★★★★★★★☆☆☆ |
1. For every gesture another actor / Do każdego gestu inny aktor 2. Wax dolls howl / Woskowe lalki wyją 3. Renewed volubility / Odnowiona swada 4. Wandering flecks / Wędrujące plamki 5. Semaphores / Semafory 6. Shed petals / Rozrzucone płatki 7. Automaton / Manekin-automat 8. Short-circuiting / Zwarcie 9. Imitative tendency of matter / Naśladowcza tendencja materii 10. Whitered things don’t grow / Uschnięte rzeczy nie rosną
SKŁAD: Łukasz Borowicki – gitary elektryczna i klasyczna; Mads la Cour – flugelhorn; Mariusz Praśniewski – kontrabas; Karol Domański – perkusja
PRODUKCJA: Łukasz Borowicki & Peter Hellesøe
WYDANIE 28 maja 2016 – Holy Sea Studio w Odense, Dania
Dania. Mieszkałem tam trochę więc wiem do czego może doprowadzić to miejsce młodych artystów. Ja zostałem tylko „młody”. Do „artysty” mi daleko, ale jeżeli taki konfident jest z jednej z duńskich akademii muzycznych to możemy być pewni, że… nic normalnego z takiego doświadczenia nie wyjdzie również. Pokrętna natura Duńczyków z pewnością miała w pływ na artystyczny rozwój naszego rodaka. Gitarzysta polskiego pochodzenia połasił się nie tylko na piękne skandynawskie krajobrazy, ale również duńską fantazję i muzyczną frywolność.
Na swoim koncie jak na razie debiut – „People, Cats & Obstacles” nagrany w towarzystwie znanym z pewnością niektórym Mariusza Praśniewskiego oraz Kaspere Toma Christiansena. Druga płyta naszego bohatera z pewnością podnosi poprzeczkę jego poprzednich projektów ze względu na iście dadaistyczną i niesforną formę opartą w dużej mierze na free jazzowej konstrukcji. Co by nie rzucać słów na wiatr… Renewed Volubility oraz Short-Circuiting to kompozycje oparte na czystej improwizacji, gdzie główną rolę gra oczywiście gitara. Kurażu do tego wszystkiego dodaje jednak ciepło flugelhorna, który towarzyszy stonowanemu rozgrywaniu melodii gitarowych strun (Imitative Tendency Of Matter, Withered Things Don’t Grow, Semaphores). To jednak dojrzałość i spokój instrumentu dętego dodają albumowi specyficznej aksamitnej atmosfery.
Poszukuję znaczenia i emocji zawartych w strukturze, w dynamice relacji między jej elementami. Dekonstrukcja i pozorny chaos upodabniają myśl muzyczną do strumienia świadomości; gwałtowne zmiany przeciwstawione są zatem powolnemu rozwojowi, a gęste tekstury o ściśle zarysowanym konturze – otwartym przestrzeniom. Szczególnie interesuje mnie takie podejście do kompozycji i symboliki muzycznej w kontekście improwizacji, procesu kreacji, manifestacji chwili i swojej obecności – zarówno jako jednostki i kolektywu. Album „Wandering Flecks” jest wyrazem moich poszukiwań w tym kierunku – tym razem w formacie kwartetu z flugelhornem. Tak opowiada o swojej płycie Łukasz Borowicki i ja również postanowiłem zacząć pisać moją recenzję od dekonstrukcji samej konwencji płyty.
Płytę rozgrywają – jak sobie to w nawiązaniu do tytułu płyty dopowiedziałem – „dźwięki poszukujące”. Wiąże się z tym absolutna autonomia. Często zapominająca o bożym świecie i wędrująca na skraje dzikich i efemerycznych brzmieniowych animozji. Dźwięki na tej płycie żyją przysłowiowym carpe diem. Umierają i rodzą się nowe. Często zepchnięte do rytmicznej kakofonii perkusji, której budowę klaruje wspomniana „skrzydłówka” oraz gitara i nachodzące na nią saksofonowe unisona celebrujące delikatność melancholii (For Every Gesture Another Actor, Automation, Wandering Flecks), a czasem stawiające na kompletny minimalizm i pośrednią przypadkowość dźwięków budzących aleatoryczne abstrakcje w przypadkowości realizacji wykonawczej struktury utworów (Renewed volubility). Na tej płycie jednak rzadko kiedy kompozycje przeładowane są nutami, dlatego mizofonii pomimo ich konsternujących idei raczej się nie nabawimy.
Są jednak utwory, które z chęcią wyrywają się z planowanego „marazmu” szaloną zadziornością rozgrywającą się na granicy awangardy i żywiołowości jazz rocka (Semaphores, Short-Circulating). Ponadto, takie numery jak wspomniany Automation, czy Wax Dolls Howl to świetnie zharmonizowane kompozycje, które pazernie sączące swoją moc z kameralnych dźwięków wylewają zwierzęcą dzikość melodii. Tego magicznego klimatu – tu zwróćcie uwagi na ten drugi utwór – dodają onomatopeiczne efekty oraz sonorystyczne elementy rozjuszające fantazję niejednego słuchacza (Shed Petals). Innym razem kompozycje są bardziej uporządkowane i z piękną wrażliwością sięgają do inspiracji Krzysztofa Komedy oraz Tomasza Stańki. Takim utworem jest z pewnością tytułowy Wandering Flecks z psychodelicznie twardymi i pewnymi siebie dźwiękami oferującymi klasykę polskiej historii jazzu w jednym. Jestem na tak, chociaż zrozumienie materiału łatwo nie przyszło!