Podsumowanie roku 2018 – Dejw Zielonka

To był dobry rok, przepełniony rewelacyjnymi płytami w każdym gatunku (oprócz thrashu okazuje się). Dla mnie stanął on pod znakiem rosnącego zainteresowania R&B i elektroniką, ale poniżej, na 4 listach, które dla was przygotowałem, znajdziecie wystarczająco dużo różnorodności, by zaspokoić Wasze wszelkie potrzeby. Życzę Wam i sobie, żeby kolejny rok był równie dobry. Tymczasem przejdźmy do listomanii!

Najlepsze Epki 2018 roku

10. Nothing But Thieves „What Did You Think When You Made Me This Way?” (Rock) Nothing But Thieves rzutem na taśmę załapali się na moją listę najlepszych albumów roku 2017 i od tamtej pory czekam na kolejne od nich dźwięki. Najnowszy krótkograj jest bardzo miłą przystawką pod kolejne pełne dzieło grupy. Jest wykop, są emocjonalne ballady. Następcy Amsterdam nie znaleziono, ale nic nie szkodzi. 9. Blasko „Blasko in Love, Pt. 1” (Funk, pop) R&B, funk i seksapil. Czy musicie wiedzieć coś więcej? No oprócz tego, kiedy wychodzi część druga oczywiście. Ja nie wiem… 8. Khalid „Suncity” (R&B, soul) Khalid mnie w tym roku tak samo zachwycał jak zawodził. „Suncity” jednak w głównej mierze składa się z naprawdę dobrego R&B i spóźnionego hitu lata w postaci utworu tytułowego. Głos facet ma niepowtarzalny i szczególnie w duetach osiąga nim niesamowite rezultaty. 7. LOVE SICK „No Sleep” (Electropop) No dobra, jeśli zastanawiacie się, co robi tutaj ta EPka, posłuchajcie po prostu rewelacyjnego Fever i wszystko będzie jasne. Fajnie, że zespół miał w zanadrzu jeszcze 3 ciekawe utwory, które potwierdzają, że mają świetlaną przyszłość. 6. Mothica „Ashes” (Pop) Już od jakiegoś czasu śledzę karierę Mothiki, ale najnowsze dzieło było dla mnie dość dużym zaskoczeniem. Artystka postawiła na bardzo energetyczne kawałki, którym bliżej do pop rocka niż do stonowanej elektroniki z przeszłości. 5. Ayelle „Slow Clap” (Pop, R&B, elektronika) Banks przerwała ciąg wydawania płyt rok w rok, więc szukałem godnego zastępstwa. Było paru kandydatów do tymczasowego tronu, ale ostatecznie wygrała Ayelle. Na początku przeoczyłem jak dobre to wydawnictwo, ale powrót po paru miesiącach sprawił, że straciłem głowę. Piękny, emocjonalny krążek, który idealnie sprawdzi się wieczorami. W Mad Ayelle pokazuje, że jej głos to perła. 4. Goss „Homeland Security” (Elektronika, electropop) Goss poznałem dzięki SOHN’owi, który zaprosił go jako swój support na koncercie w Londynie. Oczarowały mnie jego ruchy sceniczne i organiczność bądź co bądź głównie komputerowej muzyki. Zupełnie nie spodziewałem się, że parę miesięcy później Goss zaserwuje taką petardę, przez którą sam chcę się nauczyć tak poruszać. 3. Vasser „Vasser” (Indie electronica) Raptem 3 utwory i nie wszystkie mnie do końca porwały, ale sam Nearby mógłbym zapętlać w nieskończoność. Britpopowa wrażliwość wymieszana z taneczną elektroniką. Pełnogrający album to jedno z moich największych oczekiwań na przyszły rok. 2. NIMMO „Songs from the Credits” (Electropop) Powiew świeżości w elektronicznym popie. Duet NIMMO niby nic nowego tutaj nie odkrywa, ale łączy ze sobą dźwięki w tak nowatorski sposób, że mam wrażenie, jakbym słuchał czegoś wyprzedzającego nasze czasu. A na dokładkę dostajemy absolutnie rewelacyjne melodie. 1. Yusuf „Balm” (Elektronika, rock alternatywny) Yusuf w swojej muzyce zawiera nietypową wrażliwość i balansuje pomiędzy brudem i temperamentem a ujmującą szczerością emocjonalną i niepohamowaną wyobraźnią kompozytorską. Elektronika ze szczyptą gitary dawno nie brzmiała tak ujmująco. Może właśnie dlatego nie jestem w stanie wyprzeć tej EPki z pamięci.

