Ostatnio mam szczęście do naprawdę udanych jazzowych projektów i płyta „Czarne 13” nie przerywa tej passy. Do nazwy Graal przyciągnął mnie udział Budynia znanego z Pogodno. Słysząc ten pseudonim na pewno zaczynacie już sobie wyobrażać, jak może brzmieć muzyka jazzowa z jego udziałem i z pewnością jesteście na dobrym tropie. Oczekiwaliście abstrakcyjnych liryków, często i gęsto budowanych na rymach? Proszę bardzo. Zabawa głosem i formą? Także odnotowana. Krzyczane partie i wulgaryzmy? Też się znajdą. No i oczywiście nie zabrakło teatralności. Ludzie, którzy mają uczulenie na osobowość muzyczną Budynia ominą ten album szerokim łukiem, a szkoda, bo to najlepsza płyta z jego udziałem od wielu lat. Duża w tym zasługa muzyki wypełniającej „Czarne 13”. Zaczynając od plemiennego transu utworu tytułowego, powolnego niczym procesja pogrzebowa, i tak samo posępnego, Substancjonalne, rozszalałego i rozwrzeszczanego 10 000 ton, a kończąc na kojącym K jak go-go i O dża dżamba, który trudno mi nawet opisać. Dużo w muzyce Graala szacunku do tradycji, szczególnie w dialogach sekcji dętej i rytmicznej. Ich dialogi to baza wyjściowa tej muzyki, jej dusza i największa siła. Ogólnie jest to płyta dęta, jeśli można użyć takiego stwierdzenia (w sumie sześciu instrumentalistów gra tutaj na instrumentach dętych). Budyń dodaje od siebie pierwiastek awangardy, który popycha „Czarne 13” w stronę pociągającej nieprzewidywalności. Ten czynnik sprawia, że Graal jest tworem intrygującym i wyróżniającym się na polskiej scenie. Mózgiem operacyjnym formacji jest Antoni „Ziut” Gralak, który oprócz własnych projektów (Tie Break, YeShe i Graal), użyczył swojego talentu na płytach takich artystów jak: Voo Voo, Stanisław Sojka, Justyna Steczkowska, Raz, Dwa, Trzy, Nick Cave, Andrzej Smolik i wielu innych. Zebrało się tutaj więc bardzo utalentowane grono muzyków i doskonale to słychać w tych dziesięciu intrygujących kompozycjach. Nie będę oszukiwać, że jest to łatwa płyta, ale odrobina cierpliwości może zaowocować niespodziewanym zauroczeniem.