Yossi Sassi Band – Roots and Roads

★★★★★★★★★✭

1. Wings 2. Palm Dance 3. Root Out 4. Mr. NoSoul 5. Madame TwoSouls 6. The Religion of Music 7. Winter 8. THundercloud 9. Road Less Traveled 10. Rizes Kai Dromoi 11. Bird Without a Tree 12. Stronger than Ever.

SKŁAD: Yossi Sassi – Bouzoukitara, wokale, gitara elektryczn, klasyczna, akustyczna, 7-strunowa, bouzouki, charango, oud, saz, chumbush, instrumenty klawiszowe (5, 9); Or Lubianiker – bas; Sapir Fox – wokale (9, 11), chór (1); Ben Azar – gitarowe solo 2 i 3 (2) oraz gitara elektryczna; Roei Fridman – instrumenty perkusyjne; Shay Ifrah – bębny. Gościnnie: Zaher Zorgatti – wokale (6); Ron „Bumblefoot” Thal – solo gitarowe 1 i 4 (2); Diana Golbi – wokale (3);  Ron Zuarets – fortepian; Yoav Efron – instrumenty klawiszowe (1, 6, 8, 10); Bob Katsionis – organy Hammonda i instrumenty klawiszowe (10); Ariel Qassis – kanun; Daniel Hoffman – skrzypce; Itzhak Ventura – arabski, turecki i perski ney; Danielle Sassi – flet; Yankae Segal; bas bezprogowy (11); Assaf Perelmutter – lap steel, Diddley bow; Harel Shachal – klarnet; Dan Piloni Kark, Jonathan Jacobi, Liron Schaffer – chór (1); Diana Golbi – wokale (3); Zaher Zorgati – wokale (6).

PRODUKCJA: Yossi Sassi

WYDANIE: 25 maja 2016 – Yossi Sassi Band  www.yossisassi.com

Muzyka instrumentalna często dziś poddawana jest recyklingowi. Innowacyjność gitarzystów to właściwie stos emisji znanych nam inspiracji. Standardy zostały jako tako ustanowione i nie wszystkim śpieszy się, aby taki stan rzeczy rozruszać. Yossi Sassi Band to chlubny wyjątek gdzie kreatywność bierze górę nad schematami, a kompozycje stanowią pole do eksperymentalnych popisów. Tym bardziej jest to zdumiewające, że nad opisywanym projektem czuwa właściwie jeden – człowiek orkiestra. O jakie instrumenty chodzi nawet się nie odważę rozpisywać. Nie śmiem ich również kategoryzować, bo na tym wydawnictwie pojawia się ich niezliczona rzesza. Mówiąc „orkiestra” nie przesadzam. Człowieka gra na 17. instrumentach! Ich równie mrowia ilość na albumie potwierdza jakość aranżacji lidera, który potrafi przedstawić swój pomysł w sposób jasny i niechaotyczny. Lider tej formacji to postać tak ekscentryczna, że ma na tyle tupetu, aby tworzyć nowe instrumenty jak bouzoukitara – pół gitara, pół buzuka. Jeśli nadal nie wiemy z jakim typem artysty mamy do czynienia, pomóc Wam może fakt jego członkostwa w jednym z najbardziej docenianym izraelskim zespole metalowym Orphaned Land. „Roots and Roads” to już trzecia płyta tego artysty, ale pierwsza, która powstała po odejściu od tego „dziewiczego” zespołu i na wyłączność swojego solowego projektu.

O czym opowiada płyta? Zespół śpieszy z odpowiedzią: Jesteś unikalną mieszanką swoich korzeni i wyborów, jakie podejmujesz. Każdy z nas jest delikatną miksturą naszej przeszłości oraz dróg, jakimi podążamy. Wszyscy jesteśmy podróżującymi drzewami, sięgającymi w dal korzeniami i wędrującymi w świat. Szukającymi równowagi pomiędzy tym skąd przeszliśmy, a kierunkiem w którym podążają nasze serca, by na koniec dnia po prostu zrozumieć, kim tak naprawdę jesteśmy. „Roots and Roads” jest muzyczną podróżą, obejmującą cały świat całym mnóstwem kultur i muzycznych stylów, pozwalającą słuchaczowi na chwilę refleksji zagłębienie się w wielowymiarowym emocjonalnym doświadczeniu. Przyznacie, że dość filozoficzna konwencja, ale sama muzyka jest już dużo „prostsza”, chociaż tych słów za idealne podsumowanie uznać nie można. 

Jeśli nikt z Was nie wiedział czym jest rock orientalny szybko wprowadzi Was w ten filozoficzny świat pierwszy utwór Wings. Rdzeń projektu, oparty właśnie na tej konwencji to główny element, który tworzy charakter całego wydawnictwa. Wielobarwność muzycznych ciągów łączących kwieciste melodie wstrząśnięte porządnym groovem. Całość opatrzona gdzieniegdzie wokalizami wprowadzających niemalże mantrowy tam bliskowschodniej tematyki riffów. Motywy są rozgrywane na dużej przestrzeni czasu, ale z każdym taktem nabierają niesłychanego impetu. Nie ma mowy o nudzie.

