Dead Man’s Eyes – Words of Prey

★★★★★★☆☆☆☆

1. Radiant Smiles 2. Dive 3. Be Good 4. What Are You Waiting for 5. This Old Place 6. This Old Interlude 7. Two Dozen Eyes 8. Robot Sophia 9. Fire of My Own

SKŁAD: Peter Engel – gitara, wokal; Simon Reichelt – gitara;  Geir Johansen – perkusja; Simon Mead – gitara basowa, wokal; Nima Davari – gitara, gitara hawajska

PRODUKCJA: Nima Davari

WYDANIE: 22 czerwca 2018 – Tonzonen Records

Odpalamy silnik zasłużonego wana i ruszamy w trasę po niemieckich autostradach, które za sprawą Radiant Smiles przeistaczają się w naszych oczach w niekończące się amerykańskie bezdroża. Czyżby Niemcy były nową kolebką surowego rocka? 

Wszyscy, poza kierowcą oczywiście, zaczynają być lekko nietrzeźwi poprzez pewne niezalecane substancje (Dive), ale nadal trzymamy fason i nie dajemy się opanować psychodelicznym omamom. Zmęczenie daje nam się we znaki, a Peter przejmuje kierownicę i zwalnia nieco tempa, aby dać nam trochę odpocząć. Swój chłop, wie dokładnie, jak to zrobić. Nasze zaspane ciała może i są w bezruchu, ale nasze dusze śpiewają razem z nim. Be Good to proroczy tytuł.

Nastaje nowy dzień, jesteśmy prawie na miejscu. Dojeżdżamy do ni to klubu, ni to baru. Czas się rozłożyć i zagrać parę piosenek. Od czego by tu zacząć? Może od What Are You Waiting for? Nie chcemy przecież atakować od razu z grubej rury. Lepiej rozpocząć spokojnie i wprowadzić słuchaczy w nasz stan umysłu. Zaskoczymy ich w drugiej połowie utworu. Ha, to działa, zebrani unoszą głowy z nad kieliszków. Niektórzy podchodzą bliżej i zaczynają nieśmiało tańczyć. Jeden klient nawet imituje solówkę gitarową z wyraźnim grymasem na twarzy. This Old Place to taka nasza odpowiedź na bluesa, niektórzy mówią, że trochę słychać w tym Queens of the Stone Age. Każdy słyszy, co chce, a my gramy swoje. Ach, nadal mnie kręci ta partia na klawiszach, świetnie współgra z sekcją rytmiczną, już nie pamiętam, kto na nią wpadł.

Dobra, wszyscy na parkiecie, więc chyba czas wyciągnąć najcięższe działa w postaci… harmonijek ustnych! Tłum niewzruszony, ale jeszcze nie wiedzą, że melodia Two Dozen Eyes nie opuści ich głowy do końca wieczoru. Podejdziemy ich niepozornym, wyczilowanym utworem. Zadziałało jak czary, wszyscy śpiewają, buty kleją się do parkietu. Następny w programie jest Robot Sophia, w pewnym stopniu nasz hołd dla Tame Impala, z którymi graliśmy koncerty. Lubimy z nimi podobną muzykę, nie ma co się z tym kryć, ale my jesteśmy bardziej retro… serio.

Tłum nawet nie zauważył, kiedy zaczęliśmy grać nasz ostatni kawałek – Fire of My Own. Zmęczona gawiedź wije się pod sceną, wsłuchana w solówkę gitarową ukrytą za sekcją rytmiczną i wokalem. Jest pod ich skórą i na ich twarzach. Nie muszą jej mieć na pierwszym planie, by nią oddychać. Wygląda na to, że występ im się podobał, trochę ich rozbujaliśmy, trochę ukoiliśmy, ale przede wszystkim przywróciliśmy do tego miejsca ducha retro rocka. Czas się zbierać do następnego klubo-baru.