Lubię muzyką, na którą można wybrać się z maczetą. Lubię przedzierać się przez ścianę dźwięku, rozdzierając jej kawałki na strzępy i wybierając tylko najlepsze ogniwa, żeby potem rozpalić z nich sobie w mojej głowie ogień. Timelost to szorstki rockowy duet z eterycznym filtrem shoegaze’u. Czerpią śmiało również z metalu, grunge’u i punku. Brzmienie mocno introspektywne, wybuchające, notorycznie hałaśliwe. Wtóruje koncepcja wspomnianej ściany dźwięku i przenikliwie zamazany wokal. Właściwie cała estetyka projektu jest dość „niewyraźna”. Na albumie ledwie co można dopatrzeć się tekstów. Skład i resztę lepiej poszukać w Internecie. A tu spora niespodzianka, bo w dwuosobowym składzie (tak, dobrze przeczytaliście) znajduje się nasz rodak Grzesiek Czapla udzielający się na bębnach. Ta brzmieniowa eksplozja ich twórczości świetnie poniewiera dwa światy – dynamikę punku i jego szybkość oraz konsekwentne wrażenie shoegaze’owego letargu. Zaraźliwie falujący smutek drażni granicę popowej przebojowości. Ciemność i hałas drażni tu uwodzicielstwo i romantyzm melodii (Lysergic Days). Na koniec wyobraźcie sobie Joy Division i The Cure grający punk metal z wnętrza odkurzacza. Ekscentrycznie, mroczno, z przytupem i finezją. Do przesłuchania!