Wywiad rozpoczął się od luźnej rozmowy na temat nazwy Spiral. Ustaliliśmy, że wynikła ona z młodzieńczej fantazji chłopaków, ale z racji, że to dawne czasy i muzycy za bardzo nie pamiętają jak to się dokładnie stało, wątku dalej nie pociągnęliśmy. Był to miły wstęp do rozmowy z Ulą i Grzegorzem, z którymi porozmawiałem o płycie „Bullets”, o trasie koncertowej promującej płytę i kilku mniej lub bardziej istotnych rzeczach, czego owoce znajdziecie poniżej.
Marcin Maryniak: Wasz debiut to rok 2009, drugi album „Cloud Kingdoms” to kwiecień 2014, „Bullets” z kolei październik 2016. Rozrzut między albumem debiutanckim a drugim to 5 lat. Przy okazji „Bullets” już tylko 2 lata. Co się wydarzyło, że Wasz ostatni album został nagrany relatywnie tak szybko? Grzegorz Kyc: Spiral gra z 12 lat. W takim składzie gramy 10 lat. Wtedy się dużo działo, bo były tematy osobiste, przenoszenie z miasta do miasta, wyjazdy… Byliśmy wtedy troszeczkę rozmemłani. Ula Wójcik: Czynniki takie jak syndrom drugiej płyty. Chcieliśmy, żeby była inna, o niebo lepsza od pierwszej. To chyba nam się udzieliło i spowodowało, że nagrywaliśmy ostatecznie ten album strasznie długo. Grzegorz: Trzeba pamiętać, że nasz drugi album nagrywaliśmy w studiu naszego gitarzysty Mateusza (Mazur – przyp. red.), gdzie były super warunki do nagrywania. Z drugiej strony było to jednak bardzo demotywujące. Nikt nad nami nie stał, nie liczył czasu. Niekiedy siedzieliśmy i zamiast tworzyć, graliśmy w gry. Ula: To prawda. Nie było osoby z batem nad nami. Czasem była pełna mobilizacja, a czasem, jak w szkolnej wymówce – „boli mnie brzuszek albo paluszek”. Doszliśmy do wniosku, że to było bardzo złe, więc przy tym albumie się spięliśmy. MM: I przy tym albumie okres dwuletni to faktycznie czas na poszukiwanie pomysłów i komponowanie, czy też mieliście jakieś czasowe przerwy? Grzegorz: Dla nas to był w pewnym sensie eksperymentalny sposób komponowania. Do tej pory niektóre utwory wychodziły nam od razu, przy innych dłubaliśmy dosyć dłużej. Przy albumie „Bullets” założyliśmy sobie by co weekend mieć jakikolwiek szkic piosenki. Ze względu na to, że wszyscy mieszkamy w różnych miastach, spotykamy się tylko w weekendy i ten fakt nas mobilizował. Tym sposobem przez ponad rok powstała masa pomysłów. Następnie wybieraliśmy te najlepsze i doszlifowaliśmy je do wersji ostatecznych. Ula: A ja pisałam teksty i wokale. MM: Kończąc wątek miejski, Rzeszów to Wasz matecznik, ale z racji rozjechania się po innych miastach, obecnie nie do końca… Grzegorz: Tak. W historii tego zespołu nigdy nie było chyba jeszcze tak, żeby wszyscy mieszkali w jednym mieście. Krążymy między Rzeszowem, Krakowem, Katowicami. Ula: Ale na szczęście logistycznie potrafimy się na tyle ogarnąć i mamy tyle mobilizacji, by faktycznie, co weekend spotkać się na próbie, czy tak jak teraz razem zagrać. MM: Powiedzcie mi, bo wyczytałem gdzieś, że materiał przy samym nagrywaniu był na „setkę”. To prawda? Ula: Tak. Wszystko zagrane zostało na setkę za wyjątkiem wokali oraz różnego rodzaju ozdobników, czy dodatkowych instrumentów typu trąbka. Mieliśmy założenie, że oprócz tego że się zepniemy z pisaniem materiału, to ma on wyjść i wypłynąć od nas naturalnie, organicznie. Chcieliśmy mieć na niego rzeczywisty wpływ. Grzegorz: Tak naprawdę na samym etapie nagrywania wpadło nam dzięki temu kilka świetnych patentów, które nie były zaplanowane wcześniej. MM: To chyba bardzo pozytywne gdy coś takiego ma miejsce. Rozmawiałem z chłopakami z Signal From Europa i mówili, że przy nagrywaniu swojej EP-ki, siedząc i dłubiąc nad