●●●●●●●○○○ |
1. Joulin 2. Blue Summer 3. No Time To Think 4. Maybe 5. She’s A Pumpkin 6. Palm Tree 7. Love In The Kitchen 8. Changing Apartments 9. Rewolwer 10. Break It 11. Drive Until You Stop 12. So So 13. Ali Song
SKŁAD: Jarek Marciszewski – wokal i gitara; Sławek Draczyński – bas; Kuba Świątek – perkusja
PRODUKCJA: Karol Schwarz
WYDANIE: 6 lipca 2012 – Nasiono Records
Jeśli w muzyce szukacie przede wszystkim dobrej zabawy i łatwo zapamiętywalnych melodii Popsysze to zespół zdecydowanie dla was. Powstałe w 2008 roku power trio z Gdańska tworzy proste i przebojowe piosenki zasilone kilowatami pozytywnej energii. Ich debiutancki album wzorem zespołów z lat 50. i 70. został zarejestrowany na… magnetofonie wielośladowym.
Jak można się więc spodziewać, brzmienie jest jednym z najmocniejszych punktów płyty Popstory. Karol Schwarz podkręcił naprawdę fajny sound. Wszystko brzmi bardzo naturalnie, zupełnie jakbyśmy uczestniczyli w próbie zespołu lub na koncercie. Do tego każdy instrument jest dobrze słyszalny. W szczególności podoba mi się brzmienie basu. Wystarczy posłuchać post punkowego Maybe, który przywodzi na myśl nieodżałowane Joy Division by zrozumieć o co mi chodzi. Bas Draczyńskiego tworzy tutaj całą piosenkę i nadaje jej niebanalnego charakteru.
Skoro już jesteśmy przy piosenkach, średni czas utworów to trzy i pół minuty. Albumu słucha się więc ekspresowo i po jego zakończeniu ma się wrażenie lekkiego niedosytu. Popstory przepełnione jest łatwymi do zapamiętania melodiami i prostymi tekstami. Konsekwentnie, gdańszczanie, mimo że nie raz pokazują ku temu predyspozycje, nie silą się na oryginalność czy wirtuozerie. Czasami więc, aż chciałoby się aby zespół dał się porwać dźwiękom. Za przykład niech posłuży utwór No Time To Think, który kończy gwałtownie przerwana solówka w stylu Jacka White’a. Aż chcę się zakrzyknąć: Jeszcze! Z kolei w najdłuższym na płycie Ali Song (ponad 9 minut), śmiało można było pokusić się o bardziej zdecydowane eksperymenty, a tak, niestety, ale kompozycja jest tylko klimatycznym zamknięciem krążka, gdzie po 5-tej minucie można go śmiało wyłączyć i zakończyć przygodę z Popstory.
Zespół w tekstach swoich piosenek zdecydował się na język angielski. Wypada więc ocenić, jak to śpiewanie w języku obcym Jarkowi Marciszewskiemu wyszło. Akcent jest na dobrym poziomie i tylko w jednej piosence brzmi nieco sztucznie, a to za sprawą efektu nałożonego na wokal (Break It). Wokalnie nie ma zachwytów. Marciszewski nie ma ani oryginalnej barwy głosu ani też specjalnych umiejętności, jednak zdaję się być świadom swoich ograniczeń, a to paradoksalnie może dać mu szansę na zrobienie z nich swojego atutu. Trzeba przyznać, że słucha się go przyjemnie i bardzo łatwo będzie każdemu słuchaczowi podśpiewywać razem z nim. Najlepiej chyba zabrzmiał w jedynym polskojęzycznym kawałku pt. Rewolwer. Pokusiłbym się nawet na porównanie tego numeru do muzyki, jaką na swojej debiutanckiej i jak do tej pory jedynej płycie tworzył zespół Kuby Wandachowicza – NOT. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o kobiecie, która śpiewa gościnnie obok Marciszewskiego w paru utworach. Joanna Kuźma użyczyła swojego głosu w Blue Summer i She’s A Pumpkin, co oryginalnie urozmaica ten nieco zdominowany przez mężczyzn album.
Słucham Popstory z coraz większą przyjemnością i wcale mnie to nie dziwi, bo zespół zebrał na tym albumie 13 gitarowych – mniejszych lub większych – hitów na równym poziomie. Szkoda tylko, że tak rzadko Panowie porywają się na bardziej rozwinięte formy, bo widać, że w zespole jest siła by tworzyć ciekawe kompozycje. Na razie jednak mamy doczynienia z prostotą, zaraźliwą energią i absolutnie nie ma w tym nic złego. Grupa może nie wynalazła na nowo rocka, ale dała mi kolejne godziny przyjemności ze słuchania dobrej muzyki.