Rob Luft – Riser

★★★★★★★★✭☆

 1. Night Songs 2. Riser 3. Beware 4. Slow Potion 5. Different Colours Of Silence 6. Dust Settles 7. Shorty 8. Blue, White And Dreaming 9. St. Brian 10. We Are All Slowly Leaving. SKŁAD: Rob Luft – gitara; Joe Wright: saksofon tenorowy; Joe Webb – organy Hammonda, fortepian, harmonium; Tom McRedie – kontrabas; Corrie Dick – perkusja PRODUKCJA: Rob Luft & Dave Stapleton WYDANIE: 2017 – Edition Records

Miejsce gitarzysty prowadzącego w National Youth Jazz Orchestra w wieku 15 lat. Autor takich nagród jak Kenny Wheeler Music Prize. Drugie miejsce w konkursie gitarowym Montreux Jazz, nie licząc licznych sukcesów w poprzednim projekcie Big Bad Wolf. Wiele to czy nie, oceńcie sami. Albo nie! Lepiej posłuchajcie… 

Świeża krew zawsze jednak będzie w modzie, zwłaszcza że dodaje coś od siebie do krwiobiegu intuicyjnej innowacyjności. Taką posiada bezwzględnie 23-letni bohater owej recenzji – Rob Luft. W swoim muzycznym spichlerzu kryje nie tylko wyrachowaną technikę, ale lekkość i zręczność jej prezencji, które przy swojej brawurze i żywiołowości unikają stylistycznej spekulacji wokół jazzowych i bluesowych standardów. Kameleon dźwięku zasilany jest równie wszechstronnymi umiejętnościami melodycznej muskularności saksofonu tenorowego Joe Wrighta, basisty Toma McCrediego, organów Hammonda Joe Webba oraz perkusji Corriego Dicka. Dużo w ich muzyce żywiołowości, która zradza się nieraz tanecznymi wręcz klimatami, aby innym razem przybić gęstą tonalnością klasyki rocka progresywnego czy też lekką plamą psychodelii (Blue, White and Dreaming).

Sam styl artysty trudno jednak scharakteryzować bowiem lubi flirtować z wieloma wymiarami swojej ekspresji. Od folku (Slow Potion) po hipnotyczną otoczkę ambientu i noise’u (We Are All SLowly Leaving) przez rock (Dust Settles), a na afrykańskich inspiracjach i pięknym glissando zanurzonego w dzikim wynaturzeniu rytmu kończąc (Diferent Colours of Silence). Dodajmy do tego zawadiackie arpeggio szczególnie przez tego artystę upodobane (St. Brian), celebracyjne riffy (Beware) czy też progresywne meandry zawieszone w celtyckiej próżni folku (Riser). Mało?

W każdej formie czuje się jak ryba w wodzie, dostosowując się specyfiką swojego brzmieniowego wyrazu tekstury dźwięku i jej esencji. Nieraz przypomina Kurta Rosenwinkela (muzycznego bohatera Lufta) czy Johna McLaughlina, by innym razem czerpać od Alana Holdsowrtha, Billa Frisella (Slow Potion), Pata Metheny’ego (Diferent Colours of Silence) a nawet Jimiego Hendrixa (We Are All Slowly Leaving). Do śmietanki można śmiałoby dodać również Steve’a Howe’a i Steve’a Hacketta, ale czy taka wyliczanka ma właściwie sens? Skojarzenia te są bowiem bardzo luźne, bo nie ma w twórczości Lufta typowego odrywania kuponów, a jedynie podświadome wykorzystywanie tego, co najlepsze w stylach poszczególnych mistrzów. Na tym jednak z pewnością się nie kończy, jeśli spostrzeżemy, że Luft z tyłu okładki na ma sobie T-Shirt Sonic Youth. To też zapewne dałoby się gdzieś wyłapać.

Album pełen witalności, wypełniony często dziwacznymi, acz oryginalnymi pomysłami, pośród których nie ma miejsca na solówki per se. Poszczególne segmenty instrumentarium są jednak w odpowiednim momencie charakterystycznie wyodrębnione, dlatego nie ma się poczucia, że któryś element tegoż projektu nam ucieka. Całość jest klarowna, wymyślna i przede wszystkim płynna. Przypomina niekiedy quasi-orkiestracyjne podejście do aranżacji i narracji samej muzyki, pozwalając każdemu obudzić swoje własne ja. Lider jest przy tym skromny i przychylny wobec niezliczonej ilości idei. Luft swoją wszechstronnością wręcz prowokuje. Słuchacz na marne oczekuje, że w którymś momencie autor projektu się potknie. Jest muzycznie bezwzględny, a przy tym ogromnie pociągający. Lepszy debiut naprawdę trudno sobie wyobrazić.