Począwszy od lat 60., kiedy to rock‘n’roll stał się dominującym gatunkiem muzyki popularnej, przemysł muzyczny skierowany był głównie do młodego pokolenia odbiorców. Początek lat 60., był dość podobny do poprzedniego dziesięciolecia, kiedy to jazz wciąż cieszył się stosunkowo dużym zainteresowaniem słuchaczy. Jednak wraz z rosnącą popularnością muzyki rockowej i telewizji, która zdobywała dominującą rolę w przemyśle rozrywkowym, kluby jazzowe zaczęły podupadać i wreszcie upadać, pozbawiając tym samym wielu muzyków źródeł ich dochodu. Jednak niektórzy z nich kontynuowali swoją karierę, usiłując rozciągnąć jazzowe granice na nowe obszary muzyki popularnej. W jazzie zaczęły pojawiać się więc elementy muzyki funky, soulu, a przede wszystkim rocka. Kulminacją tego procesu było nagranie kultowej już dziś płyty „Bitches Brew” (1969) autorstwa Milesa Davisa, dzięki której ranga tego artysty urosła do statusu gwiazdy rocka. Nowy styl jazzowy, który nazwany został fusion, zyskał popularność porównywalną do tej jaką miał jazz w erze swingu. Mimo że w opisywanym przeze mnie okresie bardzo wielu artystów jazzowych czerpało z muzyki różnych gatunków, przez co muzyka jazzowa zaczęła rozwijać się w wielu kierunkach, to nie brakowało również takich jazzmanów, których inspirowały style sprzed lat 60. Muzykę, którą wykonywali nazwano neo-swingiem, post-bopem itp. Jednak bardziej istotny od nazewnictwa był repertuar, który składał się głównie ze standardów. Stanowi to dowód na to, że moda na granie standardów na stałe wpisała się w jazzowe rzemiosło.
Zespoły Duke’a Ellingtona i Counta Basiego wciąż cieszyły się dużą popularnością, nawet po śmierci obydwu muzyków (zmarli kolejno w 1974 i 1984 roku). Inni liderzy ery swingu, jak Woody Herman i Stan Kenton mieli w swych orkiestrach bardzo wielu młodych muzyków dzięki czemu zespoły te z powodzeniem aranżowały kompozycje takich artystów jak Thelenious Monk i John Coltrane. Big bandy prowadzone przez trębacza Thada Jonesa i perkusistę Mela Lewisa łączyły w swojej grze wpływy bebopu oraz stylu cool, natomiast orkiestra Dona Ellisa z powodzeniem stosowała w swojej grze rytmy pochodzące ze Wschodniej Europy i Azji. Również muzycy free jazzowi, których kariera rozpoczęła się na początku lat 60., tacy jak Ornette Coleman, Cecil Tylor oraz zespoły Sun Ra i Art Ensamble of Chicago, poszerzyli horyzonty jazzu o elementy muzyki z różnych zakątków świata, zwłaszcza z Afryki. Z drugiej strony twórczość wielu artystów fusion, jak choćby George’a Bensona i Herbie’ego Hancocka rozpatrywana zaczęła być również z perspektywy muzyki pop. Doprowadziło to do powstania nowego stylu zwanego dziś “smooth” jazzem – prostej, łatwej i przystępnej formy jazzu.
