Dla niektórych będzie to twór zbyt wesoły, dla innych za ciemny, ale jednemu na stu odświeży muzyczną paletę barw. |
Konrad Beniamin Puławski: Pomysł na zespół zrodził się w głowie Michała Nąckiewicza pewnego grudniowego wieczoru 2010 roku podczas spotkania z Piotrem Kaliną, jak doniósł mi śpiesznie Internet. Co było Waszym zapalnikiem, który to wszystko rozpędził, bo coś przecież musiało się wtedy wydarzyć?
Hedonism: Byliśmy jeszcze wtedy młodzi, głupi i pełni marzeń. Dzisiaj jesteśmy już trochę starsi, wciąż głupi i goniący za marzeniami. Nie było konkretnego zapalnika tylko nieśmiałe spotkanie dwóch podobnych pomysłów, a następnie powolna ich realizacja przybierająca coraz to nowe kształty.
KBP: A jak wyglądała dalsza geneza zespołu? Były jakieś przetasowania, które wpłynęły na dalszy los Hedonism?
Hedonism: Po objęciu stanowiska perkusisty przez Kamila Kułaja zespół rozpoczął dopiero na dobre swoją wspinaczkę ku wyżynom sławy. Potem nastąpiła jeszcze zmiana gitarzysty z Dawida na Jaśka (Martynowski – przyp. aut.), co również zmieniło kształt i brzmienie. Ostatecznie udało nam się po tych przetasowaniach zbudować naprawdę zgraną ekipę.
KBP: Jak jest z tym hedonizmem? W jakim stopniu muzyka jest Waszym motorem napędowym do szczęścia? Ma duży wpływ?
Hedonism: Ma bardzo duży wpływ na nasze szczęście. Jej tworzenie, a także ćwiczenie grania jest ciężką pracą, ale niesamowicie satysfakcjonującą. Chwile, kiedy widzimy, jak ludzie pod sceną bawią się do naszej muzyki są wspaniałą nagrodą za wszelkie trudy.
KBP: Mało zespołów lubi się szufladkować. Wy, jak sami twierdzicie, gracie… cotton metal? Skąd się to wzięło?
Hedonism: Przez długi czas ciężko nam było określić „co my właściwie gramy”. Nie jest to hard rock, nie jest też heavy/thrash metal. Alternative metal to zbyt rozmyte określenie. Pewnego dnia, przy ustalaniu ubiorów scenicznych, basista zaczął się kłócić, że chce zagrać w czerwonych portkach, nawiązując przy tym do basisty Judas Priest. Stanęło na tym, że: będziemy mieli bawełniany cover! Potem stwierdziliśmy, że „cotton metal” dobrze oddaje to, co gramy – z jednej strony agresywne, ciężkie riffy, a drugiej „bawełniane”, lekkie melodie i ballady. Poza tym reakcja na nazwę „cotton metal” jest identyczna z pierwszym odbiorem naszej muzyki, czyli „coooo?!”
KBP: A czy uważacie się za prekursorów nowego gatunku?
Hedonism: Na pewno jest to coś nowego, innego, ale ciągle oscylującego między rockiem i metalem. Według mnie raczej „nowy odcień” niż „nowy kolor”. Dla niektórych będzie zbyt wesoły, dla innych za ciemny, ale może jednemu na stu odświeży swoją muzyczną paletę barw.
KBP: Czy według Was cotton metal może być nadzieją polskiego rocka?
Hedonism: Nie planujemy być dla nikogo żadną nadzieją, Robimy to, co sprawia nam przyjemność i to się dla nas liczy.
KBP: Co w Waszej muzyce stoi na pierwszym miejscu? Forma, treść, a może – jakby sugerowała Wasza nazwa – przyjemność z grania?
