Marcin Maryniak: Na początek, dla przybliżenia Waszej sylwetki, chciałbym zapytać o Wasze początki. Kiedy wykluł się pomysł na granie? Jak układała się Wasza muzyczna droga?
Signal From Europa: W 5-osobowym składzie zaczęło się 2 lata temu podczas spotkań grupy przyjaciół chętnych do gry. Od początku większość z nas czuła pociąg do alternatywnego grania, zatem był to okres, kiedy chłonęliśmy muzykę instrumentalną i w tym właśnie czasie wykluł się pomysł na stworzenie zespołu. Jeśli chodzi o naszą drogę – nie śpieszymy się – każda z naszych głów jest pełna brzmień i pomysłów, więc nie chcemy pominąć żadnego detalu. Niedawno też zespół uległ odchudzeniu o jedną z gitar, więc cały algorytm gry i tworzenia trochę się zmienił, co powoduje większe skupienie na płaszczyźnie gitarowej, by nie odczuć braku, ale to napędza nas do dalszego działania i finalnie najprawdopodobniej skończy się to eksplozją czegoś nowego.
MM: Czy od początku przyświecała Wam idea grania post-rocka? Czemu akurat taka muzyka?
SFE: Zaczynaliśmy od nietypowych jak na początek coverów. Żeby lepiej się poznać pod względem muzycznym, coverowaliśmy takie kapele, jak California Stories Uncovered, Servants of Silence, Limp Bizkit, znalazł się też cover Where is my mind? Pixies od Since (Time), dodawaliśmy coś od siebie, lecz największą satysfakcję mogliśmy czerpać dopiero, gdy zaczęliśmy tworzyć swój materiał, więc gdy już zaczęliśmy spotykać się przy instrumentach, zgodnie popłynęliśmy w tym kierunku i płyniemy dalej.
MM: Czy możecie powiedzieć coś na temat Waszych muzycznych inspiracji, o muzycznych idolach?
SFE: Każdy z nas w swojej playliście ma coś z drzewa post-rocka. W dużej mierze w gatunku gusta mamy podobne, ale poza odbiegamy w różne strony – od cięższych rzeczy przez rap aż po muzykę elektroniczną, co przekłada się na mix idei. W związku z powyższym, jeśli chodzi o inspiracje, nie mamy punktu zaczepnego. Inspirujące są dla nas również spotkania na sali prób, kiedy to pozwalamy sobie ponieść się instrumentom, emocjom i po prostu odlecieć.
MM: Czy są jakieś pozamuzyczne inspiracje?
SFE: Tak.
MM: Ostatnio zaobserwować można „wysyp” kapel post-rockowych, post-metalowych, nawet na Waszej trójmiejskiej scenie. Czy to Was cieszy, martwi?
SFE: Absolutnie nas to nie martwi! Im więcej kapel w podobnych gatunkach wykluwa się na polskiej scenie muzycznej, tym bardziej daje to świadectwo tego, że taka muzyka trafia do coraz to większego grona odbiorców. Z tego co również zdążyliśmy zauważyć, grono to jest bardzo pomocne. Fajnie widzieć, że ludzie mają chęci na tworzenie takich rzeczy. Poza tym jeśli spełniasz się w tym, co robisz, sprawia Ci to przyjemność i masz do czego wracać, to najlepsze uczucie na świecie!
MM: Nie uważacie, że ten proces spłyci obraz gatunku? W zalewie nowych kapel umkną słuchaczowi zespoły wartościowe, ciekawe, natomiast będzie poznawał kapele wtórne, kopiujące zagraniczne wzorce?
SFE: Każdy ma prawo grać to, co mu się podoba. Finalna opinia pozostaje w rękach odbiorców, a podobno dobra muzyka broni się sama. Faktem jest, iż można zaobserwować duże podobieństwo wśród nowych kapel z gatunku. Staramy się nie popadać w kanony, ale nie wiemy, na ile obiektywni możemy być w tej kwestii. Aktualnie dużej części instrumentalnej muzyki przyszywa się łatkę post-rocka, aczkolwiek wydaje się, że w większości przypadków odbiorca umie odróżnić warsztat i kunszt od kopii.
MM: Publika post-rockowa w kraju to publika młoda, ale czy na tyle uświadomiona, by rozumieć czym jest/ jaki jest ten gatunek sztuki?
SFE: W dużej mierze młoda. Podczas koncertów mieliśmy okazję poznać wiele fantastycznych osób, które de facto pierwszy raz miały styczność z taką muzyką, ale szybko się zaaklimatyzowały, co nieraz owocowało długimi rozmowami po koncertach. Oczywiście można też było spotkać weteranów gatunku. Nie pominęły nas również pytania o wokal (śmiech). W większości są to dojrzali ludzie.
MM: Gracie swoje mniejsze i większe koncerty, patrz: Toruń, gdzie pierwszy raz się widzieliśmy. Wkładacie w koncerty dużo serducha. Jaka jest interakcja z publiką, czy oddają Wam równie dużo energii, co Wy im?
SFE: Coraz częściej publika staje się naszym „boosterem”. Często po koncercie zbieramy dobre opinie i piątki za występ, a to zachęca nas do dalszego działania. Dobre słowo jest zapłatą za zaangażowanie. Oczywiście nie zawsze zbieramy pochwały, ale konstruktywna krytyka uczy, więc nie zaciskamy zębów, tylko bierzemy z tego lekcje.
MM: Jeśli się mylę, poprawcie mnie, ale wydaje się, że przy koncertach kapel takich jak Wasza najważniejsze jest dobre nagłośnienie. Jak to wygląda w polskich klubach?
SFE: Jakość nagłośnienia przekłada się na falę odbioru i przeżycia. W istocie jest to jeden z najważniejszych aspektów. Równie ważne jest porozumienie między dźwiękowcem a zespołem, co nieraz bywało problematyczne. Dużo zależy też od tego, jakie proporcje ustawimy u siebie w zależności od miejsca, w którym gramy.
MM: Na początku wywiadu mówiliście o swoich inspiracjach. Jak przelewacie je na dźwięk gitar, jak powstają Wasze utwory?
SFE: Jak już wcześniej wspominaliśmy, bierzemy gitary i płyniemy. W głowach mamy mnóstwo misternych zamysłów. Jesteśmy przekonani, że zaskoczymy niejednego słuchacza!
MM: Szykujecie już jakiś materiał na EP-kę, na długograj? Czy może to, póki co, kwestia przyszłościowa?
SFE: Wakacje były naszą najdłuższą przerwą, przez ten czas trochę się wydarzyło, przez co zostaliśmy zmuszeni do zmiany naszych przyzwyczajeń. Zaowocowało to nowymi pomysłami, które zamierzamy inteligentnie wykorzystać i dać z siebie jak najwięcej. Mamy nadzieję, że tym razem uda się już nam wydać coś w pierwszej połowie przyszłego roku, zamykając pewien rozdział i poszybować dalej do przodu!
MM: Dzięki za wywiad! Ostatnie słowa dla czytelników, fanów, groupies…
SFE: Wielkie dzięki za tę rozmowę! Możemy dodać od siebie, a nawet obiecać, że każdy, kto napotka nas na swojej drodze nie będzie mógł ustać spokojnie w miejscu!