★★★★★★★★☆☆ |
1. 14.01.2012 2.17.01.2014 3. 27.12.2012 4. 19.01.2012 5. 10.06.2011 6. 19.09.2013 7. 12.01.2014 8. 30.05.2012 9. 22.07.2014 10. 22.05.2013
SKŁAD: Milan Petrović – klawisze, Lehel Nagy – saksofon; Bogdan Zdjelar – perkusja; Robert Gostinčar – bas elektryczny, kontrabas. GOŚCINNIE: Aleksandar Radojičić – cajón, trójkąt (4); Bruno Mičetić – gitara elektryczna; Nemanja Zlatarev – tuba; Nemanja Banović – trąbka (2)
PRODUKCJA: Branko Isaković, Željko Veljković; Nemanja Lazarević, Mirko Milošević – Studio Visoke Škole Elektrotehnike I Računarstva Strukovnih Studija u Beogradu; Robert Funčić; Divine Sound Studio
WYDANIE: 2016 – Metropolis Music
Do tej pory moje zaznajamianie z twórczością bałkańskich przestrzeni przebiegało w dość mistycznej atmosferze i aurze tajemnicy, począwszy od ekseprymentaliów formacji Hashima, idąc przez orientalizm projektu Dharma, a kończąc na niezliczonej ilości jazzowych projektów etc. Dziś do mych rąk trafia kolejny projekt. Owy kwartet muzyką nie przypomina mi nikogo kogo mi było dane słyszeć z tamtych rejonów świata. Z krainy okrytej przecież, do nie tak dawna, czarnymi kratami historii wyłania się jazz funkowy zespół, który swoją energią rozpromieni każdego gbura. To mogę zagwarantować już na wstępie.
Słucha się tej płyty z niewyobrażalnym uczuciem relaksu, który rozleniwia do tego stopnia, że do recenzji zebrałem się dopiero po kilku tygodniach przesłuchań. Album „Dates” oprócz wspomnianego funk jazzu roznosi huśtawka bluesa, i soulu, obok których nie da się przejść bez tanecznego kroku. Ultra-melodyczne motywy nasycone nuklearną energią inwencji koją swoim każdym obliczem, czy jest to zdystansowana i zawadiacka wizja (17.01.2014), szybkie i zdradliwie ponętne brzmienia (27.12.2012), wysublimowane balladowe krajobrazy (19.01.2012, 10.06.2011, 22.07.2014), czy też quasi-chaotyczne balejaże (30.05.2012). Na co trzeba zwrócić szczególną uwagę to brak instrumentu, który cały ten rozgardiasz melodycznej gawiedzi by swoją instrumentalną ścieżką prowadził resztę członków. Każda z kompozycji to popis innej części kwartetu i uczestniczących w projekcji gości. Większość z utworów to wręcz popis aranżacyjnej kreatywności, która mimo kompletnie innego wymiaru nie budzi konceptualnej dychotomii krążka.
Na płycie wielokrotnie zaskakują melancholijne wiraże pianina, innym razem elegancja gitarowych zalotów. Kiedy zaskoczą nas znajome rejestry trąbki Milesa Davisa z płyty „You’re Under Arrest” (1985), za chwilę zniweczą je atonalne akordy gitary Johna Scofielda. Szczególną rolę pełnią tu klasycznie funkowo brzmiące klawisze prowodyra całego zamieszania – Milana Petrovića. Muszę przyznać jednak, że niekiedy zastąpione klasyczną „fortepianową” barwą niepotrzebnie tracą w sobie ducha rhythm and bluesa zmniejszając nacisk na melodię i harmonię (22.07.2014), co w konwencji tego zespołu należałoby uznać przecież za priorytet. Nasz lider czasem prowadzi również „niebezpieczny” flirt ze smooth i acid jazzem, które w wielu fragmentach docierają granice mainstreamu i jazzowych elit (22.05.2013). To jednak pasuje do konwencji idealnie. Na pozór bajecznie rozwiniętych tematów i melodii, kwartet dość często wychodzi poza bezpieczną sferą funku, na mniej zrównoważone rejony jazzowych abstrakcji, dobrze jednak balansując efektownymi zwieńczeniami.
Fuzja dźwięków jakie tworzą stanowi jednak świetną alegorię ich twórczości i otwartości na nowe muzyczne horyzonty. To nas jednak nie powinno dziwić znając i słuchając wcześniejsze projekty, zwłaszcza te które mieszczą w sobie covery takich zespołów jak Metallica, Deep Purple, The Doors, Bob Marley, czy Nirvana. Tych na „Dates” zabrakło… Oczywiście inspiracjami tych wcześniej wymienionych formacji nazwać nie możemy, ale sam fakt starcia o transpozycję takich utworów doskonale potwierdza chęć igrania z muzyką i ciągłe poszukiwanie inspiracji. A jeśli nadal nie zdajecie sobie sprawy z kim macie do czynienia, to pomyślcie, że swój debiut „Excursion” (2012) wydał w gronie – bagatela – 39 muzyków. Tupetu do rozwijania muzycznych krajobrazów z pewnością więc mu nie brakuje, czego potwierdzeniem zresztą jest sama płyta „Dates” i chociaż nagrana w mniejszym gronie to z pewnością nie brakuje na niej osobliwej „burzy mózgów”.
Enigmatyczne tytuły raczej nam nic nie zasugerują, ale przy tej płycie nie trzeba śledzić całej inskrypcji. To utwory, które karmią się same sobą. Same tworzą swoją historię i same je kończą. Dopowiedzieć raczej od siebie jest też cokolwiek trudno, ale gdy wszystko jest tak doskonale wymuskane, lepiej się już chyba nie wtrącać…