zdania, że znacznie więcej zespołów powinno go używać (nieodżałowany Quidam). Oczywiście nic by z tego nie wyszło, gdyby zebrana tutaj śmietanka instrumentalistów nie czuła muzyki, którą gra, a czują ją oni bardzo dobrze. Tytuł płyty idealnie opisuje jej klimat, pełna jest ona romantycznych idei w tekstach, ujmujących partii solowych i marzycielskich pejzaży. Ku mojemu zdziwieniu nawet postawienie na polskie teksty działa tutaj na plus.

Trochę dziwią mnie skrajne opinie na temat głosu Wojciecha, który bardzo dobrze wpisuje się w atmosferę krążka. Nie jest to głos z tych, które albo się kocha, albo nienawidzi, bo zupełnie nie słyszę powodu do narzekania, choć rozumiem, że nie każdemu przypadnie do gustu wokal z manierą, która może przywoływać skojarzenia z takimi neoprogresywnymi kapelami jak Pendragon czy Galahad. Niemniej jednak Ciuraj śpiewa na wysokim poziomie, melodie przez niego przygotowane są bardzo przyjemne, choć nie ma tutaj takiego momentu, który by wyrywał z butów. Jest po prostu solidnie.

Pisałem o rozmarzonych i romantycznych dźwiękach, więc wypada też wspomnieć, że gitary w składzie są nie dla kozery, a dla autentycznego hałasu. Epicki Okrąglik przyozdobiony jest o świetną solówkę gitarową, która bezceremonialnie tnie powietrze w drodze z głośnika do twojego ucha. Cuda niewidy to krótka petarda o umiarkowanej sile rażenia, która odnajduje swoje siłę w wyraźnym rytmie. Nawet oszczędny w słowa Uważaj na nogi należy raczej do tego rockowego oblicza. Najmocniejszym momentem jest jednak Złość, który przypomina mi zaciętość pierwszych albumów Believe. Pomagają w tym oczywiście świetne partie Piotra Rachwała, który w Ścięci i wieńczącym album Lepsze kolory również daje nie lada popis swoich umiejętności gry na skrzypcach. Końcowe trio to chyba najmocniejszy punkt tego krążka i właśnie tak powinno stawiać się kropkę nad i.

Nie można odmówić Wojciechowi Ciurajowi ambicji i talentu. Zaproszeni muzycy wykonali kawał dobrej roboty i sprawili, że jego wizja nabrała rumieńców. To napakowane instrumentalnymi smaczkami dzieło wpadnie w ucho niejednemu miłośnikowi klasycznego progresywnego grania, w którym organiczne brzmienie i klimat stawiane są na piedestale. Dzieło wciągające i ukazujące niezwykły potencjał na przyszłość, ale jeszcze nie w pełni świadome swojej własnej tożsamości, za często bawiące się w kameleona, aby porwać bez reszty.