„Phil Collins. Człowiek orkiestra” to historia jednego z najbardziej rozpoznawalnych twórców ostatnich 50 lat autorstwa Maurycego Nowakowskiego. Trzecie wydanie tej książki, wzbogacone o liczne wątki genesisowe z „ery Petera Gabriela” jest solidną lekturą obfitującą w często dosyć dokładne analizy płyt jak i poszczególnych utworów. Narracja wsparta jest licznymi cytatami bohatera książki jak i tych, z którymi przyszło mu współpracować oraz członków jego rodziny. Książka pozbawiona jest więc tanich sensacji, zamiast czego skupia się na profesjonalnych aspektach kariery Collinsa. Życie prywatne artysty nie zostało pominięte, ale nie jest „trampoliną” do tworzenia teorii spiskowych na jego temat, których ze strony prasy brukowej doświadczył aż za nadto. Taka surowa wiedza na pewno przypadnie do gustu nie tylko prawdziwym fanom Phila Collinsa, ale i Genesis, grupy, której historię najłatwiej podzielić na okres, w którym wokalistą był Peter Gabriel i Phil Collins. Czy jednak granica przebiega tak płynnie?
Maurycy Nowakowski poprzez staranny opis wydawnictw z początku kariery Genesis, posilając się wypowiedziami jego członków, rozjaśnia nam zawiłe arkana twórczości jednego z najwybitniejszych bandów w historii rocka progresywnego i jego nadzwyczajnej transformacji w niezawodną maszynę tworzącą największe przeboje muzyki pop. Słowo „transformacja” jest tu kluczowe, bo wbrew gry pozorów, stać na nią niewielu artystów, a co jest gwarantem ich przetrwania. Genesis potrafili tego dokonać i po ponad 50 latach od ich powstania twórczość zespołu wydaje się być nieśmiertelna. Ten jakże istotny proces w karierze Genesis nie zaczął się natychmiast po odejściu Petera Gabriela. Znacznie większe zmiany w stylistyce bandu zaszły kiedy zespół opuścił gitarzysta Steve Hackett, wcześniej nagrywając jeszcze rewelacyjne albumy „A Trick of the Tail” (1976) oraz „Wind & Wuthering” (1976) Sam Phil Collins nigdy nie miał ambicji, aby być wokalistą, a został nim niejako z przypadku, permanentnie tymczasowo, z powodu braku odpowiednich następców Gabriela. Jak się później okazało potrzeba stała się matką wynalazku, która popchnęła Collinsa na same szczyty popkultury.
Te i inne historie zarówno z wcześniejszych jak i późniejszych etapów kariery Phila Collinsa stanowią próbę rozjaśnienia krążących stereotypów o wokaliście. Jego sukcesy przysporzyły mu tyleż samo fanów co i wrogów, a wszelkie słabości (kłopoty ze zdrowiem, życie prywatne), były tylko impulsem do medialnej nagonki. Tymczasem wokalista wielokrotnie powtarzał, że najlepiej na scenie czuje się za zestawem perkusyjnym. Bardzo ciekawie jawi się jego epizod jako lidera big bandu przedstawiony w rozdziale „Jazz”, kiedy to twórca In The Air Tonight powołuje do życia zupełnie niekomercyjny projekt i staje u boku największych indywidualności jazzowego rzemiosła.
Phila Collinsa można kochać albo nienawidzieć, ale nie można jego muzyki nie słyszeć, przynajmniej nie na tej planecie. Stacje radiowe wciąż wałkują jego stare przeboje, a że jest ich co najmniej kilkadziesiąt, to jakimś cudem nigdy się nie nudzą. Pomijając już fakt, że jego kompozycje należą do najczęściej coverowanych utworów w historii muzyki, na wszelkie możliwe style. Another Day In Paradise stał się chociażby standardem jazzowym, a nawet wszedł do programu nauczania brytyjskich szkół muzycznych. „Phil Collins. Człowiek orkiestra” to książka oferująca gruntowną wiedzę o artyście, którego muzykę, świadomie bądź nie, słyszymy codziennie. Warto dowiedzieć się o nim czegoś więcej. A przesłanie dla twórców? Transformacja to nie grzech, to droga do muzycznej nieśmiertelności.