XXVII Toruń Blues Meeting (Toruń, Od Nowa, 18-19.11.2016)

Czas płynie identycznie dla wszystkich. Jest też tak, że kiedy na coś się czeka to ten czas nie upływa w zbyt szybkim tempie, a kiedy to, na co oczekiwaliśmy nadchodzi, mija strasznie szybko. Praktycznie od końca zeszłej edycji czekałem i śledziłem wieści o kolejnym bluesowym meeting w Toruniu, który na dobre wpisał się na polskiej mapie festiwalowej. Odkrywanie przez organizatorów kolejnych kart i informacji o 27. Toruń Blues Meeting za każdym razem rozochacało mocniej, szczególnie gdy pojawiła się informacja o ostatnim koncercie legendarnej Kasy Chorych, czy równie legendarnych muzyków grających z Tadeuszem Nalepą w Breakaoucie. Poza tym goście ze świata i Polski, i nie chodzi tu o samych muzyków, którzy tworzą niepowtarzalną atmosferę, bo to znak charakterystyczny toruńskiej imprezy, która uzależnia tak samo jak muzyka. Tegoroczna edycja była jednakże naznaczona absencjami niektórych muzyków, ale zacznijmy wszystko od początku, jak przystało na dobrą kronikę.

Nadmiar

Dzień 1.

18 listopada, w wietrzny piątek, jako pierwsi na scenie pojawili się panowie z pilskiego zespołu Nadmiar. Zespół powstał w 1994 roku i ma swoim koncie ponad 1000 koncertów. Ponadto, jest laureatem wielu nagród na bluesowych festiwalach. Jako ciekawostkę dodam, że obecny wokalista Damian Michalski brał udział w popularnym muzycznym talent show – Voice of Poland (V edycja). Mocny i lekko zachrypnięty głos to jego atut dobrze współgrający z blues-rockowo usposobionymi gitarzystami,  Sławomirem Szpotem i Marcinem Żmudą. W swoim koncertowym secie zespół zaprezentował głównie utwory z ostatniego wydawnictwa „Impreza” – typowo bluesowe kompozycje Whiskey Song, Andżela Blues, mocno rockowe Pieniądze to nie wszystkie, Dwie religie, balladę Wolny czy w końcu rockowo-funkowy American Boy. Każdy otwierający zespół ma trochę pod górkę, bo i osób na publiczności nie za wiele, a ci którzy są niezbyt chętnie jeszcze włączają się do wspólnej zabawy, pomimo usilnych starań wokalisty. Generalnie występ bardziej niż poprawny, z rockowym pazurem, czasem może i za bardzo rockowo niż bluesowo, ale na pewno wpasowujący się w charakter toruńskiego festiwalu. Zespół kończył także pierwszy dzień koncertowy będąc gospodarzem pierwszego nocnego jam session.

Po występie Nadmiaru, publiki zaczęło przybywać z bardzo prostego powodu, na scenie zaanonsowani zostali muzycy z zespołu Kasa Chorych. Zespół legendarny, obchodzący w tym roku 40-lecie swojej artystycznej działalności. Został on założony przez, nieżyjącego już, świetnego, jednego z pierwszych w kraju harmonijkarza, Ryszarda „Skibę” Skibińskiego i gitarzystę Jarosława Tioskowa, który przewodzi zespołowi do dnia dzisiejszego. Koncert na 27. TBM był jednym z koncertów pożegnalnych zespołu.

Kasa Chorych
Jacek Karpowicz

Przez te wszystkie dekady Kasa wprowadzała bluesa pod strzechy szerokiego grona słuchaczy. Dawała rodzimej scenie świeżość i jakość zwłaszcza w latach 80, nie bojąc się śmiałych eksperymentów. I właśnie taki przekrój słuchaczy można było zauważyć patrząc na gęsty tłum fanów pod sceną. Mieszanka młodości i doświadczenia to nie tylko widownia tego koncertu, ale także obecny skład zespołu. Z powodów osobistych na koncercie w Toruniu z zespołem nie pojawił się grający na harmonijce Michał Kielak, a jego miejsce zajął Jacek Karpowicz, który może i przed samym koncertem był lekko stremowany, ale po chwili, gdy wydobył pierwsze dźwięki ze swojej harmonijki zapomniał o stresie. Mając taki staż i taki zbiór utworów wybrać te, które będą najbardziej reprezentatywne i które połączą kilka pokoleń słuchaczy jest sztuką niezwykłą. Można tego jednak dokonać, co doskonale pokazała tego wieczoru Kasa. Muzycy zaprezentowali m.in. utwory Chcę Cię kochać (z albumu o tym samym tytule, 1998 r.) Kapitan i Historia o ptaku, który odleciał do Boga („Rythm & puls”, 2004 r.) Biały Blues, O człowieku, Przez jedną noc („Orla”, 2014 r.), MPO Blues, Blues bez pieniędzy („Ryszard 'Skiba’ Skibiński 1951-1983”, 1984 r.). Zwłaszcza te dwa utwory, które grał zarówno „Skiba” Skibiński, jak i później Michał Kielak, były sprawdzianem dla młodego harmonijkarza, który egzamin ten zdał celująco, zbierając za swoją grę zasłużone długie brawa. Jeśli mielibyśmy porównywać koncert z jakąś rywalizacją, to wygranym na pewno tego koncertu był Jacek Karpowicz. Mam nadzieję że już niedługo o nim samym i zespole Szulerzy, w którym gra na codzień usłyszymy znacznie więcej. Długie brawa po blisko półtorej godzinie żegnały schodzącą ze sceny Kasę Chorych, która tym samym pożegnała się z toruńskimi fanami na dobre.

