
3 października 2025 roku na rynku pojawi się „Well, actually…”, trzeci album polskiego kwartetu O.N.E., wydany przez kopenhaską oficynę April Records – tę samą, która od blisko trzech dekad promuje najświeższe zjawiska skandynawskiej i europejskiej sceny jazzowej. Nagrania powstały w warszawskim Studiu S4 w grudniu 2024 roku, prawie trzy lata po znakomicie przyjętym „Entoloma”, i przynoszą dziesięć premierowych kompozycji, po jednej lub kilku od każdej z członkiń zespołu. Od pierwszych taktów słychać, że zespół konsekwentnie rozwija swój egalitarny, „leaderless” model pracy. Nazwa O.N.E. to zarazem angielskie „one” (jedność) i polskie „one” (one – one, wszystkie kobiety), a filozofia współdzielenia brzmienia pozostaje osią projektu.
Muzycznie „Well, actually…” to płyta przemyślana jak suita, która płynnie przechodzi od liryzmu modalnego jazzu do drapieżności swobodnej improwizacji. W otwierającym Robespierre? pianistka Kateryna Ziabliuk zestawia perkusyjne, faktury fortepianowe z szerokimi harmonicznymi rozpiętościami. Jej minimalistyczne figuracje wracają w eterycznym Berio i tytułowym Well, actually… . Saksofonistka Monia Muc, zmieniając alt i baryton, wnosi wyrazistą, drapieżną barwę – szczególnie w Fount i miniaturze Ry.
Linia kontrabasu Kamili Drabek, raz śpiewna (Kaldur Vindur), raz motoryczna (Sneaking Around), spaja całość, a perkusja Patrycji Wybrańczyk iskrzy pomysłowością – jej Cipher to pulsujący, niemal rockowy drive, podczas gdy [solo form] pokazuje, jak wiele można powiedzieć ciszą i pauzą. Przez cały album słychać dialog równorzędnych głosów, nawet gdy jedna z instrumentalistek wysuwa się na pierwszy plan, pozostałe trzy są nieustannie obecne – wspierające i błyskotliwie reagujące.
Siłą O.N.E. jest jednak nie tylko studio. W ostatnich latach kwartet zagrał na najważniejszych europejskich wydarzeniach, od Jazzahead! w Bremie, Edinburgh Jazz & Blues Festival po Umeå Jazz Festival, a ich debiut został nominowany do Fryderyka i nagrodzony Jazzowym Oscarem Grand Prix Jazz Melomani.
„Well, actually…” to album, który – niczym jego ironiczny tytuł – prowokuje do ciągłego dopytywania o sedno improwizacji. Pokazuje, jak cztery odmienne osobowości mogą stworzyć wspólny język, w którym liryzm i bunt, cisza i hałas, narracja i abstrakcja istnieją obok siebie bez konfliktu. Jeśli „Entoloma” otworzyła zespołowi drzwi do międzynarodowej kariery, najnowsze wydawnictwo może te drzwi wyważyć. To statement kwartetu, który nie musi już udowadniać swojej wartości, lecz po prostu gra – i to gra znakomicie.