Ze względu na to, że nowy styl powstał w wyniku fuzji m. in. jazzu i rocka, nazywany jest on również jazz rockiem, chociaż nazwa ta nie jest całkowicie adekwatna dla muzyki, którą w rzeczywistości określa. Artyści grający w tym stylu wykorzystywali bowiem również elementy funky i rhytm and bluesa (r&b). Połączenie tych różnych, „muzycznych światów” przyniosło szereg zmian dotyczących głównie rytmu i harmonii. Klasyczny „walking” basu zastąpiony został basowym ostinato, określanym jako groove. Popularne progresje harmoniczne, stosowane szeroko w erze bebopu i hard bopu zastąpione natomiast zostały bardziej statyczną harmonią. Akordów było więc mniej, ale często były one bardziej egzotyczne. W muzyce rockowej, a także równie popularnym funky i r&b, więcej elementów było z góry ustalonych. W jazzie nie tylko partia solowa improwizowana jest za każdym razem inaczej, ale improwizacji podlega również akompaniament do partii solowej. Różne jest też podejście do kwestii rytmicznych. Podczas gdy w muzyce rockowej akcent kładziony jest niemal na każdą miarę w takcie, to w jazzie akcentowanie jest o wiele bardziej skomplikowane i kompleksowe. Inne jest też instrumentarium, gdyż instrumenty elektryczne nie mają tak dużego zastosowania w muzyce jazzowej jak w rocku, chociaż począwszy od końca lat 60. różnica ta nie jest już tak wyraźna. Poza tym jazz to w znacznej mierze muzyka instrumentalna albowiem nawet partie wokalne zbliżają się swym charakterem do partii instrumentalnych. Natomiast w rocku, funky, soulu i r&b partia wokalna jest najczęściej podstawą całej kompozycji, której podporządkowują się pozostałe elementy. Inne różnice pomiędzy jazzem i wchodzącymi z nim w korelacje innymi gatunkami, to:
-krótsze frazy muzyczne,
-mniej skomplikowane progresje akordów,
-mniej skomplikowane frazy melodyczne,
-mniejszy udział partii improwizowanych, zwłaszcza w akompaniamencie,
-prostsze rytmy perkusji,
-wielokrotne powtarzanie tych samych progresji akordowych w całym utworze,
-większe znaczenie tekstu w utworze.
Wraz z pojawieniem się nowego stylu, otwartego na szeroko rozumianą muzykę rozrywkową, zmieniły się również źródła pochodzenia nowych standardów jazzowych, które tym razem możemy podzielić na:
1.Standardy skomponowane przez muzyków jazzowych.
2.Standardy pochodzące z muzyki popularnej, a więc wzbogacone o takie gatunki jak: pop, rock, funky, soul, r&b, reggae, rap.
Do najbardziej popularnych standardów zaliczanych do pierwszej grupy należą kompozycje wybitnych pianistów i keyboardzistów: Dolphin Dance (1964) i Chameleon (1973) Herbie’ego Hancocka, Spain (1971) oraz Windows (1968) Chicka Corea, a także Birdland (1977) Joe Zawinula, Status standardu zyskał także utwór Inner Urge (1964) Joe Hendersona, gdzie wykorzystana jest egzotycznie brzmiąca skala lidyjska. Kontrabasista Ron Carter jest autorem Eighty – One (1964) i Little Waltz (1966), natomiast E.S.P. (1965), Footprints (1966) i Nefertiti (1967) to utwory saksofonisty Wayne’a Shortera. Popularnością cieszyły się również standardy trębacza Freddie’ego Hubbarda: Little Sunflower (1967), Red Clay (1970). Wśród wokalistów popularne były z kolei standardy jak: Killer Joe (1959) Benny Golsona oraz Peel Me a Grape (1962) Davida Frischberga.
Drugą grupę standardów reprezentują utwory wywodzące się z muzyki popularnej, obok standardów znanych już z poprzednich stylów i pochodzących głównie z przedstawień na Broadwayu, pojawiają się teraz kompozycje takich twórców, jak Stevie Wonder, Burt Bacharach, Jimmy Webb oraz zespołów The Beatles i Beach Boys. Inne standardy epoki post-mainstream mają z jazzem jeszcze mniej wspólnego. Herbie Hancock w swoim albumie „The New Standard” (1996) dokonał interpretacji All Apologies autorstwa kultowego grunge rockowego zespołu Nirvana. Podkreślić należy, że twórczość bandu z Seattle cieszy się wyjątkowym powodzeniem wśród jazzowych artystów, zwłaszcza utwór Smells Like Teen Spirit, który opracowano już na setki różnych sposobów. Utwory Little Wing oraz Up From The Skies (oba 1968) Jimmy’ego Hendrixa znalazły się w repertuarze big bandu Gila Evansa na płycie „Gil Evans Plays the Music of Jimmy Hendrix” (1975). Przebój muzyki r&b pt. Make The World Go Around opracował trębacz Nicholas Payton na płycie „Payton’s Place” (1998). Tego rodzaju interpretacje, obok których powstawały autorskie kompozycje wyżej wymienionych muzyków, gwarantowały ciągły rozwój i żywotność nowego, jazzowego repertuaru.