muzyką w studiu, osiągnęli podobne niezamierzone efekty, a to jakieś sprzężenie, a to jakiś wypięty kabel zrobił pogłos i chłopaki łapali się za głowę: o ku**a to jest dobre! Ula: Tak, to są fajne, spontaniczne rzeczy, które potrafią czasem zmienić oblicze utworu albo dadzą nowy smaczek, wymiar w danej kompozycji. Grzegorz: Nam przykładowo tak spodobał się dźwięk zamykanej lodówki, że zrobiliśmy z niego sampel i w jednym z utworów jest wykorzystany jako stopa. Ula: Konkretnie w tytułowym Bullets. MM: To są rzeczy, które często się nie zdarzają. Rozmawiając z muzykami, czy czytając wywiady wielu z artystów chce osiągnąć sterylność brzmienia, by wszystko brzmiało tip-top, a u Was wydaje mi się – „jak wyjdzie”… Trochę jak przy produkcji płyt rapowych, gdy znajdziecie fajny sampel umieszczacie i wykorzystujecie go. Wydaje mi się, że sporo jest takich bitów w Waszej twórczości, zresztą dzisiaj na koncercie też można było takowe usłyszeć (Koncert 3 grudnia 2016 r. w Toruniu w Pubie „Dwa Światy – przyp. red.). Grzegorz: Głównie zajmuje się tym Brunon – nasz basista (Lubas – przyp. red.), chociaż wykorzystuje to głównie w swoim pobocznym projekcie elektronicznym Liquidlegs. Ula: On jest naszym specjalistą od tzw. ambientów. Ma po prostu do tego dryg, jakby to powiedziała moja babcia (śmiech). MM: Jesteście już jakiś czas na trasie promującą „Bullets”. Skąd pomysł na zaproszenie tych czterech brzydali z Gdańska? Grzegorz: Wiesz co, chłopaki do nas po prostu napisali. My do tej pory jakoś nie graliśmy z jednym stałym zespołem, mieliśmy wymienne ekipy na różne koncerty. Posłuchaliśmy muzyki chłopaków i stwierdziliśmy – czemu by nie spróbować? Ja z Brokiem (Patryk Piątkowski, gitarzysta Signal From Europa – przyp. red.) spotkałem się nawet w czerwcu w Krakowie kiedy miał wakacje. Połaziliśmy, pogadaliśmy, zjedliśmy jakiegoś burgerka i już wtedy wiedziałem że będzie spoko. No, a jak pogadaliśmy sobie o Deftones, to już w ogóle. Zresztą chłopacy też nam bardzo pomogli zwłaszcza ze strony organizacyjnej. To oni dogadywali niektóre koncerty z klubami, czym się wspólnie ostatecznie podzieliliśmy i jesteśmy zajebiście zadowoleni. Chłopaki grają naprawdę super i my jesteśmy bardzo zadowoleni z tego wyboru. Ula: Po prostu na tej trasie czujemy się z nimi jak taka niemała rodzina. Znamy się krótko, ale nadajemy razem na takim poziomie, że to jest niespotykane. Pierwszy raz tak szybko się zaprzyjaźniłam z ludźmi. Może to te warunki, których do tej pory nie mieliśmy. Grzegorz: No i zaczęliśmy taką małą tradycję robienia sobie żartów na scenie. MM: Podsumowując Twoje spotkanie z Patrykiem w jednym zdaniu: Miłość od pierwszego burgera (śmiech). No tak Wy dzisiaj weszliście na scenę z trąbką i ukulele, ale chłopaki przebrani za szejków obsypujących Was dolarami. Mistrzostwo! Grzegorz: No my przegraliśmy dzisiaj. Oni wygrali bitwę, ale wojna będzie nasza. Będziemy za nimi jeździć nawet jak się skończy trasa (śmiech). MM: No właśnie, czy planowaliście gdzieś z nimi pojechać i zagrać? Myślę że, po tym co tutaj słyszę i po tym, co mówili to tak. Pewnie to słyszeliście już, ale oni są strasznie zadowoleni, podkreślając, że Spiral to tacy świetni ludzie. I z każdym jak oddzielnie rozmawiałem i pytałem mówili, że zawsze takiej trasy sobie życzą. Grzegorz: Oni wszyscy ustalili wspólną wersję wcześniej (śmiech). Ula: Trasa układa się świetnie. Ja im osobiście zazdroszczę tego, że są młodzi, a mają mega dojrzałość muzyczną. Ja w ich wieku mogłam tylko pomarzyć o tym żeby w ogóle tak grać, żeby tak aranżować i jestem pod mega ogromnym