Uriah Heep – Outsider

★★★★★★★★✭☆

1. Speed Of Sound 2. One Minute 3. The Law 4. The Outsider 5. Rock the Foundation 6. Is Anybody Gonna Help Me 7. Looking At You 8. Can’t Take That Away 9. Jessie 10. Kiss The Rainbow 11. Say Goodbye

SKŁAD: Bernie Shaw – wokal; Mick Box – gitary; Phil Lanzon – klawisze; Russell Gilbrook – perkusja; Dave Rimmer – gitara basowa

PRODUKCJA: Mike Paxman

WYDANIE: 6 czerwca 2014 – Frontiers Records

Założona w 1969 grupa powinna mieć już dawno za sobą lata chwały, jednak mamy rok 2014 i Uriah Heep wypuścili właśnie dwudziesty czwarty album. Liczba godna pozazdroszczenia, zwłaszcza gdy działalność grupy ma wciąż uzasadnienie artystyczne. „Outsider” to tego niezbity dowód. Panowie są w świetnej formie i nigdzie się nie wybierają.

Najnowszy krążek zespołu to celebracja czystej rockowej energii. Już otwierający to wydawnictwo Speed of Sound emanuje charyzmą i pokazuje, że grupa odkryła w sobie werwę, która jest czymś niesamowitym w ich wieku. Wygląda na to, że Uriah Heep to hard-rockowy ekwiwalent Overkill. Panowie mają podobny staż pracy i metryczki, a wciąż łupią swój thrash metal z młodzieńczą siłą. W Speed of Sound mamy też pierwszą szansę usłyszeć znakomite harmonie gitar i klawiszy, które przewijają się przez cały album. Do tego refren zostaje na długo w pamięci. Kompozycja One Minute zaczyna się delikatnie klawiszowym wstępem, by potem przeistoczyć się w kolejnego porywającego rockera. Sprawia to wrażenie lekkiego dysonansu, ponieważ trudno znaleźć części wspólne pierwszego fragmentu utworu z drugą. Jest to jednak mały zarzut, bo mimo wszystko One Minute jest kolejnym świetnym utworem. You gotta take the law/ Into your own hands słyszymy w refrenie kolejnej piosenki i brzmi to równie kultowo jak Breaking The Law Judas Priest. Oczywiście The Law nie jest tak energetyczny jak heavy-metalowy klasyk, ale wciąż daje niesamowitego kopa. Mick Box zagrał tutaj także jedną z najlepszych solówek na płycie.

Tytułowa kompozycja nie zwalnia tempa, a wszystko za sprawą kanonady bębnów i basu. Sposób śpiewu Berniego Shawa przypomina mi tu Bruce’a Dickinsona wystrzeliwującego słowa z zawrotną prędkością. Swoją drogą Bernie jest w naprawdę znakomitej formie na „Outsider”, jego głos brzmi dostojnie i ma w sobie wymaganą zadziorność. No i ta chrypa, coś pięknego. Kolejny w zestawie Rock The Foundation w żaden sposób nie obniża lotów, dodając trochę więcej klawiszowego szaleństwa do repertuaru.

Utwór nr 6 pokazuje, że Uriah Heep nawet w wolniejszych utworach emanują siłą. Mimo że klawisze zazwyczaj nie są na tej płycie na pierwszym planie, to wgryzają się w naszą świadomość z bezwzględną determinacją, a kolejnym tego przykładem jest utwór Looking At You, choć tutaj mamy także przyjemność wysłuchać krótkiej solówki na tym właśnie instrumencie. Wszystko w Can’t Take That Away krzyczy: rockowy klasyk i szczerze mówiąc, odnosi się to do całego albumu. Zastanawia mnie właśnie, jaki status będzie miał ten album za, powiedzmy, 10 lat. Jak dla mnie jest to jedno ze szczytowych osiągnięć hard rocka i mimo że brak tu nowatorstwa, co w tym gatunku jest jak najbardziej uzasadnione, to „Outsider” brzmi świeżo i porywająco.

Album zamykają Jessie, Kiss The Rainbow i Say Goodbye i jeśli myślicie, że słyszeliście już najlepsze, co ma do zaoferowania to wydawnictwo, to zostaniecie jeszcze miło zaskoczeni. Przy pierwszym niejedna Jessie oszaleje pod sceną, a i znajdzie się admirator, który nauczy się tej piosenki na pamięć, by ją dla niej zaśpiewać. Kiss The Rainbow wpuszcza nieco więcej powietrza do gęstej rockowej atmosfery, dzięki czemu każdy instrument brzmi wyraziście i subtelnie. Pożegnanie nie jest bynajmniej ckliwe, w zamian uświadamia nas jeszcze bardziej w fakcie, że Uriah Heep są w znakomitej formie i mamy szansę otrzymać kolejną dawkę ich muzyki w niedalekiej przyszłości. Say Goodbye kończy przygodę z „Outsider” chwytliwym riffem i kolejnym znakomitym popisem wokalnym Shawa. Phil Lanzon żegna nas też najdłuższą solówką na klawiszach.

Wiedzieliście już od początku, że „Outsider” niesamowicie przypadł mi do gustu, więc moje podsumowanie nie będzie zaskoczeniem. Moja wiedza muzyczna niestety nie sięga do wczesnych lat działalności zespołu, poza paroma klasycznymi utworami, a jedynie do jego najnowszej inkarnacji z „Wake The Sleeper” (2008), „Into The Wild” (2011) oraz omawianego „Outsider”, więc nie będę stawiać tego albumu obok klasyków Uriah Heep, choć kusi mnie zakrzyczeć, że tam właśnie jego miejsce. Napiszę jednak, że każda z tych trzech płyt jest znakomita i najnowsza z nich w żaden sposób nie ustępuje swoim poprzedniczkom, a może nawet je przewyższa. Uriah Heep bezapelacyjnie zasługują na swój status. Życzę im więcej sukcesów i kolejnych 45 lat z muzyką.

URIAH HEEP – ONE MINUTE