Od czego tu zacząć? Może od tego, że absolutnie kocham ten album? Tylko jak to uzasadnić? Trudno mi samemu zrozumieć ten fenomen, a dla stworzenia nieco perspektywy napiszę, że moja dziewczyna także nie rozumie mojej fascynacji. Chyba nie idzie mi za dobrze polecanie tego albumu, więc może przejdźmy do konkretów. Najlepszym określeniem stylu, w jakim porusza się Hop Along jest grunge folk, muzyka jest tu dość brudna i mocno gitarowa, a co najbardziej do mnie przemawia to wokale, które można określić stwierdzeniem: „Tak brzydkie, że aż piękne”. Sposób śpiewania Frances Quinlan niektórzy nazwą fałszowaniem. Jej ochrypły krzyk czasem sprawia ból i, paradoksalnie, to przypadło mi do gustu najbardziej. Czuję, jak ładunek emocjonalny, jaki wkłada ona w swoje piosenki przechodzi na mnie i wierzę w to, co słyszę. Chyba właśnie ta autentyczność i niezaprzeczalny talent do chwytliwych melodii sprawiły, że „Painted Shut” to jedna z moich ulubionych płyt tego roku.