★★★★★★★★☆☆ |
The Rodin Suite: 1. Part One: L’Appel Aux Armes 2. Part Two: Dignity and Despair 3. Part Three: I Sol Tace 4. Part Four: Camille Claudel 5. Part Five: Epilogue 6. Ceramic 7. Feito 8. Watercolors 9. As Of Now
SKŁAD: Jeremy Pelt – trąbka; Victor Gould – fortepian, Fender Rhodes; Frank LoCrasto – Fender Rhodes, efekty; Chien Chien Lu – wibrafon, marimba; Vicente Archer – kontrabas; Allan Mednard – perkusja; Ismel Wignall – instr. perkusyjne
PRODUKCJA: Jeremy Pelt
WYDANIE: Highnote Records 2019
Inspirację w sztuce można czerpać zewsząd. Wyobraźnia artysty w zasadzie jest nieograniczona, a problem pojawia się wówczas, kiedy jego wybory są przez odbiorcę nie do końca zrozumiałe. Historia wielokrotnie pokazała, że konflikt na linii twórca-odbiorca popycha sztukę naprzód i przyczynia się do rozwoju nowych stylów, gatunków, trendów, etc. Jeremy Pelt, inspirując się rzeźbiarstwem Auguste’a Rodina, „ziemi obiecanej” nie odkrywa, ale postawione przed sobą zadanie do łatwych na pewno nie należy. Stawiając na kolorystykę brzmienia poprzez zastosowanie ciekawego instrumentarium (wibrafon, marimba, Fender Rhodes, elektronika), amerykański trębacz kreuje charakterystyczną atmosferę, która spowija twórczość Rodina. W ten oto sposób słuchacz znajduje się w starannie skonstruowanym dla niego uniwersum, a to już naprawdę bardzo wiele.
5-częściowa The Rodin Suite jest zdecydowanie najlepszą pozycją na płycie. W dalszej części Jeremy Pelt niespodziewanie cofa się do jazzowego mainstreamu i tym samym zwraca się bardziej ku tradycji niż jakimkolwiek eksperymentom. Brak konsekwencji może zaskakiwać, bo amerykański trębacz w przeszłości już wielokrotnie udowadniał, że doskonale czuje się również w progresywnej konwencji, o czym świadczy chociażby gra z takimi artystami jak: Ravi Coltrane, Greg Osby, Cassandra Wilson czy zmarły niedawno Roy Hargrove, któremu płyta ta jest dedykowana.
„Jeremy Pelt The Artist” to nagranie, na którym autor pokazuje, że w muzyce wyraża się bez przymusu, a narracja płynie zeń bezpośrednio. Miejscami gęsta i jaskrawa instrumentacja idealnie przenika jazzową fakturę i na pewno jest jedną z największych atutów płyty – dzieła kompromisowego i niejako z pogranicza, niosącego piętno współczesnego warsztatu twórczego, a jednocześnie nawiązującego do tradycji i zrozumiałej konwencji. Porcja dobrej muzyki w najlepszym gatunku.