Najważniejsze odkrycia roku 2018 wg Dejwa, cz. 1

Dziś coś nietypowego na Laboratorium, bo postanowiłem napisać o moich największych odkryciach muzycznych 2018 roku. Co ciekawe są one w większości bardzo dalekie od tego, o czym zazwyczaj piszę na naszej stronie, co jeszcze bardziej mnie zachęciło do opublikowania tego tekstu. Ten rok był dla mnie szczególnie ważny i niepowtarzalny, bo spędziłem mnóstwo czasu na komponowaniu własnej muzyki, a że mam dwie lewe ręce do instrumentów padło na elektroniczny pop. Nic więc dziwnego, że moją uwagę jako słuchacz także skupiłem na tym gatunku, bo byłem nim szczególnie zainspirowany i zafascynowany. Mam nadzieję, że choć niektóre z poniższych propozycji skierują waszą uwagę na nowe muzyczne tory. Miłego słuchania!

August 08

Ten członek kolektywu 88 Rising zwrócił moją uwagę dzięki genialnej pracy producentów przy jego debiutanckim albumie „Father”. Krążek otwiera Missed Calls, utwór, który wyprodukował Sad Money. Bit posyła niekontrolowany impuls do wszystkich ośrodków ruchu, a sam August 08 kładzie na z wyczuciem znakomite wokale. 5 słów refrenu wystarczy mu, żeby stworzyć coś niepodrabialnego. Co jest dość nietypowe, mimo całkiem wulgarnych teksów, kryje się w nich dużo poezji i ukrytych znaczeń. W ciągu 30 minut artysta zapewnia nam przejażdźkę na emocjonalnym rollercoasterze, który wprawi w ruch i zadumę jednocześnie. August 08 wydał swój debiutancki album „Father” 11 maja tego roku. 20 lipca wyszła także płyta kolektywu 88Rising „Head in the Clouds”, na której August 08 wielokrotnie użycza swojego głosu.

Alina Baraz

Patrząc na okładkę płyty „Tho Color of You”, można pomyśleć, że Alina Baraz uprawia najbardziej sztampową formę R&B, a do tego próbuje ją sprzedać seksem. Drugi faktor pewnie jest prawdą, ale to muzyka naprawdę wysokiej klasy, świetnie zaśpiewana i przebojowa, a duet z Khalidem w Electric nie tylko razi prądem, ale też rozpala. Co mnie osobiście dodatkowo urzeka, to lekkie elektroniczne wkręty, które przypominają mi o tym, jak bardzo brakuje mi Banks. Płyta „The Color of You” ujrzała światło dzienne 6 kwietnia, a już we wrześniu mogliśmy usłyszeć nowy singiel artystki zatytułowany Feels Right.

Yusuf

Elektronika wzbogacona o żywe instrumenty, a zwłaszcza gitarę, potrafi przytłoczyć mieszanką bogactwa i prostoty, bo przecież to tak oczywiste powiązanie, ale kompozycje są wielowarstwowe, przez co intrygują. Yusuf w swojej muzyce zawiera nietypową wrażliwość i balansuje pomiędzy brudem i temperamentem a ujmującą szczerością emocjonalną i niepohamowaną wyobraźnią kompozytorską. Zacznijcie od Filth. Jego pierwszy solowy materiał to EP „Balm” z 7 września tego roku.

6LACK

Emocjonalny rap – już widzę, jak część z was przewraca oczami. Pan 6LACK (czyt. Black) często nie oszczędza w słowach i ciągłe nawijanie o uczuciach, kolejnych kobietach i seksie może wymęczyć, ale amerykanin ma naprawdę nietypowe flow, który wydaje się zupełnie nie kierować żadnym oczywistym schematem. Trudno przez to za nim nadążyć, bo płynie on po prostu na podkładach, jak mu się podoba. Do tego ma dość przyjemny głos, kiedy śpiewa, tworzy zapamiętywalne melodie, a i podkłady dobiera sobie bardzo trafne. Część z was nie przetrawi autotune, jestem w stanie to zrozumieć. Nowy album wyszedł w tym roku i jeśli nie dacie mu drugiej szansy, raczej do was nie trafi, bo to jeszcze bardziej emocjonalna muzyka niż ta na „FREE 6LACK” sprzed 2 lat, która zdradza swoje sekrety dopiero na piątej randce. 6LACK wypuścił niedawno swój drugi krążek „East Atlanta Love Letter”.

Tangled Thoughts of Leaving

Czysta groza, idealne wyczucie napięcia i wirtuozeria wzbogacone o jazzowe instrumentarium użyte do siania masowego zniszczenia słuchu. Tangles Thoughts of Leaving nagrali w tym roku najlepszy album instrumentalny. Żadne tam post rocki, coś więcej. Na łamach Laboratorium pisaliśmy o wydanej 27 lipca płycie „No tether”.

Dobbeltgjenger

Fakt 1: muzycy świetnie bawili się przy nagrywaniu „Limbohead”. Fakt 2: więc ja się bawię jeszcze lepiej. Alternatywny rock dawno nie brzmiał tak świeżo, przebojowo i energetycznie. Norwedzy nie boją się afiszować się ze swoimi inspiracjami, ale nie są kopistami i cokolwiek tworzą, tworzą to z wielką pasją i własnym, oryginalnym stylem. Ich drugi album zaszczycił nasze uszy 2 marca tego roku, a więcej możecie o nim przeczytać tutaj.

Half Waif

To chyba największa perła tego zestawu, wciąż nie do końca zrozumiany przeze mnie fenomen. Nandi Rose Plunkett to talent, jakich naprawdę mało. Wokalistka o nieskazitelnej barwie głosu, która docenia jego walory jako instrumentu, do tego świetna pianistka. Utwory Half Waif to pomysłowa elektronika o wielu obliczach, która pokazuje, że każdy muzyk powiązany z tym projektem musi być geniuszem o ogromnej wyobraźni. Dźwięki wychodzą z siebie, znikają, wracają i przepoczwarzają się w coś zupełnie nowego i wspaniałego. A ponad tym melodie, które będą wracać i kraść uwagę przez długi czas. Dawno nie czułem takiej szczerości w czyimś śpiewie. Najnowszy krążek grupy pojawił się na rynku 27 kwietnia, a ma ona na koncie jeszcze parę ciekawych EPek.