Pierwszym zagranicznym gościem na tegorocznej edycji Toruń Blues Meeting był nazywany szalonym bluesmanem z Islandii ET Tumason. Jego gra jest prosta, dzika i mocno osadzona w akustyce. W swojej twórczości nawiązuje do takich tuzów bluesa akustycznego i delta-bluesa jak Robert Johnson, Fred McDowell, czy Bukka White, których utwory zebrani w toruńskiej Od Nowie mieli okazję usłyszeć. Oprócz tego zaprezentował także swoje autorskie kompozycje jak Monsters in Love czy I hate school.

ET Tumason

Koncert był dodatkowo przerywany monologami muzyka, historiami związanymi z prowadzonym przez muzyka trybem życia, jego perypetiami na lotnisku etc. Było widać, zwłaszcza pomiędzy utworami, że jest niekoniecznie w dobrej formie. Wydawało się, że granie go trochę męczy i chciałby jak najszybciej skończyć. Troszkę się zawiodłem, ponieważ liczyłem że bardziej porwie toruńską publiczność, jak i również mnie samego, co nie zmienia faktu, że jest człowiekiem bardzo otwartym i sympatycznym co też potwierdziło możliwość spotkania przy barze i na tyłach klubu.

Publiczność zebrana w Od Nowie czekała jednak na to co wydarzy się po występie Islandczyka. Na scenie pojawił się bowiem zespół OldBreakout. Tworzą go legendarni muzycy z dowodzonej przez Tadeusza Nalepę grupy Breakout z różnych lat – Krzysztof Dłutowski, Tadeusz Trzciński i Zbigniew Wypych oraz uznani muzycy sesyjni – Kazimierz Pabiasz, Dariusz Henczel i Dariusz Samoraj. Już przy wchodzeniu na scenę i montowaniu sprzętu zespół zbierał ogromne brawa. Fani zebrani na sali po raz kolejny w przedziale od niemowlaka do dziadka, choć z przewagą tych drugich. Po ponad 40 latach znów mogli zobaczyć swoich idoli razem na scenie, niemalże jak za dobrych czasów ówczesnego Breakout.

OldBreakout

Formacja zaprezentowała wiązankę swoich głównych przebojów z okresu działalności z Tadeuszem Nalepą, a przede wszystkich z płyt „Blues” (1971 r.), „Karate” (1972 r.) oraz „Kamienie (1974 r.) oraz kompozycję z własnego krążka pod nazwą Kłamstwo to podstawa („Za głosem bluesa idź”, 2014 r.). Muzycy rozpoczęli od solowego utworu Nalepy, który pojawił się na wspólnej płycie Nalepy i Dżemu („Numero Uno”, 1988 r.) pod tytułem Ten o Tobie film. A następnie z „Breakoutowych trojaczków”: Ona poszła inną drogą, Oni przyjdą tu, Pomaluj moje sny, Gdybym był wichrem, Co stało się kwiatom oraz na bis Kiedy byłem małym chłopcem („Blues”), Daję Ci próg, Karate („Karate”) czy Modlitwa („Kamienie”). Tadeusz Trzciński, jeden z pierwszych obok Skiby z Kasy Chorych harmonijkarzy w kraju, wspominał by pamiętać o zespole i o nich samych, bo swoje lata mają. Reakcje publiczności na utwory, wzajemna energia i forma muzyków przekonała mnie, że muzycy mogą być o to spokojni, bo koncert pozostanie w pamięci publiczności na długo, a muzyka pozostanie żywa wiecznie dla kolejnych pokoleń, mimo że już nie ma z nami głównych bohaterów jak Tadeusza Nalepy, Miry Kubasińskiej czy Józefa Hajdasza.

