To prawdopodobnie jedno z najbardziej enigmatycznych i odważnych wydawnictw, jakie można było w ostatnim czasie usłyszeć. „Hari Ketiga” to awangardowa, improwizowana opera w dziewięciu aktach autorstwa indonezyjskiego pianisty Dwiki Dharmawana. Ponad dwie i pół godziny muzyki naładowanej ekspresją do granic wytrzymałości dla nawet najbardziej otwartych na wszelkie novum słuchaczy. Azjatyckiemu artyście towarzyszy w tym przedsięwzięciu wirtuoz gitary dotykowej Markus Reuter, perkusista Asaf Sirkis i wokalista Boris Savoldelli. Autorem libretta – jeśli możemy w tym przypadku tak to nazwać – jest Alessandro Ducoli. Osadzona w kosmologicznym kontekście treść tego dzieła opowiada o planecie Ziemi, jej mieszkańcach i ich przeznaczeniu.
Wkraczając w muzyczny świat Dwiki Dharmawana, łatwo zaplątać się w stylistycznym gąszczu i poczuć się trochę jak Alicja w krainie czarów. Już otwierający płytę 28-minutowy Earth wita nas charakterystycznymi indonezyjskimi skalami, które są tłem dla śpiewającego po włosku Borisa Savoldelliego. Jakby tego nie opisać – fuzja nie z tej Ziemi. Czym dalej zagłębiamy się w muzykę, tym bardziej odchodzi ona od tradycyjnej tonalności, nie zatracając przy tym swego starannie zakamuflowanego piękna. Awangardowe brzmienia z wykorzystaniem elektroniki potęgowane są opętańczymi, często nieartykułowanymi partiami wokalnymi. Ukojenie przynoszą melodyczne i znacznie jaśniejsze w swym wydźwięku The Event Horizon i The Truth, ale nawet i tam czuć wewnętrzne napięcie, które rozładowane jest w kolejnych odsłonach płyty.
Każdy z artystów ma tu wystarczająco dużo miejsca, żeby się w pełni wykazać i zapomnieć się w szeroko zakrojonej partii solowej, w której trudno nawet określić początek i zakończenie (The Loneliness of the Universe). Świat klasycznej muzyki Zachodu swobodnie miesza się z tradycją Południowo-Wschodniej Azji i przedstawiony jest w jakże nietypowej formie. Czy „Hari Ketiga” ma szansę, żeby w przyszłości wystawiona została na deskach opery? To pytanie pozostawiam otwarte, aczkolwiek z całą pewnością sztuka ta miałaby szansę być o wiele łatwiej przyswajalna, gdyby opatrzona została oprawą sceniczną. Nie jest to wykluczone, bo, jak można usłyszeć, fantazja muzyczna Dwiki Dharmawana nie zna granic.