Serca bicie. Biografia Andrzeja Zauchy

Zacznijmy od tego, że tę książkę aż chce się wziąć do ręki. „Serca bicie. Biografia Andrzeja Zauchy” Katarzyny Olkowicz i Piotra Barana wyróżnia się wyjątkowo staranną i estetyczną szatą graficzną, co niewątpliwie zachęca, aby z tą publikacją się zapoznać. Jej autorzy dedykują ją wszystkim tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z twórczością Andrzeja Zauchy. I być może dopiero domyślają się, jakim człowiekiem był naprawdę. Takich osób jest na pewno bardzo wiele. Od śmierci artysty minęło już prawie 30 lat i młodsze pokolenie niekoniecznie zdaje sobie sprawę kto to w ogóle jest. Książka po części pełni więc rolę edukacyjną i inspiruje do dokładniejszego zapoznania się z jego twórczością. Wartość merytoryczna wydawnictwa zdecydowanie ułatwia to zadanie, bowiem na jego końcu znajdziemy dokładną dyskografię i spis wszystkich utworów wykonywanych przez artystę. Profesjonalność bije od pierwszego zetknięcia się z książką, podobnie jak i z samą twórczością piosenkarza.

Andrzej Zaucha to muzyczny fenomen, karierę zaczynał jako perkusista już w wieku ośmiu lat kiedy zastępował w zespole jego często „niedysponowanego” ojca. Nigdy nie uczęszczał do szkoły muzycznej, a z zawodu był zecerem. W młodości trenował kajakarstwo zdobywając trzy medale w mistrzostwach Polski juniorów. Mimo dobrze zapowiadającej się kariery sportowej i szansach występu na olimpiadzie, Zaucha zdecydował się zerwać ze sportem i oddać się muzyce. Mimo, że bez muzycznego wykształcenia, artysta doskonale odnajduje się na scenie, wykazuje się wrodzoną muzykalnością i godną pozazdroszczenia muzyczną pamięcią. Jego kariera nabiera rozpędu w rythm&bluesowej grupie Dżamble gdzie występuje jako wokalista, a później Anawa, zastępując w niej samego Marka Grechutę.

Autorzy książki umiejętnie przedstawiają perypetie kariery Zauchy podkreślając przy tym jego cechy charakteru. Narracja oparta jest w dużym stopniu na wypowiedziach współgrających z nim muzyków. Najbardziej wartościowe są wspomnienia przyjaciół Zauchy – Andrzeja Sikorowskiego, Krzysztofa Piaseckiego, Włodzimierza Korcza, Jarosław Śmietany, etc. Ukazują one Zauchę nie tylko jako artystę, ale przede wszystkim jako człowieka. Ich relacje przedstawiają go jako muzyka niebywale utalentowanego, potrafiącego zaistnieć w tak odmiennych stylach jak blues, rock, jazz, funk, poezja śpiewana czy wreszcie komercyjne szlagiery. Niektórzy zarzucali mu, że się rozdrabniał i nie potrafił skrystalizować swojego stylu, ale Andrzej Zaucha zwyczajnie chciał i potrafił zaśpiewać wszystko i za każdym razem doskonale mu to wychodziło. Posiadał bardzo szeroką skalę głosu z jego pastelowym barytonem i rozczulającym falsetem, sceniczny i aktorski talent oraz nadzwyczajną łatwość nawiązywania kontaktu z publicznością. Imponować mogą jego umiejętności śpiewania scatem oraz muzyczna wyobraźnia w jazzowej improwizacji i to u boku rasowych jazzmanów. Jam sessions w krakowskim Klubie Pod Jaszczurami z jego udziałem określane są dziś jako „legendarne”.

Artysta przedstawiony jest również od strony prywatnej. Dowiemy się o jego pasjach pozamuzycznych, oraz o tym jakim był mężem, ojcem i wreszcie kochankiem. Opisane są jego perypetie z podróży zagranicznych po zachodzie Europy w czasach PRL-u, jak i okresu kiedy święcił największe sukcesy w kraju. Z całości wyłania się obraz człowieka niezwykle pogodnego, niemal zawsze uśmiechniętego, szarmanckiego, przyjaznego i do samego końca zachowującego szlachetną postawę wobec otoczenia. Zaucha nigdy nie gwiazdorzył (chyba, że na scenie) i był jak chłopak z sąsiedztwa zawsze gotowy na przyjacielską pogawędkę. Czy tak dobrze rozwijająca się kariera musiała skończyć się tak tragicznie?

W książce nie brakuje dywagacji na ten temat, a i sam czytelnik po zakończeniu lektury na pewno będzie się nad tym długo zastanawiał. O śmierci artysty wypowiada się szczególnie ciekawie jego córka Agnieszka, która w przeciągu zaledwie dwóch lat straciła matkę i ojca. Sporo miejsca poświęcone jest też sprawcy dramatu Yvesowi Goulais. Autorzy starają sporządzić swoisty portret psychologiczny sprawcy i przedstawić jego motywy działania.

Tragiczna śmierć Andrzeja Zauchy 10 października 1991 roku poruszyła całą Polskę. Jego życie jest gotowym scenariuszem do filmu i może zaskakiwać, że do tej pory żaden z reżyserów nie potrafił temu zadaniu sprostać. Wszak filmowych produkcji doczekali się już u nas artyści – jeśli w ogóle można użyć takiego terminu – nieporównanie mniejszego formatu. Po lekturze mimowolnie nasuwają się pytania, co śpiewałby Andrzej Zaucha gdyby ciągle żył? Czy potrafiłby odnaleźć się w nowej muzycznej rzeczywistości i dotrzeć do młodszego pokolenia? Porównując jego twórczość z innymi artystami tamtych lat, których muzyka nie przetrwała próby czasu, możemy śmiało stwierdzić, że akurat on miałby naprawdę spore szanse. Nie ważne czy występowałby z raperami, czy śpiewał swój ukochany jazz – jego wszechstronność, naturalność i niesłychanie pogodna aparycja zrównałaby mu mnóstwo sympatyków również i dziś.

Mylą się ci, którzy twierdzą, że nie ma ludzi niezastąpionych. Andrzej Zaucha pozostawił po sobie lukę, której na polskiej scenie muzycznej do tej pory nikt nie wypełnił. Cieszą pojawiające się nagrania dedykowane twórczości piosenkarza (Kuba Badach – „Tribute to Andrzej Zaucha. Obecny” czy festiwal „Serca Bicie” odbywający się od 12 lat w Bydgoszczy. Najważniejsze jednak, abyśmy to my sami powracali do dorobku artysty i o nim nie zapominali. Z tego punktu widzenia książki takie jak ta są niezwykle ważne i stanowią solidną bazę do poszerzania wiedzy o tym wyjątkowym artyście. Sztuka nie boli, zwłaszcza ta radosna i bezpretensjonalna w wykonaniu Andrzeja Zauchy.