ChatGPT Image Jun 30, 2025, 10_06_10 PM
ChatGPT Image Jun 30, 2025, 10_06_10 PM

Święta wojna na sample – Macron twierdzi: My wymyśliliśmy elektro!

ChatGPT Image Jun 30, 2025, 10_06_10 PM

Gdy Emmanuel Macron w radiowym uniesieniu oznajmił: „Jesteśmy wynalazcami electro. Mamy ten French touch, więc do UNESCO marsz!” – w klubowych lożach świata rozległ się zbiorowy spit-take. Prezydencka deklaracja brzmiała dumnie (jak wszystko, co wychodzi z Pałacu Elizejskiego), ale i ryzykownie: nic tak nie rozpala dyskusji, jak pytanie, kto pierwszy podłączył kabel do gniazdka i nazwał to muzyką

Francja: Liberté, Égalité, Elektronika

Argument Paryża nie jest z palca (czy z klucza oscilatora) wyssany. Mamy w końcu ojca musique concrète Pierre’a Schaeffera, który już w 1948 roku kleił z taśm Étude aux chemins de fer – hymn dla wszystkich, którym pociąg kiedyś spóźnił się o pięć godzin.  Dwa pokolenia później Jean-Michel Jarre sprzedał kilkanaście milionów kopii Oxygène i udowodnił, że potwornie drogie syntezatory da się opłacić, jeśli wystarczająco długo gra się jedną nutę na Polach Elizejskich. A potem wkroczyli Daft Punk. Dwóch facetów w kaskach, którzy postanowili pożenić funk, house, disco i pop w stylu tak francuskim, jak croissant z nutellą. Pojęcie French touch – czyli francuskiego stylu w muzyce klubowej, pełnego filtrów, rytmicznych wycięć i melodyjnych hooków – zyskało międzynarodową sławę. To właśnie z tego nurtu wywodzą się takie zespoły jak Justice, Cassius czy Air.

Macron ma więc trochę racji – tylko że rację mają też inni, a ci „inni” nie zamierzają tańczyć French can-can pod cudzą fanfarą.

Niemcy: od Stockhausena do Berghain
Gdy Francuzi mówią: Wymyśliliśmy electro, w Niemczech słychać cichy, ale stanowczy śmiech z Kolonii. Bo zanim ktoś wymyślił „French touch”, niemiecki kompozytor Karlheinz Stockhausen pracował nad „muzyką z prądu”, czyli pierwszymi eksperymentami czysto elektronicznymi. Dźwięki generowane maszynowo, bez użycia instrumentów – ot, dźwięk przyszłości. Trochę niezrozumiały, trochę dziwny, ale absolutnie nowatorski.

A potem nadeszli Kraftwerk. Zespół, który w latach 70. pokazał światu, że roboty mogą mieć duszę – o ile mają sekwencer. Ich rytmy były chłodne, powtarzalne, niemal matematyczne. Nie było tu miejsca na rozedrganą francuską nostalgię – było za to „Autobahn”, „The Man-Machine” i cała estetyka, którą potem podchwyciła Ameryka, Wielka Brytania i cały świat techno.

W latach 90. Berlin stał się klubową mekką. Po upadku muru, w opuszczonych budynkach urządzano imprezy, z których nie wychodziło się przez kilka dni. To właśnie wtedy rodziło się berlińskie techno, które zostało wpisane na listę UNESCO już w 2023 roku. W tym kontekście Macron brzmi trochę jak gość, który przychodzi na imprezę dzień po zakończeniu i mówi: „Ale ja też przyniosłem chipsy!”

Włosi: hałas jako sztuka i disco jako ewangelia
Jeszcze zanim pojawiły się syntezatory, Włosi zaczęli zastanawiać się, czy hałas też może być muzyką. Na początku XX wieku Luigi Russolo stworzył instrumenty, które naśladowały dźwięki miejskiego zgiełku – warczenie silników, syki, stukoty. Dla wielu to był absurd, dla innych – początek nowej epoki.