Mimo upływu lat standardy, które można było określić jako „stare”, wciąż nie traciły na aktualności. Wręcz przeciwnie, robiły coraz większą karierę, wchodząc do repertuaru już nie tylko muzyków jazzowych. Utwór Summertime jest tego najlepszym przykładem, gdyż za sprawą takich artystów jak Janis Joplin i zespołu The Doors standard ten dotarł do młodej generacji słuchaczy, która jazzu raczej nie słuchała i niekoniecznie ten gatunek lubiła. Dzięki temu Summertime stał się już nie tylko jazzowym, ale i rockowym przebojem, znanym milionom młodych fanom muzyki na całym świecie.
Rodzajem klamry spinającej dwa tak mocno odmienne światy czyli muzykę rockową i jazzowy standard, jest zachodnia tradycja muzyczna. Jednak w przypadku wielu interpretacji nic nie jest do końca zdefiniowane, bowiem granice historyczne i geograficzne są świadomie zatarte. Często autorom płyty przyświeca zamysł stworzenia muzyki dla szerokiego grona słuchaczy, którzy niekoniecznie muszą zachwycać się wyrafinowanymi, rozbudowanymi partiami solowymi i ciekawą grą sekcji. Dlatego też często soliści grają partie tak krótkie, że nim zdążą rozwinąć skrzydła, osiągnąć efekt dramaturgicznie przemyślanej gry napięć i rozwiązań, ich czas się kończy. Inaczej jest na nagraniach „live” z koncertów, które są autentycznym zapisem takich emocji jakie nigdy nie zdarzają się w studiu.
Do jazzu od samego początku wprowadzano różne, czasem zupełnie obce i zdawałoby się przeciwstawne i sprzeczne z idiomem jazzu elementy. Również związki z muzyką tzw. poważną, klasyczną, dały się tam wcześnie zauważyć. To wszystko jest oczywiste dla współczesnego słuchacza. A jednak wśród licznych dziś prób łączenia jazzu z innymi rodzajami muzyki, niektóre propozycje budzą kontrowersje. Zwykle nie dotyczą one oryginalnych dzieł takich jak Błękitna rapsodia Gershwina, czy też jego koncert F – dur. Forma tych utworów wydaje się być na ogół wewnętrznie spójna, a dyskutować można jedynie o stylistyce i artystycznych środkach wyrazu. Wątpliwości budzą zwykle opracowania, aranżacje i zapożyczenia, których twórcom zarzuca się nadużycia i korzystanie z cudzej popularności. Najlepszego przykładem jest sama opera Gershwina „Porgy and Bess” (1934), której liczne interpretacje były często nieudane, gdyż nastawiały się bardziej na zysk komercyjny, niż na efekt artystyczny. Dotyczy to zresztą wielu innych kompozycji Gershwina, które szczególnie upodobali sobie wykonawcy muzyki komercyjnej. Choć oryginalna muzyka Gershwina, znacznie różni się od dzisiejszej, to jednak kompozytor ten wpłynął na historię nie tylko jazzu, ale także rocka, r&b i muzyki pop. Już w latach 50. tacy artyści jak Big Joe Turner i Ray Charles, którzy w swej twórczości łączyli muzykę r&b, jazz i rock, często sięgali po kompozycje Gershwina, świadomi muzycznych tradycji poprzednich dziesięcioleci. Piosenki Gershwina nagrywali również tak różnorodni wykonawcy muzyki popularnej jak: Etta James (Embracable You), Booker T and the MGs (Summertime), Wille Nelson (Someone to Watch Over Me), czy Aretha Franklin (It Ain’t Necesserily So). W efekcie nadało to wykonywanej przez nich muzyce zupełnie nową jakość.
