Pomimo że Stany Zjednoczone długo odczuwały skutki II wojny światowej, nie przeszkodziło to w dynamicznym rozwijaniu się przemysłu muzycznego oraz nowego źródła rozrywki, czyli telewizji. Skorzystała na tym również muzyka jazzowa, bowiem wielu artystów miało okazję prezentować się w licznych programach telewizyjnych, popularyzując tym samym swoją sztukę. W 1956 roku jazzowy pianista i wokalista, a z czasem także ikona muzyki popularnej Nat „King” Cole, miał nawet swój własny program. Nie brakowało również transmisji z jazzowych koncertów na żywo. Wyjątkową popularnością cieszył się program „Sound of Jazz” wymyślony przez jazzowego krytyka i publicystę Nata Hentoffa. Występujący w nim gościnnie artyści mogli grać w dowolny dla siebie sposób, bez ingerencji ze strony producentów telewizyjnych. Miało to na celu zaprezentowanie muzyki jazzowej w swojej jak najbardziej naturalnej postaci. W programie tym uczestniczyli m.in: Henry „Red” Allen, Ben Webster, Coleman Hawkins, Count Basie, Lester Young, Gerry Mulligan, Thelenious Monk, Jimmy Giuffre, Billy Holiday i inni.
Ważnym wydarzeniem w historii jazzu było utworzenie w 1954 r. festiwalu w Newport, jednego z najważniejszych i dziś najstarszych jazzowych festiwali na świecie. Dokonał tego jazzowy muzyk i producent George Wein. Jazz nie miał już jednak tego znaczenia, jakie osiągnął w erze swingu, albowiem teraz coraz większą popularność zaczął zdobywać rock‘n’roll. Powoli zaczęto więc odchodzić od repertuaru składającego się głównie z piosenek kompozytorów Tin Pan Alley, aczkolwiek niektóre utwory tychże kompozytorów, jak Mack The Knife Kurta Weila były wciąż na liście najlepiej sprzedających się piosenek lat 50. Należał do nich również jazzowy standard Misty, jedyny utwór na tej liście skomponowany przez muzyka jazzowego, pianistę Errolla Garnera, a spopularyzowany przez wokalistę Johnny Mathisa.
Jak wyglądał jazz na początku lat 50.? Wielcy artyści bebopu, którzy znacznie rozszerzyli horyzonty muzyki jazzowej w latach 40., tj. Charlie Parker, Dizzy Gillespie, Miles Davis, Bud Powell oraz Thelenious Monk, również w następnym dziesięcioleciu byli pierwszoplanowymi postaciami jazzowej sceny. Obok nich pojawiło się jednak wielu młodych i utalentowanych muzyków takich, jak trębacz Clifford Brown, saksofoniści altowi Sonny Stitt oraz Julian Cannoball Adderlay, kontrabasista Charlie Mingus oraz perkusista Art Blakey Na gruncie bebopu muzycy ci stworzyli nowy styl zwany hard bopem, który datujemy na lata 1955 – 65.
Hard bop różnił się zasadniczo od poprzedzającego go bebopu pod następującymi względami:
-partie improwizacyjne w hard bopie były prostsze,
-większą rolę odgrywała perkusja, której faktura jest bardziej zagęszczona, a także pojawia się w niej styl gry polirytmicznej,
-barwa brzmienia jest ciemniejsza, cięższa, bardziej surowa i szorstka, -forma poszczególnych utworów coraz rzadziej trzyma się formy piosenek popularnych,
-progresje akordowe raczej są autorstwa grających w tym stylu artystów, którzy coraz rzadziej sięgają po znane standardy z poprzednich dekad,
-akompaniament fortepianowy jest bardziej różnorodny pod względem rytmicznym, a także bardziej skomplikowany harmonicznie.
Z bebopu wywodzi się również łagodniejszy i bardziej ekspresyjny styl zwany cool, zapoczątkowany przez Milesa Davisa podczas słynnej sesji „Birth of the Cool” w roku 1949. Głównym pomysłodawcą tego nagrania obok Davisa był jego aranżer i wielki przyjaciel Gil Evans. Album „Birth of The Cool” (1949) stał się szybko poszukiwanym „towarem”, przede wszystkim wskutek tego, że repertuar bebopu był często zbyt wymagający dla przeciętnego słuchacza. W stylu cool natomiast wszystko było znacznie prostsze i przystępniejsze dla szerszego grona odbiorców. O ile bebop był muzyką graną żywiołowo, ekspresyjnie, o tyle cool był znacznie bardziej pod tym względem umiarkowany. Agresywności bebopu przeciwstawiał on subtelne brzmienia oraz wyciszone i stonowane aranżacje. Styl ten często postrzegany jest jako muzyka pozbawiona emocji, intelektualna. Większą uwagę przywiązywano też do aranżacji. Podstawy ideologiczne i teoretyczne stylu stworzył pianista Lennie Tristano, a do najwybitniejszych przedstawicieli tego stylu obok Tristano należy: Miles Davis, Lee Konitz, Paul Desmond, Stan Getz, Gery Mulligan, Chet Baker oraz Dave Brubeck. W połowie lat 50. w świecie jazzu pojawiła się jeszcze jedna bardzo znana osobowość. Był nim saksofonista John Coltrane, który po odejściu z kwintetu Milesa Davisa rozpoczął karierę solową, kierując swe upodobania w stronę muzycznej awangardy. Jego stylistykę rozwinęli saksofonista Ornette Coleman i kornecista Don Cherry, którzy zapoczątkowali nowy stylu zwany free jazzem.