wrażeniem. MM: Ja widziałem ich półtora roku temu i tylko półtora roku temu, ale jak sami przyznają wtedy to było „granie dla grania” – bardziej dla zabawy. Niekoniecznie traktowali to poważnie, a teraz widać i słychać, że zrobili ten schodek do przodu. Projekt stanowi obecnie dla nich coś więcej. Grzegorz: Jeśli tylko będą chcieli, to będą się nadal rozwijać i wspinać wyżej. MM: A jakie to uczucie grać we własnym mieście, tak „na dzień dobry” z nowym materiałem, na początek trasy ? Grzegorz: Fajne (śmiech). Ludzie nas tam już trochę znają. Siłą rzeczy, nie raz graliśmy w Rzeszowie. Wiadomo, zawsze pojawi się trochę znajomych, czasem pojawiają się nieznajomi (śmiech). Ula: To jest takie dwubiegunowe uczucie. Z jednej strony grasz dla ludzi, którzy rzeczywiście Cię znają i jest to takie inne uczucie, a z drugiej strony są takie emocje, które mogą powodować że jest trema. Ale, kurczę, zawsze fajnie jest zacząć w domu. Choć przyznaję, że to taki trochę sprawdzian dla trasy. Grzegorz: Tak, ludzie nas ciepło przyjęli, byli też tacy, którzy śpiewali sobie teksty i to na pewno było pozytywnie przez nas odebrane. MM: Jakie są reakcje publiczności na ten nowy album? Zwłaszcza poza Rzeszowem. Publiczność go „łyka”, czy wychodzi z założenia, że skoro to nowy materiał to ja postoję, posłucham bo nie znam… Grzegorz: Ludzie na pewno kojarzą singiel, bo wypuściliśmy go przed płytą i zdarzyło się widzieć nam, że ktoś śpiewał sobie tekst. Widać, że ludzie kojarzą ten numer, a na pozostałe raczej też dobrze reagują, zwłaszcza, że gramy te żywsze, bardziej dynamiczne kompozycje. Ula: W ogóle otwieramy cały koncert nowym utworem z płyty i wydaje mi się, że była to dobra decyzja. Pomimo tego, że nowy materiał, to jest to dobry „otwieracz”. Końcówka koncertu to też jest głównie nacisk na singiel i na nasz energiczny numer Cops & Robbers Song. Każdy się przy nim dobrze bawi. Także niezmiernie się cieszymy, że to „siadło”. Grzegorz: A że ludzie zwracają zwykle uwagę na to, co jest na początku i na końcu, to tylko polepsza odbiór materiału. I to wszystko wyszło całkiem przypadkiem (śmiech). MM: Kiedy czyta się recenzję Waszego najnowszego albumu, to padają czasem słowa o ostrożności i pewnej zachowawczości. Czy traktujecie to jako zarzut do Waszej twórczości, czy tylko stwierdzenie faktu, bo taki z założenia miał być album? Ula: No nie wiem, to chyba czytamy inne recenzje (śmiech). Nie, to nie jest zarzut. Raczej wszyscy zauważają, że album jest bardziej przestrzenny, jest trochę więcej oddechu. Jest tylko trochę inny. Zgadza się, niektórym brakuje tej „gęstości”, i wcale nie samego „niezłego pierdolnięcia”, ale takich pogmatwanych motywów, do których mieliśmy skłonności. Grzegorz: Ja myślę, że dzięki temu, na co zwracają uwagę recenzenci to fakt, że płyta jest bardziej spójna od poprzednich. „Cloud Kingdoms” momentami rzeczywiście było bardziej pokręcone, natomiast tej płyty na pewno słucha się lepiej jako całości od początku do końca, bo jest dużo płynniejsza. Ula: Myślę, że oni nie zarzucają, po prostu zauważyli, że jest zmiana. Grzegorz: A po trasie zabierzemy się za kolejny materiał i zobaczymy jak wyjdzie. Nie zakładamy, że teraz będziemy musieli grać wyłącznie w ten sposób. MM: Przygotowując się poniekąd do tego wywiadu i koncertu, zrobiłem research polegający na ponownym przesłuchaniu Waszego ostatniego albumu i tego od Signal From Europa, przestawiając koncertową kolejność. Muszę przyznać, że obie płyty idealnie się zlały w muzyczną słodycz; wszystko idealnie „zażarło”. Czy Wy też sądzicie, że obie koncepcje są