Lars Danielsson – „Symphonized”- melodia, płynność i emocje

Szwedzki basista/wiolonczelista Lars Danielsson jest mistrzem improwizacji, który całkowicie angażuje słuchaczy, zabierając ich w swoją muzyczną podróż. Jest zbyt eleganckim i wyrafinowanym muzykiem, by pozwolić sobie na powierzchowne wirtuozowskie popisy. Wyrafinowane, naturalnie liryczne linie improwizacji Danielssona pozostają w służbie przepływu muzyki, co jest szczególnie zauważalne, gdy przyjmuje on rolę solisty. Te podstawowe cechy są również obecne w jego rozległej i bardzo chwalonej pracy jako aranżera, kompozytora i lidera zespołu. W kierowanej przez siebie grupie „Liberetto” znalazł on nie tylko chwytliwą nazwę dla zespołu, ale także formułę podejścia do muzycznej materii. Skonstruowane przez niego słowo zawiera „libretto”, wskazówkę w kierunku komponowanego, quasi-klasycznrgo charakteru jego pisarstwa, a także związek z operą i liryzmem, podczas gdy łacińskie słowo „liber” odnosi się do swobody improwizacji, podstawowej zasady jazzu. Jego wyjątkowy talent jest coraz bardziej doceniany: najnowszy album „Liberetto” z 2021 roku, jak zauważył Brian Morton z Downbeat, potwierdza pozycję Danielssona jako lidera/kompozytora.

Muzyka klasyczna i jazz to dwa bieguny muzycznej kariery Danielssona. Mówi – z uśmiechem – że muzycy orkiestry na pytanie, czy jestem muzykiem jazzowym, odpowiedzieliby twierdząco… . Danielsson dobrze czuje się w przestrzeni między muzyką klasyczną a jazzem. Jego pierwszym nauczycielem muzyki był organista kościelny, a folklor jego rodzinnej Szwecji był zawsze obecny w jego muzycznej tożsamości. Jako młody wiolonczelista dużo grał w orkiestrach. Jego znajomość Bacha i świętych hymnów szybko przekształciła się w miłość do rock’n’rolla, ale zniknęła ona w połowie lat siedemdziesiątych kiedy zaczął słuchać jazzu. Lars Danielsson zawsze troszczył się o zdefiniowanie swojego własnego miejsca jako europejskiego muzyka z tej mieszanki wpływów. Chociaż na początku grał też standardy jazzowe, poszukiwał dalej: Wiele różnych doświadczeń znalazło drogę do mojej muzyki.

Swoim podwójnym albumem „Symphonized” Lars Danielsson spełnia teraz swoje marzenie. Niektórzy muzycy Orkiestry Symfonicznej w Göteborgu byli jego rówieśnikami w konserwatorium. W 2008 roku po raz pierwszy nagrał z tą orkiestrą własną muzykę. W 2017 roku grający na rożku angielskim Björn Bohlin powierzył Danielssonowi rolę kompozytora na orkiestrę, a w 2018 roku zagrali wspólnie „Koncert na rożek angielski i kontrabas”. W roku 2019 odbyło się nagranie, tym razem z Karoliną Grinne jako solistką na rożku angielskim i oboju. Dwa lata później nadarzyła się okazja nagrania dodatkowego materiału w tym samym miejscu. Narodził się pomysł projektu „best-of” z utworami z płyty „Liberetto” w formie orkiestrowej. Zaangażowana została pełna orkiestra składająca się z 79 członków i zaproszonych solistów, z Peterem Nordahlem jako dyrygentem przy obu nagraniach. Nordahl wyspecjalizował się w projektach łączących muzykę klasyczną z popularną.

Połączenie klasyki z jazzem jest oczywiście obarczone niebezpieczeństwem, czego Lars Danielsson jest bardzo świadomy. Właśnie ta świadomość sprawia, że nagrania „Symphonized” są tak skuteczne, ponieważ pisze dla muzyków orkiestrowych w sposób, do jakiego są przyzwyczajeni, nie przychodzi mu do głowy poprosić ich o zagranie jazzu. Mam nadzieję, że znam się na ich instrumentach na tyle dobrze, aby móc pisać dla nich w sposób, który brzmi jak najlepiej. Efektem współpracy jest kinowa muzyka szerokoekranowa, być może z echem Clausa Ogermanna, Nino Roty czy Ennio Morricone. A stąd już niedaleko do myśli Maurice’a Ravela, do którego Claude Debussy powiedział kiedyś: Przyjemność jest prawem.

Ta przyjemność jest wyczuwalna na nagraniach. Elastyczne, ze zrównoważonymi barwami i teksturami oraz pełne różnorodności melodycznej frazy rozwijają się w sposób, który zapewnia radość. Lars Danielsson widzi wyzwanie w wykorzystaniu orkiestry w sposób, który pozostawia organiczną przestrzeń dla instrumentów solowych. Melodia, płynność i emocje to centralne elementy jego sztuki. Moja muzyka powinna brzmieć jak najpiękniej – mówi – ale musi też być interesująca dla wykonawców, którzy ją grają. Niech się bawią moimi kompozycjami. Pisanie melodii, a potem słuchanie ich w interpretacji muzyków orkiestry to całkowita magia. Na przykład w „Sacred Mind” nie grałem. Po prostu siedziałem w sali i cieszyłem się oszałamiającym dźwiękiem orkiestry.

W 2004 roku rozpoczęła się udana współpraca Larsa Danielssona z ACT, a jego debiutancki album „Libera Me” ukazał się z udziałem Duńskiej Orkiestry Koncertowej Radia, wspomaganej przez gwiazdorski zespół: Jon Christensen, Nils Petter Molvær, Jan Bang, Caecilie Norby i innych. Słychać tam było ten szczególny dźwięk, jego lekkość i płynność, a wraz z nim zaproszenie do dobrej zabawy w towarzystwie naprawdę znakomitych muzyków. Przynajmniej na razie można powiedzieć, że Danielsson zatoczył koło. Ale ta historia jest tak dobra, że musi być – i będzie – kontynuowana…

Fot. Jan Söderström