Najlepsze utwory 2018 roku

Nie będę wam tu tańczyć o malowaniu, muzyki się przede wszystkim słucha, a że to lista najlepszych w mojej opinii utworów, to polecam je po prostu przesłuchać. Jest na niej dosłownie wszystko i zawiera kompozycje, które albo nie chciały mi wyjść z głowy, albo porwały mnie intrumentalnie. Idealny zestaw na Sylwestra, pod warunkiem, że waszymi gośćmi będzie różnorodne grono.

20. Night Verses „Vice Wave”

19. Rosalía “Pienso en tu mirá”

18. Ghost „Dance Macabre”

17. Alina Baraz „Electric (feat. Khalid)”

16. Plan B „Queue Jumping”

15. Travi$ Scott „Strop Trying to Be God”

14. YOB „Beauty in Fallen Leaves”

13. Agrimonia „Withering”

12. Conjurer „ Thankless”

11. Ariana Grande „No Tears Left to Cry”

10. Troye Sivan „Dance to This (feat. Ariana Grande)”

9. Joseph Lawrence & the Garden „Eclipse”

8. Olivver the Kid „Overreacting”

7. GoGo Penguin „Raven”

6. LOVE SICK „Fever”

5. Vasser „Nearby”

4. August 08 „Missed Calls”

3. Benny Blanco „Eastside (feat. Halsey & Khalid)”

2. Nakhane „Clairvoyant”

1. NIMMO „It’s Easier”

Najlepsze albumy 2018 roku – Polska

10. Riverside „Wasteland” (Rock progresywny) Najmniej angażująca płyta zespołu, ale niepozbawiona paru perełek. Brzmiacy niczym Avenged Sevenfold Vale of Tears, chwytający za serce Guardian Angel i nowatorski, jak na zespół, Lament. Riverside pokazuje, że jest w stanie brnąć dalej po tragedii, ale brakuje jeszcze wystarczająco ciekawego materiału, by być o losy grupy pewnym. 9. Dawid Podsiadło „Małomiasteczkowy” (Pop) Podsiadło pokazuje, że ma wszystkich w nosie i nagrywa płytę, która żyje w swojej własnej kategorii, a jednak broni się sama. Czasem wystarczy śpiewać w kółko „Nie ma fal”, by zrobić hit. Nieoczywiste teksty, nowoczesne brzmienie i niepodrabialny głos. 8. Lunatic Soul „Under the Fragmented Sky” (Rock progresywny, elektronika, ambient) Dodatek do mojej płyty roku 2017 okazuje się być zaskakująco ciekawym zaskoczeniem. Kompozycje jednak są znacznie bardziej intymne i wyciszone. Wciąż jest to dla mnie lepsze niż nowy Riverside. 7. Bokka „Life on Planet B” (Electropop) 3 płyty, a grupa wciąż pozostaje tajemnicą. Na debiucie zespół był swoją najbardziej klimatyczną inkarnacją i nie raz do swojej mieszanki elektroniki i rocka alternatywnego wplatał elementy jazzu. „Don’t Kiss And Tell” było dominium rockowego instrumentarium, które stanowiło podstawę brzmienia. Najnowszy krążek przenosi ciężar na syntezatory i klawisze, również w pewnym stopniu bardziej zwarte, skondensowane pomysły. Można powiedzieć, że płyta wydaje się prostsza i przystępniejsza, ale to tylko pół prawdy. Płyta faktycznie szybciej do nas trafia, ma świetne melodie, ale poznanie jej w pełni zajmuje dużo czasu. Na każdy utwór składa się tutaj dużo warstw, które są misternie ułożone, a to potwierdza prawdziwy kunszt Bokki. 