Maciej Obara Quartet Fot. Marcin Puławski
Maciej Obara Quartet Fot. Marcin Puławski

Pančevo w jazzowym unisonie

Maciej Obara Quartet Fot. Marcin Puławski

Pančevo, miasto w Serbii o bogatej historii i kulturowej różnorodności, ponownie stało się areną jednego z najbardziej oczekiwanych wydarzeń muzycznych w regionie – 26. edycji Pančevo Jazz Festival. Odbywający się w dniach 3-5 listopada festiwal przyciągnął lokalnych jak i międzynarodowych miłośników jazzu, świętując zarówno tradycję, jak i innowacje w tej dynamicznie rozwijającej się dziedzinie sztuki.

Pančevo, znane ze swojego bogatego dziedzictwa kulturalnego i artystycznego, idealnie wpisuje się w charakter festiwalu. Miasto, które jest świadkiem historii Serbii, od wieków stanowi miejsce spotkań różnych kultur i tradycji, co znajduje odzwierciedlenie w różnorodności muzycznej prezentowanej na festiwalu.

Pančevo Jazz Festival, zainaugurowany w 1998 roku, od początku miał na celu promocję jazzu jako formy artystycznej, jednocześnie będąc platformą dla lokalnych talentów oraz międzynarodowych gwiazd. Tegoroczna edycja festiwalu nie zawiodła oczekiwań. Zróżnicowany program, zawierający zarówno klasyczne brzmienia jazzu, jak i eksperymentalne fuzje, oddawał hołd bogatej tradycji tego gatunku, jednocześnie wskazując kierunki jego przyszłego rozwoju. Artyści z różnych zakątków świata zaprezentowali swoje unikalne interpretacje jazzu, tworząc niepowtarzalną mozaikę dźwięków i rytmów.

Festiwal otworzył serbski pianista Iwan Aleksijević, który zaprezentował swoje umiejętności w towarzystwie trębacza Nowaka Mijovicia. Program występu oparty był na balladach, bluesach i kompozycjach o klasycyzującym zabarwieniu przeważnie własnego autorstwa. Utwory takie jak Remembering Dizzy ukazały jego zamiłowanie do delikatnych, ale wyrazistych jazzowych melodii, oddając hołd wielkim postaciom jazzu.

Andy Sheppard Fot. Marcin Puławski

Międzynarodowe trio, w składzie którego znaleźli się tak renomowani artyści jak: Andy Sheppard (saksofon), Rita Marcotulli (fortepian) oraz Carlos Bica (kontrabas) przedstawili repertuar charakteryzujący się spokojem i stonowaniem. Wsłuchani w siebie nawzajem stworzyli przestrzeń, w której każdy z nich mógł wyrazić swoje indywidualne umiejętności. To połączenie doprowadziło do stworzenia muzyki o jasnym zabarwieniu, zawierającej duży ładunek emocjonalny.

Andy Sheppard, głównie na saksofonie tenorowym, ale w niektórych utworach również i sopranowym, prezentował medytacyjne linie melodyczne. Jego wyrafinowane, choć skomplikowane dźwięki, otwierały przestrzeń dla solowych partii Rity Marcotulli i Carlosa Bicy. Marcotulli urzekała swoją subtelnością i finezją, podczas gdy Bica wnosił do muzyki unikalny, syntetyczny charakter.

Ten koncert był świadectwem artystycznej dojrzałości każdego z muzyków. Ich elegancja i ekspresja, połączona z osobistym podejściem do muzyki z pewnością zachwyciła publiczność. Była to muzyka, która, choć oparta na niemal całkowicie oryginalnym materiale, pozostawała w granicach tradycji jazzowej, pozwalając tym samym każdemu z artystów na pełne wykorzystanie swoich umiejętności instrumentalnych oraz improwizacyjnych.