Później, w latach 70., Giorgio Moroder – Włoch z charakterystycznym wąsem i jeszcze bardziej charakterystycznym brzmieniem – połączył dyskotekowy beat z elektronicznym basem. Stworzył kawałek „I Feel Love” z Donną Summer, który do dziś jest uważany za jeden z kamieni milowych muzyki tanecznej. Można powiedzieć, że bez tego kawałka nie byłoby dzisiejszego EDM-u. A kluby w Miami grałyby do dziś na bongosach.

USA + Rosja: potwory na 200 ton i skrzypce bez dotyku
Za oceanem też nie próżnowano. W USA pod koniec XIX wieku (!) powstało Telharmonium – urządzenie wielkości wagonu tramwajowego, które transmitowało muzykę przez linie telefoniczne. Można powiedzieć: pierwszy streaming w historii.

Z kolei w ZSRR niejaki Lew Termen stworzył theremin – instrument, na którym gra się… machając rękami w powietrzu. Nie dotyka się go w ogóle. Dźwięk przypomina jęk kosmity z lat 50., ale idea była przełomowa: muzyka jako pole magnetyczne, dosłownie. To był elektroniczny eksperyment, który inspirował kompozytorów, filmowców i… ludzi lubiących pokręcone rzeczy.

Polska: eksperymenty w cieniu PRL-u
A nad Wisłą? W 1957 roku powstało Studio Eksperymentalne Polskiego Radia – jedno z pierwszych tego typu miejsc na świecie. Artyści tacy jak Eugeniusz Rudnik, Bohdan Mazurek czy Krzysztof Penderecki tworzyli muzykę z taśm, szumów, sygnałów. Z braku sprzętu często robili cuda ze szpulek i nożyczek.

To był polski low-budget avant-garde – z dźwiękiem tak surowym, że dziś brzmiałby jak soundtrack do filmu o końcu świata. Ale był – i miał ogromny wpływ na kompozytorów w całej Europie. Choć Polska nie wyprodukowała Daft Punk ani Kraftwerk, to miała wkład w rodzącą się świadomość, że muzykę można… zaprogramować.

Kto więc był numero uno?

Prawda jest taka, że muzyka elektroniczna nie ma jednego ojca. Każdy dorzucił swój bezpiecznik. Ma całą orkiestrę dziwaków, marzycieli i inżynierów, którzy stukali, buczeli, cięli taśmy i pytali siebie nawzajem: „Ciekawe, co się stanie, jeśli podłączę ten kabel tutaj…”

Włosi wynaleźli hałas jako sztukę.

Amerykanie – transmisję dźwięku z maszyny.

Rosjanie – muzykę bez dotykania instrumentów.

Niemcy – system i perfekcję.

Francuzi – groove i styl.

Polacy – eksperyment i odwagę twórczą.

Każdy dorzucił coś do tego tygla. I tylko dlatego dzisiaj możesz kliknąć w „play” i usłyszeć bas, który sprawia, że żyrandol drży. Jeśli UNESCO ma być sądem najwyższym, to musi rozszerzyć salę obrad o całą elektrownię, inaczej zabraknie gniazdek.

Epilog przy automacie perkusyjnym

Wyobraźmy sobie galę wręczenia certyfikatu: Macron ściska rękę klubowym promotorom z Berlina, Moroder wyciąga złoty Roland TR-808, a z tylnego rzędu Russolo kręci korbką i mruczy: „A nie mówiłem?”. W tle stoi Stockhausen z partyturą na 64 głośniki, Patkowski notuje w kajecie, a Jarre zapala laser, bo czemu nie.

Tak, Panie Prezydencie, „French touch” to piękna sprawa. Ale żeby wynaleźć elektro, trzeba było całej planety, kilku wizjonerów, paru szalonych inżynierów i odrobiny humoru. A więc wniosek UNESCO? Proszę bardzo. Tylko niech na tabliczce znajdzie się miejsce dla wszystkich, którzy kiedyś pomyśleli: „Ciekawe, co się stanie, gdy podłączę prąd do sztuki.”

Bo w muzyce elektronicznej najważniejszy jest… dobry kontakt.

Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.