Dwiki Dharmawan – Pasar Klewer

★★★★★★★★

CD 1: 1. Pasar Klewer 2. Spirit Of Peace 3. Tjampuhan 4. Forest 5. London In June

CD 2: 1. Lir Ilir 2. Bubuy Bulan 3. Frog Dance 4. Life Itself 5. Purnama 6. Forest (instrumental).

SKŁAD: Dwiki Dharmawan: pianino akustyczne; Yaron Stavi – gitara basowa, bas akustyczny ; Asaf Sirkis – perkusja, udu, shaker, śpiewy konakol; Mark Wingfield – gitara elektryczna; Nicholas Meier: gitara elektryczna i akustyczna; Gilad Atzmon – klarnet, saksofon sopranowy; Boris Savoldelli – wokale; Ari Daryono – gamelan, kendang, rebab; Peni Candra Rini – wokale; Gamelan Jess Jegog – orkiestra gamelan

PRODUKCJA:

WYDANIE: 2016 – MoonJune Records

Producent, ikona kultury, działacz pokojowy, a wreszcie klawiszowiec i kompozytor. Dwiki Dharmawan, bo o nim mowa, dla wielu nawet zagorzałych fanów awangardy i fusion z pewnością jednak znany jeszcze nie jest. W Polsce, ośmielę się powiedzieć, raczej mało kto o nim słyszał. W Indonezji działa już od ponad 30 lat i trzeba przyznać, że rozgłos w państwie z około 250-milionową populacją to już wielkie osiągnięcie. Poprzednia płyta – wydawana w tym samym roku – „So Far So Close” (2016) dała mu jednak znacznie ważniejszą gloryfikację kariery i dostęp do publiczności Zachodu. Kto jak kto, ale Moonjune Records misję szerzenia nieznanych nam kultur muzycznych wykonuje więc doskonale. 

Nowy projekt jest równie ambitny, chociaż o tym mówi już sam rozmiar wydawnictwa, a jest ono dwupłytowe. o jego wadze świadczyć może również fakt, iż wspierają go również tacy koledzy z wytwórni jak Mark Wingfield oraz Nicolas Meier. Kompozycje są niesamowicie ekspansywne, co rzuca się na uszy jako pierwsze. Bardzo bogate konstrukcje utworów nie tracą jednak na spójności dzięki ciągłemu sponiewieraniu elementów tematu głównego. Punkty kulminacyjne są niekiedy tak silne, że mogą słuchacza wstrząsnąć swoim przepychem. Z jednej strony niepotrzebnym, no bo ile można w końcu tych dźwięków w jednym takcie upchać. Z drugiej strony, mimo ewidentnego poczucia chaosu jest on kontrolowany i nawet na chwilę nie traci swojej melodycznej barwy, chociaż trzeba przyznać, że pod tym względem poprzedni album był znacznie bardziej przystępny. Beztroskość aranżacji ma jednak swoją cenę. Być może mam jednak takie wrażenie ze względu na bardzo rozbudowane elementy improwizacji, które niekiedy spuszczają słuchacza ze smyczy zainteresowania.

Pianista tego projektu jest niezwykle intensywną osobą z bardzo masywnym dźwiękiem klawiszy i rozwiniętą techniką często zakrawającą o pyszną ekstrawagancję. Muzyka pozbawiona jakichkolwiek kompleksów i takich mieć nie powinien żaden z udzielających się na tym materiale muzyków. Co ważne, lider postanowił zrezygnować z grania na Fender Rhodes, organach Hammonda czy Mooga. Płytę zdobi czysta wizja pianina, która jednak ku mojemu zaskoczeniu wnosi wielokrotnie w utwory sporo niekonformistycznych wyrażeń swojego brzmienia.

Wizjonerski filtr indonezyjskiej tradycji świetnie daje sobie radę z filtracją jazzowych symboli, które zderzają się z naprawdę mnogą ilością inspiracji do tego stopnia, że płyta zabiera nas w podróż dookoła świata z wieloma przelotami nad największym ziemskim archipelagiem. Perspektywa kosmopolitycznych inspiracji na tej płycie jest wręcz zdumiewająca. 