idealnym dopełnieniem tej trasy? Grzegorz: Tak jak mówisz to żre, nawet żry (śmiech) i zarówno na płaszczyźnie personalnej i płaszczyźnie muzycznej. Wszystko się zgadza. Ula: Wiesz co, ja jakiegoś wielkiego researchu nie zrobiłam przed tą trasą. Każdy z nas miał inne zadania, słyszałam zaledwie jeden utwór chłopaków. Przede wszystkim zajęłam się kwestią promocyjną. Grzesiek zajmuje się u nas trasą. W Rzeszowie był nasz pierwszy koncert i na backstage’u byłam tym trochę zestresowana, ale gdy usłyszałam jak chłopaki grają, to sobie pomyślałam: „Boże jak fajnie będzie całą trasę zagrać z nimi i jeszcze nie raz usłyszeć ten materiał”,. Zrobili na mnie wtedy naprawdę wielkie wrażenie. Fajnie pojechać w trasę z kimś, kogo szanujesz, nie dlatego, że jest współmuzykiem, ale dlatego że podoba Ci się to co robi. Zawsze gdy mam taką spinkę przed-koncertową, to sobie przychodzę tutaj na salę koncertową, przez chwile pomyślę o tym jak zajebiście grają, aż zapomnę, że sama zaraz mam koncert. Maja w sobie jakiś taki sentyment. Mają w sobie coś takiego, że przypomina mi się czas, gdy miałam 18 lat, gdy pierwszy raz się zakochałam. Nie wiem, co w tym jest, ale budzą we mnie wewnętrzny sentyment. No i jakość! To wszystko idealnie brzmi. MM: Teraz pytanie trochę może ostrzejsze, dociekliwsze, ale mam nadzieję, że nie będzie źle przez Was odebrane. W którym miejscu jest po trzeciej płycie zespół Spiral w świadomości słuchaczy i Waszej? Czy wciąż czujecie się, że jesteście na początku swojej drogi, otwieracie się, czy odczuwacie już doświadczenie i bagaż związany z poprzednimi albumami ? Grzegorz: Spoko loko, zawsze możemy przecież odejść (śmiech). Wracając do pytania. Na pewno nie jest to początek, czujemy się dojrzałym zespołem – jakkolwiek to brzmi. Mamy pełną świadomość tego, co robimy. Wydaje mi się, że to, co robimy jest na wysokim poziomie i reprezentujemy sobą jakość. A jeśli chodzi o świadomość słuchaczy. Słuchacze muzyki alternatywnej na pewno nas kojarzą i gdziekolwiek w Polsce zagramy to ludzie się pojawiają. W mainstreamie nas nie ma, chociaż niekiedy pojawiamy się i tam . Ula: Ja liczę na to, że ludzie uważają że nie jest to początek. Na pewno mamy fanbase, który udało nam się do tej pory zbudować i jest mega aktywny, wierny i dla nich jesteśmy mega dojrzałym zespołem, aczkolwiek pojawią się głosy, ze oni cały czas czekają na ten moment, w którym rzeczywiście będziemy wypełniać sale koncertowe, bo jeszcze tego nie ma. Są oczywiście miasta, w których mamy fajne koncerty i naprawdę przychodzi mnóstwo osób, a jeszcze jest spora część tej niszy, która jest… to głupie i brzydkie słowo – do zaorania (śmiech). W sensie taka, która o nas nie wie albo obiliśmy się jej o uszy, ale w tamtym momencie nie byliśmy na tyle ciekawi by się nami zainteresowali. Grzegorz: Czasem granie pierwszy raz w danym miejscu jest istną klątwą. Ci którzy kojarzą zespół to przyjdą, ci którzy nie to nie, ale za każdym razem Ci którym się spodobało powiedzą o tym znajomym etc. Z każdym koncertem jest lepiej. Więcej! Z każdą trasą jest lepiej. Ula: Od kilku lat robimy taką „pracę u podstaw”. Jeździmy, koncertujemy, czasem zdarzają się nam większe okazje do zaistnienia. Przede wszystkim gramy. MM: Dla Was to pierwszy koncert w Toruniu. Jeśli chodzi o frekwencję niby nie było źle, ale mogło być lepiej. Ula: Dokładnie, też mam takie zdanie jak Ty. Nie było źle. W ogóle nie nastawialiśmy się, że frekwencyjnie ludzie nas zaskoczą. Natomiast podobał nam się odbiór. Ludzie rzeczywiście byli zadowoleni. Mieliśmy taką sytuację, że znaleźli się ludzie