Alessandro Lanzoni Trio w składzie z Matteo Bortone na kontrabasie, Enrico Morello na perkusji i gościem specjalnym na saksofonie – Francesco Cafiso, rozpoczęło dość niespodziewanie od raczej złożonego podejścia do struktury materii jazzowej. Brakowało przy tym spontaniczności i melodyki, z której Włosi są przecież tak znani. Z czasem  artyści stopniowo docierali się do siebie,  ujawniając swoje prawdziwe osobowości i osiągając tym samym pełnię muzycznego porozumienia. Francesco Cafuso potwierdził swoją reputację wirtuoza saksofonu, prezentując porywające partie solowe, które zachwycały nie tylko techniką, ale również bogactwem kantyleny.

Francesco Cafiso, Alessandro Lanzoni Fot. Marcin Puławski

Repertuar koncertu składał się głównie z oryginalnych utworów tria oraz klasyków jazzowych, dobranych z wyjątkową starannością. Wirtuozeria Cafiso, połączona z solidnymi, choć subtelnie wyrafinowanymi partiami Lanzoniego, Bortone i Morello, tworzyła niesamowitą atmosferę, w której jazz stał się żywym, pulsującym doświadczeniem.

Ten koncert był nie tylko pokazem muzycznych talentów każdego z artystów, ale również świadectwem ich umiejętnej współpracy, interakcji i poszukiwania nowych brzmień. Publiczność wprowadzona została w nową, świeżą przestrzeń jazzową, która była jednocześnie innowacyjna i wierna korzeniom gatunku.

Koncert kwartetu Macieja Obary, który otworzył drugi dzień festiwalu, był niczym podróż przez pejzaże nowoczesnego jazzu, gdzie każdy utwór wydawał się być kolejnym obrazem w tej fascynującej galerii. Dominik Wania na fortepianie, Ingebrigt Håker Flaten na kontrabasie i Jon Fält na perkusji stworzyli nie tylko tło, ale i kluczowe elementy tej muzycznej narracji.

Obara, czerpiąc inspiracje od Tomasza Stańki i skandynawskiej szkoły jazzu, nadał muzyce z płyty „Frozen Silenie” swoisty, introspektywny charakter. Każdy utwór miał w sobie coś z medytacji, gdzie tradycyjne granice jazzu wydawały się rozmywać, tworząc nowe, niezbadane przestrzenie.

Zaskakujący był sposób, w jaki muzyka oscylowała między intensywnością, a delikatnością. Momentami była jak sztorm na morzu emocji, by za chwilę stać się cichym, szepczącym wiatrem. Sekcja rytmiczna, prowadzona przez Skandynawów, była sercem tego zespołu – pulsującym, pełnym życia, a zarazem niesamowicie zgranym z resztą grupy. Ich energia była zaraźliwa, a umiejętności techniczne imponujące. Wania na fortepianie, wprowadzając swoje liryczne partie solowe, był w tym wszystkim niczym poeta szukający piękna w każdej nucie.

Maciej Obara Fot. Marcin Puławski

Reakcja publiczności była równie niezwykła. Widoczne było, jak muzyka dotykała każdego słuchacza, prowadząc ich przez złożone emocjonalne krajobrazy. Choć muzyka Obary była skomplikowana i pełna niuansów, publiczność potrafiła ją docenić, a nawet nią się zachwycić. Koncert ten, możliwy dzięki współpracy z Fundacją Zbigniewa Seiferta, stał się nie tylko muzycznym wydarzeniem, ale i przypomnieniem o sile i pięknie jazzu jako formy artystycznej. Maciej Obara i jego kwartet udowodnili, że jazz wciąż jest żywym, ewoluującym gatunkiem, zdolnym do przekraczania wszelkich barier.

Koncert belgijskiej Flat Earth Society Orchestra pod kierownictwem Petera Vermeerscha to coś w rodzaju muzycznej fantazji, w której każdy utwór był odrębnym światem pełnym niespodzianek i oryginalności. Zespół przekraczał granice stylów i idiomów, tworząc muzykę, która wydawała się być dla każdego – niezależnie od muzycznych preferencji.

