Po trzech niemal latach od płyty „Drony”, Fisz Emade Tworzywo wracają z siódmym już albumem. „Radar” podobnie jak poprzednie wydawnictwa wprowadza coś nowego. Każdy, kto przesłucha ten album, przyzna, że koło brzmieniowej stylistyki tego albumu przejść obojętnie się nie da. Formacja odeszła nieco od syntezatorów, ale wciąż przystają przy elektronicznych rejonach ducha lat 80. W muzyce tej grupy nie ma na siłę komponowanych rozwiązań. Nie ma tu pogoni za szkłem i komercyjnym blichtrem. Ponura aura retro leniwie poddaje się metamorfozie współczesnych brzmieniowych reminiscencji. Uroku całości przyświecają świetne podkłady i niepowtarzalny liryzm, który trafnie dotyka problemów rzeczywistości w której żyjemy. Polityka, miłość, filozofia… Jest zabawnie, melancholijnie i sentymentalnie. Zupełnie jak w filmie „The Legend of Kaspar Hauser” w reżyserii Vincenta Gallo, który miał podobne proporcje w charakterze konwencji formy i treści. Na albumie Fisza prześmiewczy elektropop kłania się rock’n’rollowi. Krautrock i disco dzielą swój oniryczny sen z syntetycznym popem. Zmierzyć się z taką archaiczną bazą muzyki w dzisiejszych czasach i zrobić to w tak wiarygodny sposób mógł zrobić chyba tylko Fisz. Podkłady przewyższają najśmielsze oczekiwania. Dystans, który drażni ostentacyjnie erę new romantic jest kompletnym i niepowtarzalnym dziś wskrzeszeniem vintage’owej formuły. Jedna z lepszych wiosennych premier, jeśli nie najlepsza. Świeża, nieoczywista… nadzwyczajna?