Ulver Childhoods End 3
Ulver Childhoods End 3

Ulver – Childhood’s End

●●●●●●●●●○ 

1. Bracelets Of Fingers (Pretty Things) 2. Everybody’s Been Burned (The Byrds) 3. The Trap (Boniwell’s Music Machine) 4. In The Past (Chocolate Watchband) 5. Today (Jeferrson’s Airplane) 6. Can You Travel In Dark Alone? (Gandalf) 7. I Had Too Much Dream Tonight (Electric Prunes) 8. Street Song (The 13th Floor Elevator) 9. 66-5-4-3-2-1 (The Troggs) 10. Dark Is The Bark (Left Banke) 11. Magic Hollow (Baeu Brummels) 12. Soon There’ll Be Thunder (Common People) 13. Velvet Sunsets (Music Emporium 14. Lament Of The Astral Cowboy (Crt Boettcher) 15. I Can See The Light (Les Fleur De Lys) 16. Where Is Yesterday? (United States Of America)

SKŁAD: Kristoffer „Garm” Rygg – wokale; Tore Ylwizaker – klawisze, elektronika; Jorn H. Svaren – efekty dodatkowe; Daniel O’Sullivan- gitara, bass, klawisze

PRODUKCJA: Kscope Production

DATA WYDANIA: 28 maja 2012 

Recenzję tę warto zacząć od subiektywnego spostrzeżenia. Ulver to moim skromnym zdaniem najlepszy ostatnimi czasy norweski towar eksportowy, a ich lider – Kristoffer Rygg, pseudonim Garm, pretenduje do miana geniusza i podręcznikowego przykładu człowieka renesansu. Od początku istnienia, jego projekt przechodził przez multum metamorfoz i co zaskakujące, w żadnej z muzycznych niszy nie zawodził. Ich niedoceniany black metalowy debiut z 1994 roku Bergtatt – Et eeventyr i 5 capitler połączony z folkowymi inklinacjami, zrzucił ze szczytu diabelskiego tronu Satyricon, który nagrał rok wcześniej  Dark Medieval Times. I kiedy wszyscy zaczęli oswajać się z faktem, że na scenie rośnie nowa nadzieja czarciego metalu Wilki z Oslo pokazały całemu światu, że stagnacja jest dla nich obcym słowem i nie dla nich sztywne trzymanie się jednego gatunku, obierając kierunek awangardowo-eksperymentalny. Po szeregu świetnych albumów, gdzie panowie we wspaniałym stylu romansowali z wieloma gatunkami takimi jak, szereko pojęta muzyka elektroniczna czy ambientowa przyszedł czas na płytę War Of The Roses, która niestety zawiodła. Szczególnie swoją zachowawczością, brakiem łamania barier i kontynuacją poszukiwań nowych muzycznych horyzontów czego od nich  pośrednio „wymagano”; a przecież nie bez powodu zostali oni nazwani duchowymi następcami King Crimson. Muzycy tłumaczyli porażkę Wojny Róż tym, że czują się nieco wypaleni szumem, jaki wytworzył się dookoła zespołu oraz wyczerpującymi trasami koncertowymi do których nigdy wcześniej nie byli przyzwyczajeni (wszak do 2009 roku nigdy nie wystąpili na scenie).

Kristoffer Rygg w wywiadach składa zapewnienia, że jest zadeklarowanym miłośnikiem starej muzyki psychodelicznej z lat 60. i 70. i właśnie to utwory z tych lat postanowił wziąć na warsztat, by przerobić je i nagrać na nowy album Ulver – Childhood’s End. Garm zamiast wybrać klasyki Pink Floyd, Crimsonów czy Van Der Graaf Generator, postanowił wyselekcjonować mniej znane utwory, autorów takich jak Jefferson Airplane, Gandalf czy The Byrds, co było strzałem w dziesiątkę, gdyż pomysł odkurzenia zapomnianych diamentów muzycznych, brzmi lepiej niż coverowanie oczywistości. Na papierze wszystko brzmi doskonale, ale jak wyszło w praktyce? Rewelacyjnie. To znów ten stary, dobry Ulver, który niczym kameleon z każdą płytą zmienia swoje oblicze.

Chłopaki z Norwegii nagrali niesamowicie lekki i wysublimowany krążek. Praktycznie każdy utwór z płyty mógłby być potencjalnym singlem, w jakiejkolwiek rozgłośni radiowej. Brzmi przerażająco? Nie dziwne. Muzyka Ulver od zawsze miała charakter wymagający od słuchacza zaangażowania i potrzeba było wielu odsłuchów, by ogarnąć pozorny, konceptualny chaos, który przyświecał artystom tworzącym tę porywające dźwięki. Tymczasem Childhood’s End wpada w ucho już od pierwszego słuchania. Niesamowicie leniwa aura tego krążka udziela się słuchającemu relaksując i zabierając nas w hipisowskie czasy lat 60. Piosenki tych wykonawców we współczesnej odsłonie podszytej elektroniką i drapieżnym wokalem Garma nadają się idealnie na każdą okazję. Piosenki nie różnią się mocno od siebie i mimo że zabrzmi to jak oksymoron, to paradoksalnie monotonia, która udziela się słuchając tej muzyki jest jak najbardziej na plus.

Mastermind Ulver, Kristoffer Rygg

Utwory takie jak Soon There Will Be Thunder czy  In The Past z jednej strony zachwycają wspaniałymi melodiami i wpadającymi w ucho refrenami, choć z drugiej strony są w swojej budowie nieskomplikowane jak konstrukcja cepa. Nie zmienia to faktu, że ich niewątpliwy urok zachwyca, na siłę można próbować by znaleźć słabsze momenty, ale to jedna z tych płyt, które jako całość stanowią cudowny monolit. Ta prostota i swego rodzaju zamknięta forma muzyki tamtych czasów pokazuje nam jak za pomocą łatwych środków można było uzyskać niesamowicie psychodeliczno-ulotny klimat. A gdy dodamy do tego grupę ludzi z charyzmatycznym liderem, którzy z pasją podeszli do przearanżowania tych utworów to efekt nie mógł być inny, niż zachwycający. Leciutkim mankamentem jest brak szerokiej palety wokalnej Garma, ale mnie to w najmniejszym stopniu nie przeszkadza i w żadnym przypadku nie psuję odbioru całego krążka. Najważniejsze jest by zaznaczyć że, to mimo wszystko jedynie covery, które nie odbiegają jakoś daleko od oryginału, a pokazują nam raczej jak wspaniałą muzykę możemy odszukać w odmętach przeszłości.

Ulver powrócił na dobrą ścieżkę tym razem biorąc swoich fanów na psychodeliczną wycieczkę w lata 60. podlane popowym sosem. I trzeba przyznać, że zrobił to w rewelacyjnym stylu. Pozostaje mieć nadzieję, że po rocznej przerwie jaką zespół ogłosił tuż po wydaniu tej świetnej płyty z coverami, usłyszymy w końcu autorski materiał, który będzie można postawić na półce obok takich dzieł jak Perdition City czy Blood Inside.

ULVER – IN THE PAST