O tym, że Kjetil Mulelid to zdolny artysta można się było przekonać na jego debiucie „Not Near Enough to Buy a House” (2017). Pierwsze wydawnictwo zyskało szerokie uznanie na arenie międzynarodowej jak i na łamach naszego serwisu [RECENZJA TUTAJ]. Zwięzłe melodie ze zmysłową teksturą zahaczającą o folklorystyczny charakter nie są może futurystycznym ewenementem, ale jeśli dodamy do tego bogate harmonie, intrygującą sekcję rytmiczną, groove i wszechogarniający liryzm dochodzimy do wniosku, że to wystarczy, aby się do tej formacji przekonać. Melodie chociaż bardziej uwydatnione niż na debiucie pozostają mocno sugestywne, a sielankową atmosferę przełamuje złożona rytmiczna aranżacja. Raz zdefiniowane motywy są mocno zespolone z budową każdej z kompozycji, aczkolwiek spójność i asertywność do bardziej niekonwencjonalnych tworów jest tu mocna uwydatniona. Muzyka nie jest jednak pod żadnym względem sztywna. Prowadzi ją poczucie błogości, spokoju i wizja niespiesznie rozpościerającego się krajobrazu dźwięków. Ta swoboda rozciągania dźwięków i wręcz muzyczny introwertyzm bez aranżacyjnego przeintelektualizowania wnosi w album skandynawskiej aury i nadnaturalnego opanowania. Konstrukcja utworów epatuje walką między krnąbrną improwizacją a matematyczną wizją liryzmu. Trio pod względem aranżacji utworów nie ma lidera z krwi i kości, bo każdy z elementów muzycznego obrazu jest tu niezwykle wyważony. Naturalność instrumentalnej integracji daje poczucie błogości i specyficznej płynności, która nie pozwala na wyjątkowe popisy solowe. Wydawnictwo przepełnione jest zrównoważonym egalitaryzmem każdego z instrumentów dającym wrażenie swobodnej improwizacji i duchowego relaksu. Być może brakuje w tym trio dramaturgii i bardziej nonkonformistycznego wybiegu z odważniejszymi motywami, ale z drugiej strony całość nie byłaby wtedy tak piękna w kontekście lirycznych wartości.