Nie planujemy być dla nikogo żadną nadzieją. Robimy to, co sprawia nam przyjemność i to się dla nas liczy. (…) Na pierwszym miejscu stoją nasze emocje, które możemy przeżywać z muzyką. |
Hedonism: Na pierwszym miejscu stoją nasze emocje, które możemy przeżywać z muzyką. To one towarzyszą Hedonismowi na każdym etapie – od komponowania, pisania tekstów, poprzez nagrania, aż po koncerty i odtwarzanie albumu w domowym zaciszu. Zależy nam, żeby nasza muzyka była autentyczna, wychodziła z nas samych.
KBP: Czy klasyczne wykształcenie muzyczne posiada jedynie Wasz wokalista? Jak sądzicie, w jakim stopniu takie doświadczenie wpływa na rozwój zespołu? Czy za aranżację ze względu na swoją wiedzę odpowiedzialny jest wyłącznie Piotr Kalina, czy to działa raczej na zasadzie współpracy?
Hedonism: Prawda jest taka, że wokalista nie ma jeszcze wykształcenia muzycznego, a dopiero się uczy. Każdy z członków zespołu posiada dużą wiedzę w dziedzinie muzyki, co razem daje nam możliwości rozwijania twórczości na satysfakcjonującym dla nas poziomie. Dlatego też wszyscy współpracują nad aranżacjami, jednak najwięcej pracy od strony muzyki zazwyczaj wkłada w to jednak Michał (Nąckiewicz – przyp. aut.).
KBP: Z pewnością oryginalność wokalu połączonego z obniżonym strojeniem całego instrumentarium wpływa na charakter formacji. Nie sądzicie, że ta prowokacyjna koncepcja może wiązać się z jeszcze cięższym przebiciem na muzycznym rynku. Na pewno znacie historię „pierwszego” koncertu System of a Down w Polsce i jakimi konsekwencjami się to skończyło. Nie boicie się negatywnego odbioru?
Hedonism: My konsekwentnie robimy swoje, dopiero patrząc wstecz widzimy, jaką drogę już przeszliśmy, ale trudno powiedzieć, jak daleko jeszcze zajdziemy. Nie chcemy, żeby pewnego dnia wszystkie media trąbiły: Teraz wszyscy będziecie słuchać Hedonismu! Lubimy czasem prowokować. Dobrze wiemy, że takie eksperymenty, jakie popełniamy na scenie spotkają się z zarówno pozytywnym, jak i negatywnym odbiorem wśród ludzi. Widzimy jednak, że tego pozytywnego jest nieporównywalnie więcej, dlatego też wciąż kroczymy naprzód.
Każdy wkłada coś od siebie i tak powstaje „cotton metal”. |
KBP: A do kogo kierujecie swoją muzykę?
Hedonism: Patrząc po statystykach fejsbukowych, to najlepiej dociera ona do krakowian w wieku 18-24 lat, ale wiadomo, że fejsbuk kłamie i każdy pragnący „bawełnianych przyjemności” może nas słuchać. Nawet mieszkaniec Delhi czy Bangladeszu, chociaż nie kładziemy nacisku na tamte rejony, jak czynią to niektóre zespoły.
KBP: Nie bez powodu wspomniałem o System of a Down, z którym macie dużo wspólnego ze względu na podobieństwo wokalnej barwy do Serja Tankiana. Powiedzcie, jak odbieracie takie porównania? Dowartościowują rozwijające się zespoły?
Hedonism: Porównań nie da się uniknąć, to do System of a Down jest faktycznie najczęstsze i jest to zarówno zaleta, jak i wada, bo wiele osób nie przepada za tego typu wokalem. Natomiast nie jesteśmy i nie mamy planów bycia klonem tej formacji. Każdy wkłada coś od siebie i tak powstaje „cotton metal”.
KBP: Czy widać jakiekolwiek zamieszanie wokół Waszego zespołu? Czy daje się to na razie odczuwać jedynie w Krakowie, czy odbija się echem również w innych miastach?
