Paolo Sorge – Triplain

Kto by pomyślał, że ta płyta we mnie tak wsiąknie. Po jednym z koncertów Paolo Sorge wiedziałem jednak, że to będzie niezwykle ciekawy orzech do zgryzienia. Osobowość nie tylko wybitnie wykształcona techniczne, ale z odważnym pomysłem na wyjątkowe kompozycje. Nasz improwizator skupia się bowiem głównie na rytmicznych asymetriach oraz kuriozalnie rozprowadzanych akcentach. Zdaje się, że ta surrealistyczna muzyczna materia porusza się  samoistnie, prowadząc ku minimalistycznej inercji brzmienia (Ciclosfera). Album, mimo że trwa niecałe 34 minuty, to jest w nim multum nieoczekiwanych zwrotów akcji. Muszę przyznać, że aleatoryczność nigdy nie była dla mojego ucha tak przyjemna. Do tego dodajmy interakcyjne synkopy, parafrazy brzmieniowego szeptu (Floating), gitarowe szczytowanie (Slonimksys Domino), ostentacyjny swing (Divergenze), a wreszcie gorączkowość i melancholia chyba najlepszej z kompozycji TreDueNove. Płyta nie tylko nadzwyczajnie ekspresyjna, ale i nagrana z niebywałym wyczuciem smaku. Stylistyczne kontinuum jest jednak spójne ze względu na niewątpliwą dojrzałość artystyczną i determinację w zdefiniowaniu swojej muzycznej wrażliwości. Całość otoczona jest piękną teksturą tajemniczości, którą zbija brzmieniowa ironia aranżacyjnej rozbieżności. „Triplain” to post-awangarda, ale z dopieszczoną i wyrafinowaną linią dynamiki o eksperymentalnym charakterze. Zagrane jest to jednak z niebywałym polotem, do tego stopnia, że wzbudza podziw, nawet kiedy jeszcze cały koncept do słuchacza właściwie nie do końca dociera, ale wie, że na końcu tego tunelu jest gdzieś światło. Być może sugestywność materiału wynika z jego intensywności oraz temperamentu? Pełna kadencji, harmonijna w swojej kreatywności i naznaczona niesamowitym wyczuciem czasu gra Sorge nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynienia z artystą, który pozostawi w muzyce instrumentalnej solidny pokoleniowy odcisk. „Triplain” to wspaniały produkt pod rozbudzenie wyobraźni, ale czy nie na tym właśnie polega muzyka instrumentalna? Na opowiadaniu historii bez słów? „Triplain” to jednak zbiór historii o bardzo złożonej nomenklaturze, dlatego podlegać może wielu interpretacjom samej treści. Ja płyty słuchałem naprawdę wielokrotnie i nawet dziś nie jestem tym krążkiem znużony. Żmudne aranżacje cieszą bardziej, dosłownie za każdym przesłuchanym razem.