Palm Dance zdradza większe chęci ku energiczniejszym elementom ubarwionych pikantnymi akordami, które w tym utworze skojarzą się nam z duetem Joe Satrianiego i Steve’a Vaia. To właśnie ten pierwszy z wymienionych gitarzystów miał zapewne największy wpływ na twórczość Yossi Sassi ze względu na przebojowe i odważne w fuzjach aranżacje, których inspiracje słychać w muzyce „Roots and Roads”. Ponadto, gościnny udział Bumblefoota w tym utworze został tu z ekstrawagancją spreparowany wybitnie napędzającą solówką. Ten numer to również popis umiejętności poprzedzony zgrabnymi zmianami dynamiki, tempa, czy też ornamentyką gitarowych elementów. Root Out prowadzi równie majestatyczny motyw zmineralizowany orientalnym frazowaniem, czy też ciekawymi wokalnymi pokrzykami, które pojawiają się również w Bird Without a Tree. To one po części tworzą prymat atmosferycznego wymiaru całego projektu. Nie byłyby jednak tym samym gdyby nie pozostała cześć instrumentarium, które wzbogaca wymiar płyty wobec fuzji tradycjonalizmu z modernizmem. Bliskowschodni temat daje się odczuć zarówno w mocniejszych, jak i lżejszych momentach albumu. Właściwie po jednym przesłuchaniu nie pomylimy tego projektu z żadną inną formacją. Piękną mieszankę kultur zaznamy słuchając Road Less Traveled. Enigmatyczny utwór, który z akustycznego ascety przeobraża się w dynamiczny pazur rocka. Bird Without a Tree to z kolei kompozycja wykorzystująca lekkość bezprogowego basu. Wielu wprowadzi również w folkowy wymiar brzmienia tego wydawnictwa, który nie jest obcy również innym kompozycjom, jak chociażby Thundercloud. Prowadzi on ciekawy dialog współczesności z tradycją. Kłania się tutaj ciekawa dynamika bliskowschodnia, gdzie solowe wykony oparte na frywolnej melodyce skutecznie skupiają na sobie uwagę folklorystycznych fundamentów. 

Na albumie znajdziemy przede wszystkim instrumentalne twory, które tworzą niesamowitą całość. Dwa są dość osobliwe. Wyjęty z tradycyjnego akustycznego motywu Mr. NoSoul przeobraża się w skręcone harmoniczne modulacje wykorzystujące ciemne zakamarki projektu – Madame TwoSouls. Niesamowicie mocna kompozycja napędzana delikatnością bliskowschodniej kultury. Takie niuanse są chyba w tym projekcie najważniejsze i najbardziej magiczne. Utwór zakończony swoją drogą niezwykle intrygująco-etniczną solówką perkusji, która jednak równie intrygująco została urwana, acz ciekawie samą kompozycję rozciągająca.

Ciekawym oderwaniem jest Stronger Than Ever, który wprowadza zdrową dozę psychodeli poprzez drastyczne i ciekawe kontrasty. Rizes Kai Dromoi przyniesie również psychodeliczną wymianę melodii, która na końcu kłania się twórczości… Ennio Morricone… Naprawdę nie wiem, jak to wytłumaczyć. Efekt jednak ostatecznie fantastyczny. Ten sam utwór wprowadza również ciekawe rytmiczne zabiegi ubogacone ciekawymi zagrywkami wokalnego unisono, chociaż w Road Less Traveled jest to chyba jeszcze bardziej intrygujące.

Mimo że album to w większości instrumentalne propozycje, mamy do czynienia również z wokalnymi popisami, jak ten w Root Out z damskimi wokalami Diany Golbi, czy też The Religion of Music, podpartego pięknymi popisami wokalami Zahera Zorgattiego, na co dzień udzielającego się w tunezyjsko-francuskiej progmetalowej formacji Myrath. To właśnie ten gościnny udział skupił moją uwagę najbardziej ze względu na ciekawą szeroką skalę śpiewu wokalisty przypominającą tą, którą posiadał Ronnie James Dio.

Jeśli przyjdzie Wam słuchać Winter, znajdziecie w nim ukojenie dźwiękami oryginalnego instrumentarium z ukłonem w stronę jazzu. Ten utwór to magia sama w sobie i odważna próba instrumentalnego wywaru opartego na bajecznych gitarowych motywach. Solowe popisy nie idą w parze z szybkością i techniką, ale z emocjami jakie rozgarnia struktura kompozycji.  Utwór nie jest oparty wyłącznie na sztywnym riffie, ale melodycznych zrywach kolaborujących z konwencją scalenia orientalizmów z hymnowym wręcz wydźwiękiem. To akustyczne wątki określają orientalny wymiar materiału. Wymuskane w matni ciężkiego brzmienia elementy krystalizują całość dodając wydawnictwu świeżości i lekkiej prezencji. Niestety, co nie przypadło mi do gustu to sam miks i mastering, który jest znacznie niżej przeciętnej jakości takiego typu wydawnictw. Fatalna produkcja kontrastuje z błyskotliwością motywów skutecznie utrudniając odbiór zamglonym i mało wyselekcjonowanym materiałem. Brzmienie często jest zduszone i zamknięte w gęstwinie potencjalnych zawirowań ornamentów, a niezwykle ciekawe rozwiązania gubią się we wrzawie przestrzennej izolacji. Album dla mnie stanowczo za mało klarowny. Być może chciano dzięki temu podkręcić organiczność wydawnictwa, ale raczej się to nie udało. 

Powiedzmy sobie szczerze, że fuzja rocka z bliskowschodnia kulturą sama w sobie jest interesująca, ale na uwagę zasługuje fakt, że aranżacje „Roots and Roads”  nie popadły w monotonię, której można było się spodziewać przy schemacie tego typu projektów. Tymczasem, album umiejętnie zmieszany został z akustyczną wonią bliskowschodniej ornamentyki, którą koronuje rockowy wymiar płyty. To wydawnictwo to właściwie potwarz wobec tradycyjnych rockowych form. Nowe spojrzenie na to, jak rock może wyglądać, jeśli w grę wchodzą fuzje innych kultur. Egzotyczne wydawnictwo wzbudzi szerokie zainteresowanie, zwłaszcza tych, którzy przekonani są, że rock jest na wyłączność zachodniej cywilizacji.