Inni artyści natomiast, poza tym, że wykonywali kompozycje Gershwina, to kreowali je w pewien sposób na nowo. Piosenkarz r&b Billy Stewart śpiewał Summertime z latynoamerykańskim backbeatem, natomiast Janis Joplin, o czym już pisałem, wykonywała Summertime jako przepełniony głęboką ekspresją utwór blues rockowy.
Standardy jazzowe Gershwina opracowywane były również przez artystów wykonujących tak zdawałoby się odległy od jazzu gatunek jakim jest grunge rock. W latach 90. mało znana grupa o nazwie When People Were Shorter and Lived Near The Water nagrała cykl utworów zaczerpniętych z „Porgy and Bess”. Całą płytę nazwali po prostu „Porgy”. Z punku widzenia muzykologa nagranie to pozbawione jest jakichkolwiek wartości i jest wręcz bluźnierstwem wobec kompozytora. Dla odbiorców grunge rocka jednak jest pewnego rodzaju novum, ciekawostką i zachęta do zapoznania się z sylwetką kompozytora, którego „covery” grają ich idole.
Zdarzało się również, że standardy Gershwina wykorzystywane były jako ścieżka dźwiękowa do filmów. Najbardziej znane przykłady to film „Someone To Watch Over Me” (1987) oraz „Cztery wesela i pogrzeb” (1994), gdzie usłyszeć możemy utwór But Not For Me w wykonaniu Eltona Johna. Warto wspomnieć również o niezwykłym albumie „The Glory of Gershwin”, wydanym w roku 1994 przez Mercury Records, gdzie przeboje tego artysty wykonują artyści rockowi.
Tak więc podobnie jak twórczość George’a Gershwina łączy w sobie elementy muzyki „poważnej” i popularnej, tak wiele standardów, począwszy od lat 50., są „pomostem” łączącym świat jazzu i muzyki komercyjnej (pop, rock, hip–hop, grunge, muzyka filmowa etc.). Widać to, mam nadzieje, w tym i poprzednich artykułach z tego cyklu, gdzie opisywane przeze mnie standardy z biegiem lat coraz bardziej odchodziły od oryginalnego wykonania, stopniowo przechwytywały coraz więcej elementów charakterystycznych dla innych rodzajów muzycznych, aż w końcu znalazły się w repertuarze nie tylko jazzowym, ale także popularnym. Już w pierwszej jazzowych wersjach wielu standardów, zachodzi szereg zasadniczych zmian. Przede wszystkim utwory te zostają wyrwane z kontekstu musicalu, opery etc, przez co zanika ich pierwotny charakter. Improwizacje ograniczały się początkowo do parafrazowania melodii głównej, ale począwszy od lat 60. dotyczyły również formy oraz rytmicznej i harmonicznej struktury tematu. Wiele standardów aranżowano też na najróżniejsze składy instrumentalne (począwszy od wykonań solowych, a skończywszy na orkiestrach).
Wybór tych najważniejszych standardów jazzowych na przełomie ponad stu lat nie był więc łatwy. Kiedy się jednak słucha tych nagrań z pewnej perspektywy czasowej, to nietrudno zauważyć, że wiele z nich było bardzo odkrywczych i świeżych, wyzwolonych z zastanych swego czasu schematów. Podane przeze mnie przykłady są więc ważnymi muzycznymi dokumentami, odwzorowującymi istotne etapy w historii jazzowych standardów.
Na zakończenie warto zastanowić się też nad przyszłością standardu jazzowego. Czy dziś artysta wykonujący jazzowe standardy liczy głównie na zysk materialny? Czy też poszukuje dla siebie źródeł inspiracji i nowych dróg rozwoju? Na wszystkie te pytania możemy odpowiedzieć twierdząco, ale dla istoty sprawy i tak najważniejszy jest sposób interpretacji, kreacji artystycznej.
