fot. Rita Pulavska |
Please welcome your very own Scottish National Jazz Orchestra! – takimi słowami rozpoczął się kolejny występ Szkotów, tym razem poświęcony był muzyce legendarnego amerykańskiego kontrabasisty Charlesa Mingusa. Gościem specjalnym tego koncertu był norweski kontrabasista Arild Andersen, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli europejskiej sceny jazzowej, który w przeciągu swojej niemal pięćdziesięcioletniej kariery występował z takimi koryfeuszami jazzu jak: Jan Garbarek, Sonny Rollins, Dexter Gordon, Chick Corea, George Russell, Don Cherry, Bill Frisell, Phil Woods, Pat Metheny. Norweski artysta zasłynął również jako lider swoich własnych bandów, z którymi nagrywał dla renomowanej niemieckiej wytwórni ECM. Jego ostatnim projektem jest trio, które tworzy wraz z liderem Scottish National Jazz Orchestra Tommy’m Smithem na saksofonie i włoskim perkusistą Paolo Vinaccią. Relację z jednego z tegorocznych koncertów tego tria można przeczytać tutaj.
Arild Andersen, fot. Rita Pulavska |
Charles Mingus za życia (22.04.1922 – 5.01.1979) nigdy nie został w pełni doceniony i nawet po dziś dzień jest wciąż bardziej znany jako wybitny kontrabasista niż kompozytor. Artysta ten, zwany również „Wściekłym człowiekiem jazzu” przez całe swoje życie walczył o rasowe równouprawnienie, a jego postać chyba najlepiej opisują jego własne słowa pochodzące z filmu dokumentalnego „Triumph of the Underdog” (1998): I am Charles Mingus, half black man, yellow man, half yellow, not even yellow, not even white enough to pass for nothin’ but black, not even white enough to be called white. I claim that I am a negro.
Charles Mingus walczył również ze sztywnymi zasadami, które dotyczyły samej muzyki. Unikał kategoryzacji, a swoją twórczość nazywał po prostu… muzyką. Jak wielkim kompozytorem był to artysta można było się przekonać chociażby podczas koncertu, aczkolwiek zaprezentowany tego wieczoru materiał to zaledwie mała cząstka z jego jakże bogatego dorobku.
Podczas gdy Mingus był u szczytu swej popularności, młody Arild Andersen wciąż kształcił swoje jazzowe rzemiosło w rodzinnym Oslo. Kiedy Amerykanin odwiedził stolicę Norwegii w czasie swojego europejskiego tournee, Andersen wybrał się na jeden z jego koncertów, z którego wrażenia pozostały mu do dzisiaj.
Mimo zapewnień ze strony lidera Scottish National Jazz Orchestra Tommy’ego Smitha, że orkiestra oprócz kłaniania się w ogóle nie ćwiczyła prezentowanego materiału, występ rozpoczął się wyjątkowo obiecująco od Song with Orange. Już w pierwszym utworze usłyszeć było można temperament muzyki Mingusa, po części buńczuczny, po części swawolny, po części czułostkowy, trzymający słuchacza na wodzy zarówno spadkami i akcentami rytmu, jak również i rysunkiem melodii; to osadzistym, to pokrętnym, to znowu płynnym. Potwierdził to kolejny utwór Haitian Fight Song, którego temat idealnie wpasowałby się w klimat filmów gangsterskich lat 80. Zamiast strzelaniny usłyszeliśmy jednak równie zabójczą partię solową Andersena i Martina Kershawa na saksofonie sopranowym. Równie efektowny okazał się zamykający pierwszy set Gunslinging Bird. Tym razem największe wrażenia zrobił Brian Kellock na fortepianie. Akompaniament tego artysty jest bardzo nieszablonowy, z masą chromatyzmów, bardzo złożonych akordów, klasterów, nagłych skoków po całej klawiaturze fortepianu. Gra tego pianisty jest nieprzewidywalna jak sama muzyka Mingusa, z licznymi zmianami tempa i charakteru. Brian Kellock nie jest etatowym pianistą Scottish National Jazz Orchestra, ale jego występ podczas tego koncertu był w pełni uzasadniony i znacząco podniósł jego wartość artystyczną.
Tommy Smith, fot. Rita Pulavska |
Po przerwie usłyszeliśmy bodajże największy przebój Charlesa Mingusa – Moanin’, z jednym z najsłynniejszych tematów na saksofon barytonowy, na którym zagrał kolejny gość tego wieczoru – Allon Beauvoisin. Jak efektownie brzmiąca jest to kompozycja dowodzi reakcja publiczności, z reguły bardzo opanowanej i raczej wstrzemięźliwej w okazywaniu emocji, która co i już pokrzykiwała w trakcie solowej partii Beauvoisina.
Nie zabrakło również pięknych ballad, jak Self – Portrait In Three Colours, czy też Duke Ellington’s Sound of Love, zaaranżowaną przez Tommy Smitha dla Kurta Ellinga na płytę Scottish National Jazz Orchestra pt. „American Adventure” (2014, Spartacus Records). Temat tej poruszającej kompozycji powierzony został nikomu innemu jak Andersenowi. Brzmienie jego kontrabasu okazało się niemniej przyjemne od głosu Kurta Ellinga, choć tu opinie na pewno byłyby podzielone.
Równie duże wrażenie, nie tylko ze względu na swój tytuł, zrobił All The Things You Could Be By Now If Sigmunt Freud’s Wife Was Your Mother, utwór w bardzo szybkim, ale zmiennym tempie, z wieloma partiami na granicy free jazzu, w czym najlepiej czuli się Brain Kellock w duecie z Arildem Andersenem. Norweg podczas całego koncertu miał wystarczająco dużo swobody, aby obok solidnego walkingu i chwytliwych riffów popisać się wieloma partiami solowymi, które absolutnie potwierdziły jego mistrzowski kunszt. To jeden z tych artystów, którzy nigdy nie osiądą na laurach, ale zawsze będą poszukiwać coraz to nowszych, artystycznych środków wyrazu.
Na bis usłyszeliśmy Ecclusiastics, utwór odwołujący się do tradycji gospel i bluesa z fantastycznym pojedynkiem tenorów, czyli Tommy Smitha i Konrada Wiszniewskiego. Prosty zabieg, ale zawsze wywołujące ogromne emocje wśród widowni, których tego wieczoru było wyjątkowo. Różnorodność stylistyczna zaprezentowanego materiału i mistrzowskie wykonanie nie pozwoliło nudzić się podczas tego koncertu nawet przez chwilę, choćby się było jazzowym żółtociobem.
Moanin’, fot. Rita Pulavska |