6. Behemoth „You Will Love Me at My Darkest” (Blackened death metal) Tyle samo ludzi kocha tę płytę co ją nienawidzi. Nawet to rozumiem, ale nie zgodzę się, że najnowsze dzieło gigantów blackened death to pozerstwo i mainstream totalny. Single lekko zawodziły, oprócz Bartzabel, ale takie kompozycje jak Ecclesie Diabolica Catholica czy Havohej Pantocrator mają bardzo wiele do zaoferowania i pokazują, że Behemoth potrafi jeszcze zagrać nowatorsko. Prawdą jest jednak, że to bardzo przystępny szatan, ale wart poznania, bo pozory mylą. 5. Kasia Kowalska „Aya” (Pop rock) „Kasia Kowalka to świetna artystka” – ile razy na te słowa dostaję dziwne spojrzenia. „Aya” powinna zatkać wszystkim usta. Kompozycja tytułowa to poziom światowy, co nie dziwi, bo utwór nagrano w Stanach. Kasia wylewa tutaj wiele żali, tworząc jedne z najbardziej chwytających za serce melodii, jakie do tej pory stworzyła, a ma ich przecież już tak wiele. Czasem bardzo poważna, a czasem wolna od wszelkich kajdanów gatunkowych pokazuje, że tworzenie muzyki to wciąż jej pasja. 4. Entropia „Vacuum” (Black metal, Metal psychodeliczny) Ależ ta muzyka wciąga! Tak, rozumiem kuriozalność tego stwierdzenia w kontekście tytułu, ale najwidoczniej zespół wiedział, co chce osiągnąć. Płyta ciężka, hipnotyczna, prawie pozbawiona wokali, nieposkromiona i trudna, ale jaka wspaniała. 3. Taconafide „Soma 0,5 mg” (Hip-hop) No głupio byłoby tego krążka nie wspomnieć, kiedy się go tyle nasłuchałem. Internauci mówią, że mega pod publiczkę, ale czy to aż taki problem, kiedy wszystko działa perfekcyjnie? Taco i Quebo świetnie do siebie pasują przez to, że do siebie nie pasują. Mnóstwo dobrych puent i linijek, które chce się cytować, a do tego akcent na nośne melodie i różnorodne pokłady. Niektóre kradzione… podobno. 2. Król „Przewijanie na podglądzie” (Elektronika) Zdecydowanie największe zaskoczenie roku. Chwyciła mnie jedna piosenka i dałem się ponieść. Mega inteligentne granie, ciekawe teksty i melodie, nawet jeśli głoś nie wybitny to wykorzystany wybitnie. 1. Rasmentalism „Tango” (Hip-hop) Od początku roku czekałem na coś lepszego, ale nie nadeszło. Rasmentalism pokazują, że tron rapu należy do nich. Rewelacyjne jak zwykle podkłady Menta, który tym razem postawił na bardziej bezpośrednią elektronikę i prostotę, no i Ras, który nawinął wyborne teksty, które nie potrafią wyjść z głowy. W 2019 roku kolejna płyta. Czyżby znowu najlepsza w roku?