będący przypadkiem w knajpie, usłyszeli jak gramy i przyszli na nasz koncert i wykupili połowę naszego mercha, także jest to dla nas budujące i mega miłe. MM: Na albumie „Bullets” pojawiają się dwa polskojęzyczne utwory: Milky Polsky i Nanoterapia, skąd pomysł na te piosenki ? To zachęta dla nowych słuchaczy? Ula: To nawet nie był pomysł. Chłopcy „wyjammowali” te melodie. Zaczęło się od Milky Polsky. Zrobili utwór, do którego ja nie mogłam nic napisać po angielsku. Podchodziłam do tego kilka tygodni, zresztą od samego początku – przynajmniej dla mnie – brzmiał jak polski numer. Nie wiem, co właściwie w sobie takiego ma. Stwierdziłam, że ciężko mi napisać po angielsku, to napiszę po polsku. Zrobiłam to, a następnie tylko kwestia rozmowy z chłopakami, czy to tak może być. Ale z racji, że wszystko miało być takie organiczne i naturalne i skoro to tak powstało to niech tak zostanie. Grzegorz: Trochę na początku protestowaliśmy, ale jak usłyszeliśmy całość, przespaliśmy się z tym, przyzwyczailiśmy się. Ula: No tak, ja już opowiedziałam ten końcowy etap tego wszystkiego (śmiech) Potem powstała Nanoterapia, bez większej rozkminy. Prawda jest taka, że to pomaga rzeczywiście. MM: Milky Polsky gdzieś tam się kręci i pojawia, chociażby na Liście Radiowej Trójki… Ula: Tak w ramach promocyjnych radiowo-telewizyjnych, gdzieś tam ludzie chcą polskojęzycznych utworów i to nam na pewno nie przeszkodzi, a tylko pomoże. Nie był to zabieg jakiś bardzo przemyślany. Tak wyszło (śmiech). MM: Mój kolega redakcyjny Konrad recenzując Wasze albumy pisał, że nie trzeba życzyć Wam sukcesu, bo to kwestia czasu. Więc jak to jest z Waszym sukcesem. Życzyć go nadal, czy może chcielibyście inne życzenia ? Czujecie, że to „zażre”, ale trzeba jeszcze chwilkę poczekać? Ula: No ja mam nadzieję, że to kwestia czasu (śmiech). Grzegorz: Strasznie ciężko powiedzieć od czego to tak naprawdę zależy. Na pewno jest to kwestia ciężkiej pracy. Z pewnością czasem szczęścia, czasem trafienia na odpowiednią publiczność, czasem jednego wydarzenia, które Cię popchnie gdzieś do przodu. Rozmawialiśmy z różnymi zespołami, są bardzo różne historie tego sukcesu. Każdy ma swoją inną drogę. Jak będzie u nas tego nie wiem, zobaczymy. Mam nadzieję że to będzie szybciej niż później, ale kiedy to się stanie i jak, to nie wiemy. Ula: Mamy dużo energii i mamy nadzieję, że jej nie stracimy. Każdy z nas jakoś tam żyje, ma prace, dom, życie osobiste i dopóki mamy energię i siłę to jest fajnie i nie chcemy jej kiedykolwiek stracić. Grzegorz: Jakoś tak jest, że ta muza cały czas pcha nas do przodu. Każdy z nas ma swoje życie, ale czeka na ten weekend by się spotkać i pograć. Na trasie jesteśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Ula: To nie jest taka oczywista rzecz. Nie każdy ma przywilej tego, by wyjść na scenę i zagrać przed kimś, pokazać swoją muzykę, nie jest to codzienna sprawa. Grzegorz: Trzeba pamiętać, że będąc zespołem takim jak my, trzeba masę rzeczy samemu ogarnąć. Zaplanować trasę, wszędzie dojechać, zorganizować sprzęt, zająć się rozkładaniem, składaniem tego sprzętu. Ula: Ale doszliśmy do perfekcji ze składaniem sprzętu (śmiech). Grzegorz: Potrafimy spakować dowolny sprzęt do dowolnie małego samochodu (śmiech). Ula: No i czasowo jesteśmy coraz lepsi (śmiech). MM: Dziękuje Wam za wywiad, cieszę się, że znaleźliście czas i chęci by ze mną porozmawiać. Życzę Wam samych udanych koncertów i dalszych sukcesów. Grzegorz: Jak się rozmawia nie trzeba składać sprzętu (śmiech). Ula: Bardzo Ci dziękujemy za rozmowę i życzenia. Pozdrawiamy czytelników.