Cool, hard bop i free jazz nie przyniosły aż tylu nowych standardów jazzowych jak w erze bebopu, niemniej jednak źródła, z których wywodziły się standardy pozostały bardzo podobne. Standardy mainstream podzieliłem więc na:
1.Standardy skomponowane przez muzyków jazzowych,
2.Standardy będące kontrafakturami (origins) istniejących już utworów,
3.Standardy wywodzące się z muzyki popularnej,
4.Standardy wywodzące się z muzyki latynoamerykańskiej.
Zdecydowanie najliczniejsze były nowo powstałe standardy z grupy pierwszej. W kategorii tej pojawiło się także najwięcej innowacji w zakresie harmonii, formy i rytmu. Pod względem harmonii era mainstream przyniosła kompozycje modalne, np. Milestones (1958), All Blues (1959) czy też So What (1959) Milesa Davisa. W ten sposób muzycy pozyskali więcej swobody w kształtowaniu linii melodycznej, rezygnując tym samym z 32-taktowej sekwencji akordów, tak popularnej w bebopie. Formy utworów stały się coraz bardziej kompleksowe, asymetryczne i często niezgodne z tradycyjną strukturą piosenki. Szczególne znaczenie zyskał rytm, zwłaszcza w kompozycjach wykorzystujących metrum inne niż 4/4, np.: Take Five (1961) Paula Desmonda na 5/4, Bluesette (1963) Tootsa Thielemansa na 3/4, Better Git Hit in Your Soul (1959) Charlesa Mingusa na 12/8. Rytm calypso zawarty jest natomiast w standardzie Sonniego Rollinsa St. Thomas (1956). Wyzwaniem dla improwizujących były także standardy autorstwa Johna Coltrane’a. Niektóre z nich, jak: Giant Steps, Countdown oraz Naima (1959) oparte były na częstych zmianach tonacji, co znacznie utrudniało improwizację. Zgoła odmienną koncepcję twórczą w swych kompozycjach przyjął Herbie Hancock. Pochodzący z albumu o tym samym tytule standard Maiden Voyage (1964) zbudowany jest tylko na czterech funkcjach harmonicznych i spokrewnionych z nimi tonacjach. Cały utwór oparty jest poza tym na harmonicznym i rytmicznym ostinacie. Hancock zasłynął w tym czasie z jeszcze innego standardu o tytule Watermalon Man (1962). Podobny charakter miały standardy Horaca Silvera. Artysta ten w swoim Nica’s Dream (1956) również wykorzystywał powtarzające się figury rytmiczne we wszystkich partiach solowych na przemian w rytmach swingowych i latynoskich. Najpopularniejszym standardem Horaca Silvera jest jednak Song For My Father (1964), na tyle nieskomplikowany technicznie, że grany jest on zarówno przez profesjonalistów, jak i początkujących jazzmanów. Często wykorzystywana była też forma bluesa, która wśród artystów jazzowych cieszyła się powodzeniem od zawsze. Oparte są na niej m.in. takie standardy, jak Straight, No Chaser (1951) Theleniousa Monka oraz Bag’s Groove (1954) Milta Jacksona. W standardach mainstream słyszalne były też często wpływy muzyki gospel, np. w Work Song (1960) i Jive Samba (1962) Nata Adderleya oraz Moanin’ (1962) Bobbiego Timmonsa. Inne znane standardy mainstream to: Joy Spring (1954) Clifforda Browna, Stablemates (1955) Benniego Golsona, Tune Up (1956) Eddiego „Cleanhead” Vinsona, Stolen Moments (1961) Olivera Nelsona oraz piękna ballada Thada Jonesa A Child Is Born (1969).
Dużym zainteresowaniem wśród jazzmanów i jazz fanów cieszyły się wciąż standardy typu origins. Trzy najważniejsze z nich, które w opisywanym tu przeze mnie okresie odegrały największą rolę to: Quicksilver Horaca Silvera (1956), oparty na Lover Come Back Signuda Romberga (1928), Ezz-thetic George’a Russella (1961) oparty na Love For Sale Cole’a Portera (1930), a także Oleo Sonniego Rollinsa (1954) wykorzystujący struktury harmoniczne nieśmiertelnego I Got Rhytm George’a Gershwina (1930). Obok nich niesłabnącą popularnością cieszyły się origins powstałe już w erze bebopu, o czym pisałem w artykule poprzednim.
