Rock progresywny sensu stricte swoje lata świetności ma za sobą i cokolwiek by nie powstało obecnie zawsze będzie lepszą bądź gorszą próbą odtworzenia twórczości pionierów tego gatunku. Nie jest to szczególnie oryginalne, ale jeśli hołd oddany jest z należytym szacunkiem można zdobyć uznanie i w XXI wieku. Karakorum słucha się przednio. Od ciężkiego rocka lat 70. przenosimy się do krainy free jazzu, epickiej melancholii, a nawet inspiracji Frankiem Zappą. Polifonia gitar, eleganckie gitary, fonia tradycyjnych organów Hammonda i wisienka na torcie w postaci bluesowo bujających wokali przypominających teatralność sceny Canterbury. Zakręcone, acz zaakcentowane humorystycznie motywy stoner rockowe z przyjemnymi progresywnymi akcentami. Muzyka przy której kosmiczny groove mija się z fundamentami fusion i awangardą. „Fables And Fairytales” pozostaje jednak zdecydowanie organiczny, wplątując w to mocne konotacje folklorystyczne. Płyta jest mocno dynamiczna, dlatego też jest bardzo łatwo wypaść z obiegu ze względu na drastyczną zmianę stylów i pozorną przypadkowość ich kolokacji. Mimo to całość jest płynna i zwięzła, a w swojej surowości i kreatywności sprawia że w oku zaczyna się kręcić łezka za takimi zespołami jak Yes, Gentle Giant czy też King Crimson. Bardzo dobre remedium na dzisiejsze czasy, kiedy pozorna wtórność jest z góry zbywana nieudolnością kreowania nowych muzycznych przestrzeni. Zastanówmy się jednak, czy aby na pewno zespołów tak dobrze respektujących dawne nauki progresji w świetle współczesnej technologii jest dziś tak dużo.