★★★★★★★☆☆☆ |
1. Intro – Witajcie w Dylan’s Town 2. Bob i Laura 3. Stryczek 4. Dzika banda 5. Psota blues 6. Nie zapomnij mnie kochanie 7. Powrót 8. Odejście 9. Rzeka zapomnienia 10. Kołysanka dla wiecznych kochanków
SKŁAD: Piotr Wojtyczek – wokal; Marcin Mieszczak – gitary; Wojtek Mieszczak – gitary
PRODUKCJA: PM2 Collective
WYDANIE – maj 2015 – niezależne
Oj trzeba mieć tupet, żeby wchodzić na polski rynek z gatunkiem country. Koncept album „Bob z miasta Dylan” opowiadając historię chłopca, który pomylił życie ze śmiercią, zabiera nas bowiem w podróż na (…) tajemnicze amerykańskie bezdroża, gdzie spacerują duchy, a z oddali przygrywa Bob Dylan, Jack White, 16 Horsepower czy Calexico (…). Dość to enigmatyczne wtrącenie, którym jednak artyści mnie zaintrygowali.
Owy album to naprawdę odważne wyjście z cienia, bo przecież do jakichkolwiek zażyłości z amerykańską kulturą Polacy podchodzą raczej sceptycznie, toteż chcąc czy nie chcąc, projekt z góry ukartowany będzie zarzutami braku autentyczności. Poniekąd będą mieli racje, no bo jak polskojęzyczne wydawnictwo ma przełożyć to, co dzieje się czy też działo na Dalekim Zachodzie. PM2 Collective nie oglądając się na nikogo, podjął tę próbę.
To właśnie dzięki owej różnorodności podjętych środków album chroni się podjętą konwencją, która przecież mogła okazać się korzenną powtórką starych wyjadaczy country. |
Próba, która nie jest jednak oczywistością w wymiarze muzycznego brzmienia country. Oni tak jak inni artyści wywodzący się z nurtu americana podjęli próbę poszukiwania swojego wyrazu. Stylistyka, pomimo pozornej prostoty brzmienia, sięga po sporą dawkę folku i bluesa. Zresztą bardziej to bliskie alternatywnym brzmieniom niż klasycznym mrągowskim mariażom muzyki Dzikiego Zachodu, gdzie nota bene – paradoksalnie czy też nie – są laureatami Przepustki do Mrągowa jako uczestnik XXXIII edycji Międzynarodowego Festiwalu Country & Folk Mrągowo 2014.
Przejdźmy jednak do samego krążka… Album spowija charakterystyczna narracja Piotra Wojtyczka, który nie wybiega ze swoimi wokalami w zbyt górnolotne rejony umiejętności. Melodeklamacja, bo tak to trzeba raczej określić, skupia się raczej na swojej miękkości i ciepłu oddającemu dość nostalgiczny przekaz liryk. A ma co tekściarz przekazać… Motywem przewodnim jest historia niejakiego Boba zakochanego w córce zarządcy miasta Dylan – Laurze. Jak to bywa z miłością, i ta okazała się być swoistą pułapką, kiedy to ojciec córki próbuje wrobić zakochany podmiot liryczny w rozbój, a tym samym doprowadzić do jego skazania na stryczek.
Rekonwalescencja „polskiego country”. |
Muzykę pomimo ciekawych zabiegów melodyjnych nie nazwałbym wybitną. Mnóstwo jest melodyjnej repetytywności, która często nuży. Aczkolwiek należy podkreślić fakt, że pomimo aranżacyjnej płaskiej linearności każdy z utworów wyróżnia inne podejście do swojej konwencji, czy to mroczny i swawolnie rozwijający się Stryczek; westernowy i rytmicznie klasycznie countrowy Powrót brzmiący nieco echem Blues Brothers; typowo Bob Dylanowy Rzeka zapomnienia, do której można również przyrównać bardową twórczość Nicka Cave’a; korzenny i typowo rockowy Bob i Laura à la Jack White ze swoją grupą White Stripes; przypominający brzmieniowy zgryz Olafa Deriglasoffa Psota Blues czy przestrzenne slidy na wzór twórczości Daniela Lanois w Dzika Banda, etc. To właśnie dzięki owej różnorodności podjętych środków album chroni się podjętą konwencją, która przecież mogła okazać się korzenną powtórką starych wyjadaczy country. Co ciekawe, to właśnie w tych mocniejszych fragmentach PM2 Collective przypadli mi do gustu najbardziej!
Oczywiście zdarzają się jawne potknięcia, jak akustyczny balladowy i niestety silący się banalnością twór spod znaku Nie zapomnij mnie kochanie, przypominający poniekąd nieudaną próbę Dżemu. Zespół sprawdza się jednak w eksperymentach, gdzie ciekawym zabiegiem było m.in. dołączenie do akompaniamentu trąbki w kompozycji Odejście, pojawiające się w tle „chórki” czy też generalne podejście do przestrzeni, które świetnie rozprowadza i kołysze dźwięki PM2 Collective. Summa summarum nie jest chyba tak źle. Chociaż na pozór aranżacyjnej prostoty wynikającej z objętego paradygmatu minimalizmu i brzmieniowej skromności wydaje się, że formacja nie stanowi niczego nadzwyczajnego, to kiedy jednak zmieszamy ze sobą wszystkie wspomniane elementy i podstawimy pod konwencję sam szeroko podjęty koncept, płyta przedstawia naprawdę dobry, a nawet intrygujący twór.
Co ma jednak z tym wspólnego sam Bob Dylan, na którego inspiracje tak jasno wskazuje tytuł całego albumu? Dla mnie to oddany hołd i puszczenie oka dla fanów lubujących się w trubadurskich opowieściach legendy rocka. Sami jednak swoim wieszczeniem również potrafią wkręcić słuchacza w wir westernowskiej akcji. Nie dość, że album opowiada spójną historię Boba i Laury, to możemy sięgnąć również po więcej na ich stronie internetowej, na której znajdziemy rozwinięcie całej fabuły. Ba, ponoć nawet na winylach ma się ukazać ten projekt w wersji angielskiej! Podeszli więc do albumu z należytą powagą i tej nie można im odebrać. Twórczość PM2 Collective z pewnością zdobędzie fanów tego typu gatunku, chociażby ze względu na oczywisty brak na naszym rynku podobnej to tego typu muzyki formacji. Tak i ja również kłaniam się za próbę rekonwalescencji „polskiego country”, o którego autentyzm rzeczywiście dziś trudno, a jednak PM2 Collective stereotypom się przeciwstawiło i album można śmiało uznać za naprawdę udany!
PM2 COLLECTIVE – DZIKA BANDA