Oniryczna wizja Pasar Klewar to doskonały moment na zapoznanie się z twórczością tego artysty. Nawiązując nazwą do największego marketu tekstyliów na Javie, kompozycja charakteryzuję równie duża liczba brzmieniowych odcieni i radosny charakter modalny tej emocjonującej aranżacji. Niekończące są inspiracje folkiem i etnicznością, którą Dharmawan próbuje dołączyć, gdzie tylko się da. Egzotyki dodają oczywiście bardzo ekspansywne wokalizy oraz tradycyjne oprzyrządowanie instrumentarium takie jak lamentujące 3-strunowe skrzypce rebab czy perkusjonalia tradycyjnej orkiestry jawajskiej gamelan, często zresztą dodającej na albumie swoje przysłowiowe trzy grosze. 

Początek Thampuhan to odważna fuzja możliwości wspomnianej orkiestry, która oddaje pole rozemocjonowanemu saksofonowi sopranowemu. Utwory wielokrotnie podkreślają chęć konfrontacji indonezyjskiej tradycji z naszą cywilizacją, tak jak Lir Ilur z elegijnym otwarciem rekompensowanym dzikimi synkopami i roznieconą przestrzenią instrumentarium okalaną upiornością wokaliz wypełniających przestrzeń wraz z posępnymi akordami klawiszy. Uroku dodają również rozżalone scaty w mglistym London In June rozpraszające obecność klawiszowych improwizacji. Bubuyu Bulan to już popularna ballada ludowa, która w twórczości Dharmawan doczekała się rapsodycznej interpretacji z sugestywną rolą klarnetu. Gilad Atzmon, odpowiedzialny m.in. za ten właśnie instrument wnosi w twórczość tego projektu ciekawą manierę Bliskiego Wschodu, dodając projektowi jeszcze bardziej międzynarodowego wydźwięku, przypominając swoim instrumentem wręcz wokalną ekspresję na tle przesyconego tańca improwizacji pozostałych muzyków (Spirit of Peace, Tjampuhan). Lift Itself ciąży z kolei progresywnym groovem zachowanym w klasycznej dynamice jazzu. Jakże „szokujący” jest w tym galimatiasie brzmieniowych inspiracji cover Roberta Wyatta Forest, w którym brak technicznych wyskoków, a samą kompozycję okala „jedynie” bardowy wokal, który odcieniem przypomina zakurzone nagranie Rogera Watersa. Album kończy instrumentalna repryza tejże kompozycji, która wieńczy dzieło inspirującą melancholią.

Wspomniana elastyczność aranżacji jest tu niezwykle istotna i ma to poniekąd wpływ na emocje, które przechodzą od euforii do wściekłości. Muzyka jest więc mocno impulsywna ze względu na intrygujące i bardzo odważne połączenie free jazzowej formy z egzotyką orkiestry (Tjampuhan). Do wibrującej energii Dharmawana i sekcji rytmicznej wciągnięty został również wspomniany Wingfield pływający w dzikiej ekspresji swojego instrumentu. Do ciekawych momentów zaliczyłbym również charakterystyczne wyładowania na gitarze akustycznej Nicholasa Meiera. Gitara elektryczna świetnie prezentuje się z kolei w tytułowej kompozycji, idealnie rozsierdzając gęstą sekcję rytmiczną oraz egzotyką śpiewów, dzwonów oraz wspomnianego rebaba. 

Skali dynamiki tego projektu na próżno szukać, bo jest naprawdę imponująco do tego stopnia, że przy pisaniu, aby się skupić, byłem wręcz zmuszony do wyłączania krążka. Niezwykła rozpięta twórczość, której całkowicie się oddając, wynagradza naszą cierpliwość piękną wizją muzycznego retrofuturyzmu. Polecam!