Eklektyzm tej orkiestry był nie tylko świadomym wyborem, ale również sposobem na eksplorowanie niezliczonych muzycznych treści. Znakomitym elementem występu były aranżacje – oryginalne, zajmujące i pełne nieprzewidywalności. Utwory były jak muzyczne labirynty, w których każdy zwrot akcji był zarówno zaskakujący, jak i doskonale wpasowujący się w ogólną narrację. Dużo było tu doskonałych partii solowych, które wyróżniały się wirtuozerią i emocjonalnym przekazem. Uderzające było też ogromne poczucie humoru – zarówno w muzyce, jak i w zachowaniu muzyków na scenie. Artyści bawili się doskonale, a ich radość przenikała przez całe audytorium.

Koncert ten był przypomnieniem, że muzyka może być jednocześnie intelektualna i zabawna, wymagająca i dostępna. Dla publiczności, niezależnie od jej muzycznych upodobań, wystarczyło mieć otwartą głowę, aby w pełni cieszyć się tym niezwykłym doświadczeniem. Flat Earth Society Orchestra pokazała, że jazz może być równie ekscytujący i innowacyjny, jak każdy inny gatunek muzyczny, a ich występ był dowodem na to, że granice w muzyce są tylko iluzją.

Peter Vermeersch Fot. Marcin Puławski

Trzeci dzień festiwalu otworzyło Yonathan Avishai Trio łączące minimalizm muzycznej wypowiedzi z elokwencją i wyrafinowaniem. Pochodzący z Izraela lider zespołu na fortepianie, wspierany przez Yoniego Zelnika na kontrabasie i Donalda Kontomanou na perkusji, stworzył muzyczne doświadczenie, które było zarazem intymne i intensywne.

Muzyka tria charakteryzowała się dbałością o każdy dźwięk i frazę. Było w niej mnóstwo pięknych melodii, które płynęły łagodnie, ukazując głębię i wrażliwość artystów. W każdym utworze było wyczuwalne poszanowanie dla każdej nuty, co sprawiało, że muzyka ta koiła zmysły, oferując słuchaczom prawdziwie medytacyjne doświadczenie.

Szczególnie zapadający w pamięć był utwór Les Pianos de Brazzaville, który zaskakiwał tanecznym charakterem i trójdzielnym metrum. Jego rytmiczna struktura w połączeniu z melodią tworzyła atmosferę radości i swobody.

Przed jednym z utworów, Avishai podzielił się z publicznością refleksją: This is a prayer, if not for peace, for less suffering. Ten utwór, nawiązujący do sytuacji na Bliskim Wschodzie, był pełen zadumy i powagi, wręcz ściskający za gardło, przekazujący głębokie emocje i przemyślenia artysty. Zagrany na bis Sir Duke Stevie’ego Wandera było wyśmienitym pomysłem na rozładowanie emocji.

Muzyka Yonathana Avishaia ukazała, że w prostocie i minimalizmie kryje się niezwykła siła wyrazu. Artyści udowodnili, że jazz to nie tylko muzyka, to sztuka opowiadania historii i wyrażania uczuć, które mogą dotknąć każdego słuchacza.

Yonathan Avishai Fot. Marcin Puławski

Następujący po nim koncert tria Jamesa Francisa był niczym energetyczna burza. Amerykański zespół zaprezentował muzykę o silnym, muskularnym charakterze, która była kwintesencją fusion. Tam gdzie izraelskie trio pełne było wysublimowanej wrażliwości, tam James Francis Trio zanurzało publiczność w naładowanej energią,  motorycznej rytmice.

Pochodzący z Teksasu gitarzysta Mike Moreno dostarczał doskonałego balansu dla piorunującej i bardzo intensywnej gry perkusji Damiona Reida oraz samego Francisa na klawiszach, który grając linię basu lewą ręką, zapewniał mocny, pulsujący groove będący podwaliną każdego utworu. Rytm był głównym elementem formotwórczym w muzyce tria, co czyniło ich narrację wyjątkowo dynamiczną. Techniczna biegłość artystów była niepodważalna i pozwalała im na eksplorowanie szerokiego spektrum jazzowych tekstur. Wśród wykonywanych utworów szczególnie wyróżnił się Open Water i bardzo ciekawa interpretacja standardu My Favourite Things, będąca przykładem na to jak klasyka gatunku może zostać przetworzona, zyskując nowe, elektryzujące oblicze.