Najlepsze albumy 2018 roku – Świat

20. Dessa „Chime” (Hip-hop) Najlepsza amerykańska raperka (a może i światowa) wraca z kolejnym świetnym krążkiem. Podkłady jak zwykle wymiatają i idealnie pasują pod nieskazitelny i różnorodny flow Margaret Wander. Mało raperek, które aktualnie wojują na listach przebojów, ma tyle ciekawych i trafnych rzeczy do powiedzenia. 19. Boss Keloid „Melted on the Inch” (Stoner metal, sludge) Rośnie na naszych oczach wielki zespół, który już niedługo może pogodzić mainstream i podziemie tak jak to zrobił Mastodon. Stonerowy brud, świetne gitary, mocne melodie i do tego odrobina doomowych zwolnień gwarantują wielowątkowe przeżycie. 18. Christine & the Queens „Chris” (Pop, funk) Ostatnia pozycja, jaką rozważyłem na tę listę. Poprzedni album Christine podobał mi się na wyrywki i nie byłem do końca pewien, dlaczego zyskał tyle pochwał. Ktoś jednak przewidział, że artystka ma więcej do zaoferowania, bo „Chris” skradł szturmem serca wszystkich krytyków, tym razem także moje. Od tej płyty bije emocjami, szczerością i miłością do popu, ale takiego, który nie zamyka się w hermetycznym opakowaniu, a dopuszcza dużo powietrza z innych gatunków. Rewelacyjny krążek, który na każdym kroku oferuje coś ciekawego. 17. Emma Ruth Rundle „On Dark Horses” (Rock, dark folk) Liczą się tutaj tylko dwa instrumenty – głos i gitara Emmy. Oba nieskazitelne i niepodrabialne. „On Dark Horses” wymaga uwagi i czasu, ale odpłaca się uzależniającą muzyką. 16. Agrimonia „Awaken” (Metal, post metal) Epickie i ultraciężkie granie, które zaspokoi twój masochizm. Łatwo jednak przebrnąć przez „Awaken” nie będzie. 15. Tangled Thoughts of Leaving „No Tether” (Metal instrumentalny) Tangled Thoughts of Leaving grają muzykę instrumentalną, mocno rozbudowaną, przepełnioną niemożliwymi do spenetrowania ścianami gitarowego hałasu, ale to także znacznie więcej. Każda minuta kryje coś nowego i zaskakującego. Ogromną rolę gra tutaj fortepian, który tylko bardziej wyróżnia tę pozycję na tle miałkiego post rocka wypełniającego instrumentalny eter. Pełna recenzja tutaj. 14. Madder Mortem „Marrow” (Metal progresywny) Bardzo pożywna dawka muzyki ciężkiej, lecz melodyjnej, zagranej z ogromną wyobraźnią i otwartością na różne gatunki, a do tego świetnie wyprodukowanej. Madder Mortem jak nikt inny wiedzą, że nie ma sensu samemu wprowadzać się w pułapkę własnej tożsamości. Norwegowie rozwijają się z każdym albumem i na przestrzeni dwóch ostatnich pokazali mi, że bardzo wiele bez nich traciłem. Ta płyta to tegoroczna pozycja obowiązkowa. – tak pisałem w recenzji tutaj. 13. GoGo Penguin „A Humdrum Star” (Jazz) Chciałoby się rzec, że określenie GoGo Penguin mianem zespołu jazzowego jest bardzo ograniczające, ale nie mogę nazwać ich zespołem elektronicznym, bo tej tak naprawdę nie używają, a swoje brzmienie osiągają organicznie. Trio z Manchesteru wymyka się klasyfikacji i tworzy niepowtarzalny amalgamat dźwięków, które czerpią wiele z elektroniki, zupełnie jej nie używając. 12. Black Peaks „All that Divides” (Metal, post metal) Debiutancki „Statues” w 2016 wylądował u mnie dokładnie na tej samej pozycji! Nowy album to zupełnie inna bestia, więc nie będę porównywać, zaznaczę tylko, że zespół gra ciężej, różnorodniej i z większą wirtuozerią. Gitarowe pasaże przypominają często najlepsze momenty z płyt Mastodon, a głos Gardnera to aktualny nr 1 na scenie. Facet potrafi wszystko. 11. Night Verses „From the Gallery of Sleep” (Metal instrumentalny) Za każdym razem, jak słucham tego albumu, mam wrażenie, że jestem na muzycznym haju. To niepojęte, jak trzech muzyków potrafi zagrać tak gęstą i porywającą muzykę. Kiedy usłyszałem, że stracili wokalistę, byłem mocno rozczarowany. Teraz pytam: A na co im wokalista? 10. Half Waif „Lavender” (Electronic, pop) Nandi Rose Plunkett to mój osobisty muzyk roku. Po wysłuchaniu wspaniałego „Lavender”, sprawdziłem od razu całą dyskografię i się nie zawiodłem. Utwory Half Waif to pomysłowa elektronika o wielu obliczach, która pokazuje, że każdy muzyk powiązany z tym projektem musi być geniuszem o ogromnej wyobraźni. Dźwięki wychodzą z siebie, znikają, wracają i przepoczwarzają się w coś zupełnie nowego i wspaniałego. A ponad tym urokliwe melodie, które będą wracać i kraść uwagę przez długi czas. Dawno nie czułem takiej szczerości w czyimś śpiewie. 