Bardzo mocna rockowa obsada gwarantowała bardzo dobry festiwal. Aerosmith jako piątkowy headliner System of the Down jako niedzielny, natomiast w sobotę solowo wyszedł na scenę Eddie Vedder… Śmiał się z tego ze sceny sam Vedder, wyciągając “brand new and a little bit shy” ukulele oraz inne akustyczne instrumenty. Jak wypadł na wielkiej scenie, wokół której zgromadził się potężny ponad 40-tysięczny tłum?
Na rozgrzewkę usłyszeliśmy klasyki Pearl Jam oraz swoich solowych albumów, głównie znanych z filmu “Into the Wild”. Pięknie zabrzmiały też klasyki innych wykonawców Comfortably Numb – Pink Floyd, Imagine Johna Lennona i Yoko Ono oraz Rockin’ in the Free World Neila Younga. To ostatnie wykonał w towarzystwie Glenna Hansarda, który towarzyszył Vedderowi w całej europejskiej trasie. Na wspólnej scenie wypadli rewelacyjnie. Mogliśmy usłyszeć kilka prywatnych historii wokalisty Pearl Jam związanych z Półwyspem Apenińskim i wyraźnie poczuć, że prawie 3-godzinny koncert (!) jest aktem wielkiej wdzięczności.
Wyjątkowym momentem był wstęp do utworu Black, w którym Vedder odniósł się do Sound Garden i nieodżałowanego przyjaciela Chrisa Cornella. Był to piękny, poruszający hołd, dzięki któremu utwór nabrał nowego znaczenia…