Występ Eddiego Veddera okazał się czarnym koniem festiwalu we Florencji – Firenze Rocks! 24 czerwca to we Florencji uroczystości związane z dniem San Giovanniego. Należy do najgorętszych w roku. Jednak w tym roku obchody we Florencji były wyjątkowe, odbyła się pierwsza edycja Festiwalu Firenze Rocks.
Bardzo mocna rockowa obsada gwarantowała bardzo dobry festiwal. Aerosmith jako piątkowy headliner System of the Down jako niedzielny, natomiast w sobotę solowo wyszedł na scenę Eddie Vedder… Śmiał się z tego ze sceny sam Vedder, wyciągając “brand new and a little bit shy” ukulele oraz inne akustyczne instrumenty. Jak wypadł na wielkiej scenie, wokół której zgromadził się potężny ponad 40-tysięczny tłum?
Na rozgrzewkę usłyszeliśmy klasyki Pearl Jam oraz swoich solowych albumów, głównie znanych z filmu “Into the Wild”. Pięknie zabrzmiały też klasyki innych wykonawców Comfortably Numb – Pink Floyd, Imagine Johna Lennona i Yoko Ono oraz Rockin’ in the Free World Neila Younga. To ostatnie wykonał w towarzystwie Glenna Hansarda, który towarzyszył Vedderowi w całej europejskiej trasie. Na wspólnej scenie wypadli rewelacyjnie. Mogliśmy usłyszeć kilka prywatnych historii wokalisty Pearl Jam związanych z Półwyspem Apenińskim i wyraźnie poczuć, że prawie 3-godzinny koncert (!) jest aktem wielkiej wdzięczności.
Wyjątkowym momentem był wstęp do utworu Black, w którym Vedder odniósł się do Sound Garden i nieodżałowanego przyjaciela Chrisa Cornella. Był to piękny, poruszający hołd, dzięki któremu utwór nabrał nowego znaczenia…