Niki Buzz

Chociaż po koncercie OldBreakout publika się przerzedziła to nie był koniec emocji pierwszej nocy festiwalowej. Na zakończenie zagrał ze swoim trio amerykański wirtuoz gitary Niki Buzz. Blisko 2-godzinne przedstawienie prezentując wspaniałą grę, niezliczonymi popisami w postaci solówek. Zaprezentował przekrój energetycznego blues-rocka, bluesa elektrycznego rodem z Chicago i Texasu, ale przede wszystkim, i to był główny punkt tego występu, utwory nieodżałowanego Jimiego Hendrixa. Wspaniałe wersje Wind Cries Mary, Hey Joe czy Little Wing wprawiały wręcz w ekstazę pozostałych na sali widzów, jak również śledzących występ zza kulis muzyków z OldBreakout. Druga część występu Amerykanina była idealną klamrą, która spięła festiwal podczas pierwszego dnia, ponieważ przed koncertami odbyło się spotkanie ze Zdzisławem Pająkiem, autorem książki Jimi Hendrix. Szaman rocka – pierwszej biografii Hendrixa napisanej przez Polaka. Opowiadał on o powstawaniu książki, o ciekawostkach związanych z docieraniem do źródeł, tłumaczeniem książek i informacji obcojęzycznych. Tematycznie książka opisuje pierwsze lata Jimiego, zanim wyleciał do Wielkiej Brytanii i zanim stał się światową gwiazdą. Jak zapowiadał sam autor jest to dopiero tom pierwszy i za jakiś czas będzie można spodziewać się części kolejnej pokazującej Hendrixa jako gwiazdę światowej muzyki.

Dzień 2.

W tym roku to przede wszystkim dzień gości z zagranicy. Na początek wystąpił duet z Litwy Jutas & Pilibavicius. Virgis Jutas od ponad 15 lat gra w popularnym u naszych sąsiadów zespole Blues Makers i jest tam uznawany za najlepszego gitarzystę i wokalistę bluesowego. Vytautas Pilibavicius to z kolei kompozytor i puzonista. Gitara, harmonijka i puzon to połączenie dość egzotyczne jak na blues, ale musicie uwierzyć, że całkowicie się sprawdziło i śmiało postawię tezę, że oczarowało toruńską publiczność. Utwory niebanalne, pełne ciekawych rozwiązań kompozytorskich z licznymi partiami solowymi gitary i puzonu były niezwykle urokliwe. Część z nich faktycznie urzekły publiczność i czasem lekko opóźnione, ale żywe reakcje ludzi pokazały jak Toruń był zasłuchany w te dźwięki. Publiczność żywo reagowała na ich muzykę wybijając rytm, klaszcząc i podrygując do co żywszych numerów. Poza tym muzycy złapali świetną interakcję z publicznością, a Jutas starał się praktycznie każdy numer zapowiedzieć po polsku. Takim też sposobem koncert trwał godzinę, może nawet chwile dłużej, gdyż organizatorzy pozwolili przedłużyć swój set Litwinom oraz wyjść im na bis.

Jutas & Pilibavicius
Kulisz Trio

Po gościach z zagranicy na scenę wyszedł Adam Kulisz ze swoim trio. Rdzenny śląski bluesman, to czarodziej gitary oraz laureat nagród, w tym dla wokalisty roku pisma „Twój Blues”. Muzyk z ogromnym doświadczeniem. 30 lat na scenie w różnych konfiguracjach, w projektach solowych jak i gościnnych udziałach sesyjnych na płytach. Wystąpił chociażby na ostatniej płycie Śląskiej Grupy Bluesowej, zmarłego w zeszłym roku Jana „Kyksa” Skrzeka, „Kolory Bluesa” (2014 r.). W skład tria oprócz gitarzysty i wokalisty Adama Kulisza wchodzą też kontrabasista Piotr Rożankowski oraz perkusista Aleksander Juraszczyk. Oprócz profesjonalizmu i dynamiki w grze na gitarze Kulisz ma charakterystyczny głęboki, hookerowski głos ze śląską manierą. Śpiewa przede wszystkim proste historie o sobie, o swoim Śląsku, ale robi to niezwykle stylowo. Koncert z mocnym rockowym zadziorem, dużo tradycyjnego bluesa i mnóstwo muzycznych odniesień do idoli – B.B. Kinga, Muddy Watersa, czy John Lee Hookera. Kontrabas dodaje głębi utworom, których nie daje zwykła gitara basowa. Zabrzmiały najważniejsze z utworów Adama, a wśród nich m.in. Luizjana, Kiedy Adam ryknie hej, Chachor, Piła Blues, Gruba. Do kilku utworów Adam zaprosił harmonijkarza gospodarzy imprezy, Tortilli, Dawida Wydrę. Prywatnie Adam to bardzo miły facet, otwarty na słuchaczy. Miałem przyjemność porozmawiać chwilę po jego koncercie i zdobyć autografy na płytach. Liczę, że jeszcze gdzieś będę miał okazję znów posłuchać tego tria.

