Na nowej płycie Kiev Office słyszymy zespół, na który wpłynęła wyraźnie odskocznia od grupy macierzystej na rzecz składów grających muzykę ciężką i mocno psychodeliczną. Wystarczy tylko wspomnieć Lonker See, którego album namieszał w metalowych kręgach. „Modernistyczny Horror” to kolejny hołd składany Gdyni i kolejne opowieści, które zdradzają nam sekrety tego miasta. Sekcja rytmiczna Kucharskiej i Wrońskiego wybija bardzo wyraźny rytm miasta, tyle że tym razem jego mroczniejszych zakamarków. Michał Miegoń gitarowo błyszczy, sprawiając, że każdy utwór pokazuje inne oblicze zespołu. Rozwinął się też wokalnie i w takich Jądro miasta i Anonim spod ziemi śpiewa bardzo wysoko jak na siebie, kombinuje też na płycie więcej z barwą i nie ucieka się do melorecytacji. To bardzo dojrzała muzyka, prezentująca Kiev Office jako zespół, który wie, co chce osiągnąć, ale też skłonny rozwijać swoje brzmienie. Stałe elementy pozostały. Wciąż jest dużo punkowej energii (Lekcja 1), przaśnych wręcz melodii, które potrafią opętać (Cafe Santana), ale też bardziej rozwiniętych form, stawiających na atmosferę i siłę gitarowej ekspresji (8 lat w Tybecie, Daj mu jeść, Szybka strefa samotności). Zaskakująco Makłowicz w podróży brzmi, jakby nagrał go blondyn w wełnianym sweterku w złotych latach grunge’u. Jak się ta muzyka broni na tle całej dyskografii grupy, trudno mi powiedzieć, bo zawsze Kiev Office brzmi nieco inaczej. Na pewno jest to kolejny udany krążek, którego będę wielokrotnie z przyjemnością słuchać, taki, który daje niezłego kopa i potrafi wciągnąć zarazem.