On sam:
Imię, nazwisko, data i miejsce urodzenia: Kanye Omari West, urodzony 8 czerwca 1977 roku w Atlancie, producent muzyczny, raper, wokalista.
Matka: Donda West – wykładowczyni literatury angielskiej na Uniwersytecie Chicago (zmarła w 2007 roku).
Ojciec: Ray West – były członek Czarnych Panter, wielokrotnie nagradzany fotoreporter.
Żona: Kim Kardashian, od 24 maja 2014, celebrytka, modelka, bizneswoman, ma z Kanye dwójkę dzieci: córkę North i syna Sainta.
Biznes: założyciel wytwórni GOOD Music w 2004 roku. Zrzesza i wydaje takich artystów jak: John Legend, Common, Consequence, Big Sean, Pusha T, Kid Cudi, Mr Hudson; właściciel firmy KW Food LLC posiadającej prawa do marki Fatburger – sieci restauracji. Działalność filantropijna: założyciel fundacji Kanye West Foundation od 2003 roku; w 2012 roku powołał fundację DONDA skupiającą artystów, muzyków programistów, projektantów. Moda: wielokrotnie doszkalający się w domach mody we Francji i Włoszech, projektant butów sportowych dla firm Nike i Adidas, obuwia dla domu mody Louis Vitton, projektant apaszek oraz odzieży dla kobiet. Bóg: Liczba sprzedanych płyt: ponad 32 miliony egzemplarzy na całym świecie, liczba statuetek Grammy – 21, liczba nominacji – 57, majątek szacowany na około 147 milionów dolarów. Autor publikacji pokazuje szczegółowo każdy z okresów życia Westa, od samego początku przyjmuje postawę, jaką reprezentowała jego matka, uznając syna za wyjątkowe dziecko, boskiego wybrańca. Z żadnej z blisko 500 stron książki autor nie poddaje pod wątpliwość wyidealizowanej postaci Westa. Mark Beamont przytacza, że rapować zaczął już w wieku 8 lat, natomiast pierwsze bity tworzyć w wieku 12 lat. Rok później z swoimi kumplami nagrał pierwszy utwór Green Eggs and Ham. Pierwsze kroki w muzycznym świecie Kanye stawiał przy boku producenta No I.D. (właś. Ernest Dion Wilson), naczelnego producenta Commona, którego matka współpracowała z Dondą West na Uniwersytecie Stanowym w Chicago. Kanye West prowadził spokojne i wygodne życie, a jego upór do bycia muzykiem, producentem, a wreszcie raperem można w pierwszych latach porównać do fanaberii młodego dandysa. Pod okiem No I.D. rozwinął się na tyle i był na tyle pewny siebie, że szybko i jasno sprecyzował swój plan: walka w pierwszym szeregu – stanie na wprost publiczności, zbieranie braw i poruszanie tłumów. Tworzenie bitów dla innych raperów stało się dla niego zbyt nużące i niewystarczające. Chociaż nie chciał być producentem, to dzięki tym zdolnościom zdobył kontakty, uznanie i szacunek. Dokładając do tego upór, ciężką pracę i bezczelne przekonanie o własnej wartości i zdolnościach, postawił pod ścianą Damona Dasha, właściciela Roc-A-Fella, który, nie chcąc tracić cennego współpracownika, zmuszony został podpisać z Kanye umowę na przygotowanie i wydanie solowego albumu. Wypadek samochodowy, który przytrafił się Westowi tuż przed wydaniem debiutanckiego krążka „The Collage Dropout” (2004 r.), jeszcze mocniej zdeterminował go w dążeniu do wyznaczonego celu: Ten wypadek powiedział mi: daję ci świat, ale wiedz, że w każdej chwili mogę ci go odebrać – wyjaśniał – Niemal straciłem życie, usta, głos, całą twarz. A jako raper musiałem pokazywać się w telewizji. Ale [Kanye] widział też korzyści płynące z tego nieszczęścia. Śmierć to najlepsza rzecz, jaka może przytrafić się raperowi – miał powiedzieć później – Otarcie się o nią też nie jest złe.