Mimo upływu czasu standardy pochodzące z muzyki popularnej wciąż cieszyły się powodzeniem wśród nowych pokoleń artystów jazzowych. Zmieniał się natomiast sposób ich interpretacji, dzięki czemu mogły one zdobyć uznanie także u nowych fanów jazzu. Nawet utwory z lat 20. i 30. zostały na nowo odkryte i osiągnęły najwyższe miejsca na listach przebojów. Przykładem takich standardów są: Bye Bye Blackbird Raya Hendersona (1926), Mack The Knife (1928) Kurta Weilla oraz April In Paris Vernona Duke’a (1932). Najpopularniejszymi standardami powstałymi w latach późniejszych były natomiast Stella by Starlight Victora Younga (1945) oraz Autumn Leavs Josepha Kosmy (1955). Do grona najczęściej nagrywanych i wykonywanych standardów tego okresu zaliczyć można wreszcie Summertime. Nie sposób wymienić wszystkich interpretacji tego utworu dokonanych od połowy lat 50. do końca lat 60. Do tych najważniejszych i mających szczególną wartość dla historii Summertime zaliczamy interpretacje Duke’a Ellingtona (1956), Elli Fitzgerald i Luisa Armstronga (1957), Carmen McRae (1957), Charlesa Mingusa (1957), Milesa Davisa (1958), Wesa Montgomery’ego (1959), Johna Coltrane’a (1961) oraz Stana Getza (1964). Interpretacje te miały decydujący wpływ na popularność tego standardu w kolejnych dekadach jazzu. Obok nich pojawiły się pierwsze niejazzowe interpretacje Summertime (1934), jak choćby np. hipnotyczna wersja legendarnego zespołu The Doors (1967), rock’n‘rollowej grupy wokalnej The Platters (1964) czy też pop-rockowego zespołu The Zombies (1965).
Nową grupę standardów tej epoki stanowią utwory wywodzące się z muzyki laytnoamerykańskiej, której wpływy słyszalne były w jazzie już od samych początków istnienia gatunku. Rytmy habanery wykorzystywali tacy pionierzy jazzu, jak Scott Joplin (Solace: A Mexican Serenade, 1909) czy też Jelly Roll Morton (New Orleans Joys, 1923). Pod wpływem muzyki latynoamerykańskiej był również kompozytor wielu standardów William Christopher Handy, który elementy muzyki kubańskiej wykorzystał m.in. w słynnym St. Louis Blues (1914). Jednym z najpopularniejszych standardów w okresie ery swingu był Caravan (1936) Duke’a Ellingtona i Juana Tizola. Utwór ten oparty jest na podstawie rytmicznej rumby i habanery. Koncepcję muzyki latynoamerykańskiej w swojej twórczości Ellington rozwinął w The Latin American Suite skomponowanej w roku 1968. W okresie bebopu propagatorami muzyki określanej już jako jazz latynoamerykański lub też latin–bop byli Dizzy Gillespie i jego kubański perkusista Chano Pozo. Ekspansję muzyki latynoamerykańskiej na grunt jazzu przyniosły jednak dopiero lata 60., kiedy to na scenie jazzowej pojawili się tacy artyści, jak wibrafonista Cal Tjader, perkusista Willie Bobo (A New Dimension) oraz kubański emigrant Mongo Santamaria (Afro Blue). W swojej twórczości łączyli oni takie elementy muzyki kubańskiej, jak mambo i cha cha z bebopem, rhythm and bluesem oraz jazzem progresywnym, czyli tym, co wówczas w jazzie było najnowsze. Wraz z rosnącym zainteresowaniem muzyką artystów pochodzenia latynoamerykańskiego wiele ich utworów szybko stało się standardami. Najwięcej w swoim dorobku ma ich brazylijski kompozytor, gitarzysta i wokalista Antonio Carlos Jobim, twórca takich standardów, jak: Girl From Ipanema (1964), Wave (1967), How Insensitive (1963) oraz Manha de Carnaval (1959), którego współkompozytorem był Louiz Bonfa. Ostatni tytuł swoją ogromną popularność zawdzięcza nagrodzonemu Oskarem filmowi, pt. „Czarny Orfeusz” Marcela Camusa (1959), w którym to utwór ten wykorzystany został w ścieżce dźwiękowej. Jazz latynoamerykański zaczęło grać również wielu jazzmanów niemających latynoskiego rodowodu. Byli to: Stan Getz, Donald Byrd czy Kenny Dorham, kompozytor standardu Blue Bossa (1963). Jazz latynoamerykański cieszy się popularnością do dziś. W stylu tym grają m.in. perkusista Tito Puente i Poncho Sanchez, kongista Ray Barretto, pianista Gonzalo Rubalcaba, trębacz Arturo Sandoval oraz saksofonista altowy Paquito D’Rivera.
Wymienione standardy nie wyczerpują oczywiście pełnej listy najpopularniejszych utworów skomponowanych w tamtych latach. Znamienny jest jednak fakt, że powyższe utwory nie tracą na popularności, interpretacji ciągle przybywa, a różnorodni wykonawcy, którzy wywodzą się z różnych muzycznych światów, nadają tym standardom zupełnie nową jakość. O tym jednak w ostatniej odsłonie tego cyklu. Zapraszam!