Nightrage – The Venomous

★★★★★★★✭☆☆

1. The Venomous 2. Metamorphosis/Day of Wrath 3. In Abhorrence 4. Affliction 5. Catharsis 6. Bemoan 7. The Blood 8. From Ashes into Stone 9. Trail of Ghosts 10. Disturbia 11. Desolation and Dismay 12. Denial of the Soul (Instrumental)

SKŁAD: Marios Iliopoulos – gitara; Anders Hammer – gitara basowa; Ronnie Nyman – wokal; Magnus Söderman – gitara; Lawrence Dinamarca – perkusja 

PRODUKCJA: Nightrage i Terry Nikas

WYDANIE: 31 marca 2017 – Despotz 

Muzycy na przestrzeni dziejów spłodzili wiele kombinacji stylistycznych, które na papierze wyglądały jak największe nieporozumienie – ten moment, kiedy pierwszy raz usłyszeliśmy rap na metalowym podkładzie, albo sekcję instrumentów dętych w brutalnym black metalu, lub też popowe refreny w progresywnym metalu, niepozbawiony był konsternacji, ale też fascynacji. Niby nie miało to prawa bytu, a jednak znalazło wielu miłośników i wciąż powstają albumy, które łączą dźwiękowe puzzle, które wydają się do siebie nie pasować. Ludzie zawsze byli zafascynowani oryginalnością. Jednym z dość intrygujących gatunków jest melodeath. Death metal, który był zawsze ultraciężki, wręcz obleśny, oto nagle dostał zastrzyku endorfin, który sprawił, że zespoły zaczęły dodawać do swojej muzyki ogrom melodii. Zapoczątkowany w latach 90. gatunek nie święci już takich sukcesów jak kiedys, ale wciąż istnieją zespoły, które z zapałem z niego czerpią. Jedną z takich kapel jest powstały w 2000 r. Nightrage.

Moje doświadczenie z melodyjnym death metalem nie jest zbyt bogate, ale przeszedłem chwilową fascynację tym gatunkiem, zasłuchując się w takich grupach jak Arch Enemy, Amon Amarth, Amorphis, Divine Heresy, Fear My Thoughts czy Scar Symmetry. W 2011 roku poznałem Nightrage za sprawą „Insidious” i od tamtej pory śledzę ich poczynania. Ekipa Mariosa lliopoulosa ma w sobie wszystko, czego potrzebuję od melodeathu, dlatego są jednym z niewielu zespołów, których karierę wciąż śledzę z ciekawością.

„The Venomous” potwierdza, że Nightrage mają jeszcze wiele do powiedzenia i obcy jest im zastój artystyczny. W spróchniały już szkielet gatunkowy wkładają świeże organy, które sprawiają, że jest w nim w stanie po raz kolejny zabić życie. Czy będzie to melancholijna partia gitary w Trail of Ghosts, czy heavy metalowy riff w From Ashes into Stone, zespół zawsze stara się urozmaicać swoje utwory, żeby nie zanudzić słuchacza. Największy sukces odnoszą według mnie w Affliction. Ten utwór ma szansę przekonać do metalu najbardziej opornych, dzięki wybitnie przebojowemu refrenowi. Ale to nie jedyny jego atut. Muzycy dwoją się i troją, żeby ani przez chwilę nie było w nim zastoju – ciągle pojawia się coś nowego, a do tego wplecione zostały tutaj też partie akustyczne dodające mu głębi. Tylko pozazdrościć takiej kompozycji. Dla kontrastu mamy nieowijające w bawełnę super ciężkie In Abhorrence i Metamorphosis/Day of Wrath. Melodia ponownie króluje w The Blood, ale tym razem głównie za sprawą genialnych riffów zagranych z zawrotną prędkością. Disturbia przywodzi z kolei na myśl początki metalcore’a, a mianowicie wczesne Trivium. A jeszcze na sam koniec otrzymujemy niezgorszy utwór instrumentalny, który pokazuje, że wyobraźnia muzyków nie ogranicza się do ekstremalnego metalu.

Lubię poprzednie dzieła zespołu, ale takiej płyty się nie spodziewałem. Zdaje się, że skład zespołu w aktualnej formie może być najmocniejszym w historii. Nowy gitarzysta Magnus świetnie uzupełnia się z liderem zespołu Mariosem, a Lawrence Dinamarca wymiata na perkusji, serwując różnorodne rozwiązania. Składa się to na bardzo urozmaicony materiał, który nigdy nie wybiega za daleko od melodeathu, a jednak brzmi świeżo i porywająco. Nightrage dzieli się z nami muzyką, którą kocha, i dąży w niej do perfekcji. Trzeba przyznać, że są bardzo blisko.