Potwór: Koncerty, gale, media społecznościowe. Trzy strefy publicznego kontaktu, które stały się dla Kanye miejscem do przekazywania, bardzo często kontrowersyjnych osądów czy też tyrad. W swoich publicznych wypowiedziach West często i gęsto nie sprawia wrażenia osoby przesadnie rozgarniętej. Zdarzyło mu się nazwać siebie nowym wcieleniem Szekspira, innym zaś razem uraczył dziennikarzy stwierdzeniem, że należy do najbardziej wpływowych artystów swojego pokolenia, a jego twórczość wyzwala umysły. Na kilkunastu koncertach w latach 2013-2016 porównywał się do Steve Jobsa, Walta Disneya, Pablo Picasso czy Harry’ego Trumana. Egocentryk, zadufany w sobie egoista, bufon, czy irytujący cwaniak – tak, to o Kanye też możemy powiedzieć po lekturze biografii Marka Beaumonta, choć w mniejszym stopniu. Po raz pierwszy, tak spektakularnie potwór, pojawia się w 2006 roku w Kopenhadze podczas gali MTV Europe Music Awards. Wtrące się, ale…. ten klip kosztował milion dolarów, ziomek! Mam w nim Pamelę Anderson, skaczę przez kanion i inne takie! Hej, jeśli nie dostanę nagrody, program straci swoją wiarygodność. Doceniam to, nie mam nic przeciwko tobie, chłopie. Nie widziałem twojego klipu, nie mam nic przeciwko tobie, ale, no kuuuurde, no nie! Kocham Was. Tymi oto słowy West przerwał po raz pierwszy tak podniosłą chwilę dla artysty, jakim jest odbiór statuetki przyznawanej przez słuchaczy i fanów.
Jeszcze większą aferę spowodował, czytamy, gdy stanął w obronie przyjaciółki przed czymś, co potraktował jako zniewagę. Trudno powiedzieć, kto był wówczas najbardziej zaskoczony – publiczność, Beyoncé czy Taylor Swift. 13 września 2009 roku, ta ostatnia, odbierała nagrodę MTV Video Music Awards za „Najlepszy żeński teledysk”. 19-letnia wówczas artystka z niedowierzaniem patrzyła na wskakującego na scenę Westa, który odebrał jej mikrofon, mówiąc: Cześć, Taylor gratuluję ci, zaraz dam ci dokończyć, ale to Beyoncé nagrała jeden z najlepszych teledysków wszech czasów! Jeden z najlepszych teledysków wszech czasów! Oniemiała Swift nie dokończyła swojej przemowy. Ponownie w imieniu Beyoncé stanął na scenie w 2015 roku. Podczas rozdania nagród Grammy w momencie przekazywania statuetki „Płyta roku” dla Becka, West wszedł na scenę i wymownie dawał znać muzykowi, że nagroda ta powinna trafić na ręce Beyoncé. O komentarz pokusił się jednak po ceremonii: Jeśli Beck szanuje artyzm, powinien oddać nagrodę Beyoncé. West tłumaczył, że jego komentarz nie miał na celu atakowanie Becka, ale kapituły przyznającej Grammy – Pogrywają sobie z nami, mamy tego dość! Wizjoner, szaleniec, artysta, człowiek renesansu czy megaloman? Bo umiejętności wbijania kija w mrowisko odmówić mu nie można, jak również łatwości w przełamywaniu muzycznych konwenansów. Osoby obdarzone takimi cechami są idealne stworzone dla show-biznesu. Każdy dzień przynosi kolejne doniesienia z obozu Westa i w przyszłości może być źródłem dla kolejnych książek o tym, co by o nim nie powiedzieć, interesującym człowieku. Książka „Kanye West. Bóg i potwór” pokazuje dobrze mechanizmy rządzące światem muzyki przy jednoczesnym studium na temat prosperowania jednostki w tak złożonym systemie. Czy dla czytelnika będzie on bogiem, czy potworem, okaże się dopiero po lekturze publikacji. Jedno jest pewne, będzie na pewno kimś, kto prędzej czy później zwróci na siebie uwagę.