Hedonism: Powoli zaczyna się to rozkręcać. Wiele osób w Krakowie już „kojarzy nazwę”, choć część myli nas z Vedonist. Ktoś był na koncercie, inny widział video na youtubie… Nieśmiało zaczynamy się zapuszczać w coraz dalsze zakątki Polski. Po koncercie zawsze ktoś podejdzie, porozmawia, nabędzie EP-kę czy też koszulkę, więc grono fanów stopniowo się rozrasta. Oczywiście najlepsza publika jest w Makowie Podhalańskim, ale inne miasta oczywiście cały czas mają szansę przejąć ten zaszczytny tytuł!
KBP: Sporo koncertujecie, próbujecie sił w różnych plebiscytach i konkursach. Któryś z nich traktujecie szczególnie? Czy związany jest z tymi występami lub udziałem sukces?
Hedonism: Bardzo nie lubimy „konkursów na liczbę znajomych”, bo mamy ich za mało i zawsze zbieramy baty. Zostaliśmy natomiast docenieni podczas eliminacji do Opole Metal Festival i zaproszono nas na koncert finałowy (gorąco polecamy imprezę!). Konkursów jest bardzo wiele, ale dobrych kapel jeszcze więcej i niełatwo się wstrzelić w gusta jury. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że potrzebujemy sprawdzić się też w roli organizatora koncertu, żeby lepiej ich zrozumieć – stąd zrodziła się idea Hedonism Metalfestu, którego druga edycja zbliża się wielkimi krokami.
Uznanie słuchaczy potwierdza ich autentyczność. |
KBP: Wasza debiutancka EP-ka chyba też w dużym stopniu została sfinansowana przez serwis polakpotrafi.pl. Gdzie byłby teraz Hedonism bez tego wszystkiego?
Hedonism: Gorąco dziękujemy wszystkim, którzy nas wsparli – to był sprawdzian wiarygodności naszej dotychczasowej pracy. Ludzie, którzy zdecydowali się przekazać swoje ciężko zarobione pieniądze na wydanie EP-ki uznali, że jesteśmy autentyczni w tym, co robimy i udało nam się zebrać ustaloną kwotę na wydanie „Cotton Pleasures” (2014 – przyp. aut.) w pięknej oprawie na fizycznych nośnikach. Natomiast z naszej strony wydanie EP-ki wymagało setek godzin ćwiczeń, nagrań, miksów i masteringu, z czego dwoma ostatnimi zajmował się nasz gitarzysta Michał. Trudno to przeliczyć na złotówki. Granie w zespole to finansowy „worek bez dna”. Długiej listy wydatków nie da się zaspokoić. Co kilka prób nowe pałeczki, przydałby się lepszy piec, mikrofon, opłacenie salki, itd. Same kickstartery w Polsce traktowane są z dużą ostrożnością, co też może wynikać z naszej tradycji, żeby „inny nie miał lepiej”. Szczególnie w kręgach muzyki metalowej – część zespołów jest zbyt dumna, żeby zdecydować się na kickstarter. Jak to Twoja pasja, to zarób sobie. – mówią. Inni mają „kasy jak lodu”, ale nie chcą się podzielić. My uderzyliśmy w stół i nożyce się odezwały, ale może pomoże to innym raczkującym kapelom, które pójdą naszą drogą. Półprofesjonalnie wydana własna muzyka dodaje pewności siebie!
KBP: A jakie będzie kolejne wydawnictwo? Są już konkretniejsze plany? Pójdziecie tym samym tropem?
Hedonism: Longplay prędzej czy później powstanie. Nowy materiał cały czas dojrzewa, ale na razie zbieramy opinie o obecnym wydawnictwie. Uczymy się, co można poprawić w naszej muzyce, bo zawsze takie coś się znajdzie. Chcemy przede wszystkim grać koncerty, EP-ka miała nam w tym pomóc (patrz video na polakpotrafi.pl) i jak dotąd się sprawdza. We wrześniu gramy sześć koncertów, w tym jeden zagraniczny w Republice Czeskiej (w chwili publikacji materiału większość wydarzeń miała już miejsce, dlatego zapraszam do sprawdzenia aktualnych planów na oficjalnym fanpage’uzespołu – przyp. aut.). KBP: Powodzenia!