Te dwa koncerty udowodniły, że jazz może być równie ekspresyjny, angażując publiczność w zupełnie inny sposób. Przypomina to nam, że styl ten ma wiele twarzy, a każda z nich ma swoją unikalną moc i piękno.

I jeszcze jedna istotna uwaga. Jeśli podczas koncertu pierwszego tria czuć było otwartość i szczerość, tak podczas tego drugiego rezerwę, dystans, a nawet nieufność.

James Francis Fot. Marcin Puławski

Pančevo Jazz Festiwal znany jest ze swoich koncertów we foyer Domu Kultury, które nie muszą ustępować jakością od tych w  sali głównej. Dwa szczególnie godne uwagi występy – austriackiego Ensemble Kuhle Wampe oraz kwartetu serbskiego gitarzysty Jovana Milovanovica – były doskonałym przykładem tej tezy.

Austriacy, którzy w ostatniej chwili znaleźli się w programie festiwalu, okazali się być czarnym koniem imprezy. Ich muzyka była bezkompromisowa, wysoko energetyczna, a czasami nawet radykalna w swoim wydźwięku. Jednak pomimo swojej intensywności, była wciągająca i intrygująca. Artyści wyraźnie szukają własnego, unikalnego brzmienia i są na jak najlepszej drodze, aby to osiągnąć. Ciekawym elementem ich występu było wykorzystanie fragmentów wypowiedzi w języku niemieckim puszczanych z komputera, które pełniły funkcję narratora, dodając kolejną warstwę do ich muzycznej narracji.

Zupełnie inny klimat zaoferował kwartet gitarzysty Jovana Milovanovica. Jako ostatni wykonawcy festiwalu, stanęli przed wyzwaniem zakończenia imprezy w późny, niedzielny wieczór. Mimo tego, zespół nie tylko sprostał oczekiwaniom, ale przekroczył je, grając z pasją i energią. Ich muzyka była jak ciepły, serdeczny uścisk – bezpośrednia, pełna emocji i wykonywana z pełnym zaangażowaniem. Prezentując utwory z płyty „Away From You”, pokazali, jak muzyka może być jednocześnie intymna i energetyczna, przekonując swoją autentycznością zarówno publiczność, jak i krytyków.

Te dwa koncerty były jak dwa muzyczne światy, które choć różne, pokazały wspólną dla jazzu cechę – każdy ambitny artysta snuje  swoją muzyczną historię na swój własny, niepowtarzalny sposób.

Pančevo Jazz Festival to nie tylko muzyczna uczta dla koneserów jazzu, ale także istotne wydarzenie kulturalne, które z każdym rokiem coraz mocniej wpisuje się w kulturalny krajobraz miasta. To miejsce, gdzie tradycja spotyka się z nowoczesnością, a lokalna społeczność ma szansę doświadczyć występów artystów światowego formatu.

Sala główna Domu Kultury w Pančevie, znana ze swojej znakomitej akustyki, staje się w tych dniach areną, na której odgrywają się niezwykłe jazzowe spektakle. Publiczność jest tam wyjątkowa – otwarta, pełna pasji i gotowa na muzyczne eksperymenty. Reakcja słuchaczy na to co dzieje się na scenie jest zawsze żywa i pełna emocji, co sprawia, że każdy koncert staje się niezapomnianym doświadczeniem zarówno dla artystów, jak i dla widzów.

Pančevo Jazz Festival to nie tylko kolejna pozycja w kalendarzu miłośników jazzu, to przestrzeń, gdzie muzyka łączy ludzi, przełamuje bariery i tworzy niezapomniane wspomnienia. To wydarzenie, które każdego roku przypomina nam o bogactwie i różnorodności jazzu, a także o jego zdolności do budowania mostów między kulturami i pokoleniami.

Zdjęcia (od góry): Maciej Obara Quartet, Andy Sheppard, Alessandro Lanzoni & Francesco Cafiso, Maciej Obara, Peter Vermeersch, Yonathan Avishai, James Francis

Autor: Marcin Puławski