Buzma Folk Blues

Następnie na scenie pojawił się człowiek z kaszkietem na głowie, ubrany niemalże odświętnie, z zestawem kilku gitar – Czech Lubomir „Buzma” Khyr. Czesi może i faktycznie nie są europejskimi potentatami jeśli chodzi o blues, ale mają ciekawego reprezentanta, który odznacza się nie tylko strojem. Grał na gitarze akustycznej, dobro, banjo, harmonijce, a do tego wyznaczał rytm stopą uderzając do podłączonego do mikrofonu pudła. Poza tym to, co podkreślali organizatorzy, trzeba mieć niezwykłą odwagę, by pozostać sam na sam ze swoją muzyką, lirykami i swoim artystycznym indywidualizmem. Muzyka bardzo przyjemna dla ucha, zarówno do zasłuchania, jak i pobawienia się. Choć pewnie z przewagą tej drugiej opcji, co zresztą było widać po zebranych tego dnia słuchaczy, którzy wspólnie z Buzmą bawili się przy jego muzyce. Poza tym sam język i humor czeski jest na tyle wdzięczny, że nawet przy poważniejszych tematach po prostu wypadało się uśmiechnąć. To kolejny artysta, który był na tyle miły, że, można go było spotkać po koncercie przy barze sprzedającego swoją płytę, rozdającego autografy, pozującego do zdjęć i wymieniającego słowa z przybyłymi gośćmi. Na zakończenie festiwalu na dużej scenie zagrał po raz kolejny Dżem choć tym razem bez chorego Beno Otręby. Jego miejsce zajął basista sesyjny. Dżem dał blisko 2-godzinny koncert prezentując przekrój swoich najważniejszych utworów. Oczywiście zabrzmiał sztandarowy Czerwony jak cegła czy Wehikuł czasu, a do tego Sen o Victorii, Tylko Ty i ja, Cała w trawie, Jak malowany ptak czy z płyt nagranych już z Maciejem Balcarem na wokalu: Gorszy dzień, Partyzant, Do przodu. 

Dżem

Wyjątkowo podczas 27. Toruń Blues Meeting na sam koniec pojawili się gospodarze, czyli Tortilla. Zagrali po występie Dżemu na małej scenie klubu, zapowiadając że ich występ płynnie przejdzie w kolejne jam sessions z udziałem publiczności. Ekipa prowadzona przez Maurycego Męczekalskiego znów przeszła pewne rewolty w składzie, i jak mówił sam Maurycy, miejmy nadzieje że już ostatnie… w tym roku. Nową wokalistką jest obecnie Kasia Żuraw, która została ciepło przyjęta przez festiwalową publikę. Zespół zaprezentował przede wszystkim bluesowe standardy, m.in. Boom Boom Boom John’ego Lee Hookera, Sloppy Drunk Jimmiego Rogersa, Messin with the Kid Junior Wellsa, czy Let the good Times roll B.B. Kinga Room to move Johna Mayalla oraz swoje autorskie utwory m.in. Idę do domu. Spora liczba osób zebrała się wokół sceny słuchając i bawiąc się w takt muzyki Tortilli. Po ponad godzince zespół zręcznie przeszedł do jamowania, w którym uczestniczył między innymi Adam Otręba z Dżemu oraz osoby z publiczności, które śpiewały, czy grały na harmonijkach, ale to są już historie bluesem pisane, które trzeba przeżyć będąc na miejscu, bo żadne słowa nie oddadzą atmosfery, która panuje podczas tych spotkań. Opuszczałem klub blisko 3 nad ranem, a on tętnił dalej bluesem.

Tortilla

I tak oto kolejny, dwudziesty siódmy, Toruński Blues Meeting dobiegł końca. Toruń był stolicą światowego bluesa przez te dwa długie dni i noce, które minęły w zastraszająco szybkim tempie. Pozostaje teraz znów czekać kolejnych długich dwanaście miesięcy by być z Wami, w tym magicznym miejscu, gdzie ludzie nie tylko się jednoczą, ale i wspólnie bawią, grają, spożywają posiłki i napoje, tworząc niezapomniany klimat okraszony mnóstwem świetnej muzyki. Do zobaczenia za rok.