9. Rival Consoles „Persona” / Jon Hopkins „Singularity” (Techno, elektronika) Dopuściłem się tutaj lekkiego oszustwa, bo nie umiałem wybrać, który z tych krążków był dla mnie ważniejszy. Oba wypchnęły mnie bardziej w stronę wielowarstwowej elektroniki. Obaj producenci są wybitnymi architektami dźwięku i pianistami, obaj serwują też momenty delikatne i euforyczne z wyjątkowym kunsztem. 8. Don Broco „Technology” (Rock alternatywny) Wyglancowany zespół rockowy dla nastolatków – takie miałem zdanie o tym zespole, zanim dałem szansę nowemu albumowi. Zaczęło się chyba od przezabawnych teledysków, które oglądaliśmy z dziewczyną. Nim się obejrzałem, byłem na koncercie w Nottingham. To najlepszy album rockowy A.D. 2018. Nowoczesny, przebojowy, porywający, dynamiczny, a momentami wręcz zbliżający się niebezpiecznie blisko metalu. Rob Damiani to bardzo wszechstronny wokalista z wielką wyobraźnia, bez którego ta płyta dużo by straciła. 7. Birds in Row „We Already Lost the World” (Post-Hardcore) Emocjonalny hardcore od czasu do czasu raczy mnie tak genialnym zespołem jak Bird in Row, który wie, gdzie leży złoty środek pomiędzy ciężarem a melodią i nie wpada w pułapki płaczliwych tematów i nadmiernej histerii. Szkoda tylko, że ja jestem w pełni gotów na histerię, bo zespół się rozpadł… 6. Conjurer „Mire” (Post-Hardcore, sludge) Co za debiut! Conjurer mnie najpierw zmiażdżyli i zmieszali z błotem, a potem oczarowali umiejętnościami technicznymi. Gdyby nie Agrimonia, powiedziałbym, że to najbardziej dewastująca płyta, jaką miałem przyjemność przeżywać. 5. Plan B „Heaven Before Hell Breaks Loose” (Pop, hip-Hop, soul) Ben Drew znany jest z tego, że co album sięga po nowe środki wyrazu, ale jeszcze nigdy z taką gracją nie żonglował tyloma gatunkami. Wyszło mu to niesamowicie dobrze i każdy z 14 utworów jest sukcesem. Wydawało mi się to niemożliwe, ale Ben wciąż rozwija się jako wokalista, co miałem szansę zweryfikować na genialnym koncercie w Birmingham. 4. Troye Sivan „Bloom” (Pop) Nie wierzyłem w Troye, kiedy wybijał się swoim „niebieskim osiedlem”. Odkąd jednak usłyszałem My My My!, wiedziałem, że dojrzał. „Bloom” to bezapelacyjnie najlepszy pop, jaki mógł powstać w 2018 roku. Każdy utwór to hit o zupełnie innym charakterze, a duet z Ariane Grande to najbardziej czarujący utwór i teledysk roku. 3. August 08 „Father” (R&B) Nie dawno na Laboratorium pisałem : Ten członek kolektywu 88 Rising zwrócił moją uwagę dzięki genialnej pracy producentów przy jego debiutanckim albumie „Father”. Krążek otwiera Missed Calls, utwór, który wyprodukował Sad Money. Bit posyła niekontrolowany impuls do wszystkich ośrodków ruchu, a sam August 08 kładzie na z wyczuciem znakomite wokale. 5 słów refrenu wystarczy mu, żeby stworzyć coś niepodrabialnego. Co jest dość nietypowe, mimo całkiem wulgarnych teksów, kryje się w nich dużo poezji i ukrytych znaczeń. W ciągu 30 minut artysta zapewnia nam przejażdżkę na emocjonalnym rollercoasterze, który wprawi w ruch i zadumę jednocześnie. 2. Dobbeltgjenger „Limbohead” (Rock) Tak rozrywkowego, energetycznego i szczerego rocka dawno nie słyszałem. Album idealny czerpiący garściami z alternatywnego rocka początku lat 2000, ale też klasyków rocka i blues rocka. Zapamiętajcie tę nazwę. Pełna recenzja tutaj. 1. Nakhane „You Will Not Die” (R&B, soul, gospel) Płyta, która tak naprawdę rozpoczęła moją przygodę z R&B i soulem na poważnie, więc nie mogła zająć innego miejsca, zważywszy że ten gatunek zajmował w moim domu w tym roku dużą przestrzeń dźwiękową. Nie było w tym roku na rynku płyty, która by w tak naturalny sposób łączyła R&B, elektronikę, soul, indie rocka i gospel. Choćby dlatego ten czarnoskóry artysta pozostanie na zawsze w moim sercu. „You Will Not Die” to idealny materiał na bezludną wyspę. Wyróżnienia: IamX „Alive in A New Light” / Anna von Hausswolff „Dead Magic” / Laurel „Dogviolet” / Kimbra „Primal Heart” / Voices „Frightened” / Alkaloid “Liquid Anatomy” / Sleep in Heads „On the Air” / Natalie Prass „The Future and the Past” / Laura Jean „Devotion” / The Antichrist Imperium „Vol. II: Every Tongue Shall Praise Satan” / Ben Khan „Ben Khan” / SVIN „Virgin Cuts” / Julia Holter „Aviary” / The Ocean „Phanerozoic I: Palaezoic” / Boss Keloid „Melted on an Inch” / Poem „Unique” / Ostura „The Room” / Tsar B „The Games I Played” / VOLA „Applause of A Distant Crowd” / YOB „Our Raw Heart” / Rikard Sjöblom’s Gungfly „Friendship” / Siddharta „Nomadi” / Bearcubs „Ultraviolet” / Gazpacho „Soyuz” / Umphree’s McGee „It’s Not Us”