★★★★★★★✭☆☆ |
1. Lover, Lower Me Down! 2. Night Hitcher 3. Before the Helmets 4. Isabel – A Report to an Academy 5. Scenes from Edison’s Black Maria 6. Madeleine Crumbles 7. Baseball 8. Strawberry Suicide 9. Blackbox
SKŁAD: Jon Ivar Kollbotn – wokal, fortepian; Eivind Gammersvik – gitara basowa; Lars Christian Bjørknes – fortepian, syntezatory, organy, programowanie; Sondre Sagstad Veland – perkusja, maszyna do pisania; Sondre Rafoss Skollevoll – gitara, syntezator Korga; Øysten Bech-Eriksen – gitara; Claudia Cox – skrzypce
PRODUKCJA: Yngve Leidulv Sætre
WYDANIE: 27 października 2017 – Krisma Records
Znudziła was sterylność gatunkowa? Tak zwani znawcy muzyki ciągle rozprawiający o tym, czego w muzyce rockowej nie powinno się robić? A przede wszystkim ciągłe odtwarzanie i naśladownictwo? Najnowszy, 4. już w karierze, album od Major Parkinson może być remedium, którego szukacie. Ze względu na mnogość oryginalnych pomysłów i duże stężenie gościnnych występów na metr kwadratowy zaleca się jednak konsultację z recenzentem bądź innymi pacjentami.
Założony w 2003 roku norweski septet zwinnie wymyka się wszelkiej klasyfikacji. Myślę, że leniwym wyjściem będzie nazywanie ich zespołem progresywno-rockowym, zwłaszcza że coraz rzadziej w ich muzyce da się usłyszeć gitary, ale takie wizjonerstwo i eklektyzm zasługują na epitet „progresywny”. Na czele stoją rytm z dominującym fortepianem, basem, perkusją i różnego rodzaju syntezatorami. Syntetyczne dźwięki to zresztą bardzo charakterystyczny element muzyki Major Parkinson. Wychodzące spod ich palców chłodne skandynawskie bity i futurystyczne syntetyczne tła mają w sobie coś uwodzicielskiego, co sprawia, że w mig dajemy się wciągnąć do „czarnego pudła”, w którym wszelkie sztywne zasady nie mają prawa bytu. W melodiach słychać fascynację popem, kabaretem i folkiem. Niski głos Jona Ivara Kollbotna o wyraźnie ograniczonej skali ma pewne nieoczekiwane walory, bo niby trudno o nim powiedzieć, że jest atrakcyjny czy ekspresyjny (przynajmniej w większości tu zawartych kompozycji), a jednak kradnie uwagę i sprawia, że trudno wyrzucić wyśpiewywane przez niego melodie z głowy. Może jednak jest coś z prawdy w notce promocyjnej, która stara się sprzedać zespół fanom Nicka Cave’a.
Przytłacza liczba gości i instrumentów, które można usłyszeć na „Blackbox”, zwłaszcza że ich ogromna większość, jeśli nie wszystkie, pojawia się w najdłuższym na płycie Baseball, który sam zespół uważa za utwór definiujący ten krążek. Całkiem słusznie, bo eksploduje feerią pomysłów, które nie powinny razem działać, a jednak tworzą porywającą kompozycje, która zadziwia i ekscytuje. W podstawowym repertuarze mamy gitary, fortepian, syntezatory, organy i skrzypce, ale Norwegowie nie mogli sobie podarować poszerzenia go o wiolonczelę, która w Isabel… wraz z klawiszami i damsko-męskiem duetem wokalnym sprawia, że mam wrażenie, że słucham zaginionego utworu Ayreon, a także różnorodne instrumenty dęte (saksofon, puzon, tuba, waltornia czy trąbka) i ksylofon. To jednak nie wszystko, bo we wspomnianym Baseball wspiera Major Parkinson kobiecy chór składający się z 10 osób.
Norwegowie mi autentycznie zaimponowali i zachęcili do uważnego śledzenia ich kariery, co już objawiło się przesłuchaniem przeze mnie ich poprzedniego dzieła, czyli „Twilight Cinema”, które to o dziwo jest znacznie bardziej skoncentrowane na gitarze. Nie chcę w tym miejscu narzekać, że czegoś mi w „Blackbox” brakuje, bo dostałem o wiele więcej, niż mogłem sobie wymarzyć od zupełnie mi nieznanego zespołu, ale ich poprzedni krążek jest bardziej różnorodny wokalnie, a do tego ma większego pazura. Czy jest lepszy, biorąc pod uwagę wszystkie aspekty? Trudno zawyrokować. Bogactwo instrumentarium i pomysłów zawartych na „Blackbox” jest niepodważalne. Na pewno stało się dla mnie jasnym, że Major Parkinson jest zespołem ciągle szukającym nowych sposobów ekspresji i drugiej tak barwnej załogi ze świecą szukać.
Znajdziecie w tej płycie kandydata na album roku, jeśli waszą ulubioną chorobą jest schizofrenia. Ta niezwykła norweska trupa muzyczna zabierze was w niezapomnianą podróż po różnych skrajnych biegunach muzycznych. Po tej wycieczce, albo obficie zwymiotujecie i wystosujecie wniosek o zakaz zbliżania się dla członków Major Parkinson, albo zaczniecie ich śledzić i ubóstwiać, i to wy będziecie mieli na karku zakaz zbliżania się. W każdym razie zapowiada się na emocjonującą przygodę, którą będziecie wspominać przez lata.