Jazz nigdy nie rozwijał się w próżni i wbrew temu co myślą jazzowi puryści, zawsze uzależniony był w pewien sposób od technologicznych nowości oraz socjologicznych i kulturowych przemian. Nawet kariera Billy Holiday nie byłaby możliwa, gdyby nie wynalazek mikrofonu elektrycznego na początku lat 30. We współczesnym jazzie technologia odgrywa znacznie większą rolę, a kolejnym członkiem jazzowego bandu, obok sekcji rytmicznej i melodycznej stał się DJ. Dokonują się również fuzje jazzu z innymi gatunkami. Nie tylko z rockiem, ale przede wszystkim hip–hopem, rapem (fenomen medialny lat 90.), a także muzyką techno, house, ambient, drum’n’bass. Wybryk? Ekstrawagancja? Autoironia? A może raczej naturalna konsekwencja wpisania się w muzyczny ciąg rzeczy?
Także w samym jazzie powstały nowe style, takie jak: acid jazz i nu–jazz, które w dużej mierze opierając się na efektach elektronicznych. To wszystko sprawia, że możemy mówić o kolejnej rewolucji w jazzie, a tym samym o nowych sposobach wykonywania standardów jazzowych. Cel bowiem pozostaje ten sam i jest nim odkrywanie muzyki na nowo w sposób odpowiadający nowym czasom. A więc kolejne chronologicznie reinterpretacje tego samego modelu, wzorca muzycznego.
Mimo wszystkich technologicznych nowości pamięć o standardach nie przemija, albowiem nic lepiej nie trafia do odbiorcy niż coś co już dobrze znane jest z przeszłości i podane zostaje w nowej, odpowiadającej rzeczywistości szacie. Któż z nas nie słyszał Cantaloupe Island w wykonaniu zespołu US3? Ta pomysłowa dekonstrukcja słynnego standardu Herbie Hancocka z roku 1964 jest hitem muzyki klubowej już od ponad 30–tu lat. Jeśli więc standardy jazzowe od przeszło stu lat pojawiają się na pierwszych miejscach światowych list przebojów, to możemy mówić tu o prawdziwym fenomenie i myśleć o ich przyszłości z dużym optymizmem.
Przemiany, jakie dokonują się w jazzie w ostatnim dwudziestoleciu wbrew pozorom sprzyjają popularności jazzowych standardów. Obecnie panuje swoista moda na nagrywanie albumów opartych na jazzowej tradycji, tj. na jazzowych standardach i co najważniejsze nagrania te cieszą się dużą popularnością. Bardzo często też zdarza się, że zachęcają do tego swoich artystów same wytwórnie płytowe, które liczą na pewny zysk. Niestety, jakość takich nagrań jest bardzo zróżnicowana. Prawdziwą sztuką jest natomiast sięganie do tradycji i łączenie jej z najnowszymi trendami muzycznymi przez co powstają nowe wartości. Twierdzenie więc, że jazz już umarł lub też umiera nie jest prawdziwe. Nigdy jeszcze twórcy tej muzyki nie byli równie świadomi zarówno swej tradycji, jak też teraźniejszych możliwości oraz perspektyw otwierających się na przyszłość.
Przed jazzem stoją bardzo duże oczekiwania, szczególnie ze strony osób znających historię tego gatunku. Chciałbym również, aby cykl moich artykułów w skromnym choćby zakresie przyczynił się do popularności muzyki jazzowej, która – wierzę w to głęboko – przestanie być traktowana jako muzyka dla wąskiego grona koneserów. Myślę, że dzięki standardom jazzowym twórczość kompozytorów z kręgu muzyki jazzowej zyskuje wiele i nadal cieszyć się będzie twórczym “szałem”, jaki dają nowe możliwości interpretacji oraz coraz szersza rzesza odbiorców. Głównym jednak celem było pokazanie, iż jazzowe standardy są prawdziwym fenomenem muzycznym, że są kompozycjami obecnymi w niemal wszystkich rodzajach muzyki, stając się prawdziwymi dziełami sztuki. Gdybym więc pisał te artykuły 20-cia lat później, to rozwinąć musiałbym je o kolejne, niezapomniane interpretacje.