Premiera płyty tej artystki już dawno za nami. Pamiętam, jak słuchałem z wypiekami na twarzy tego albumu. Nie napisałem nic wcześniej, ponieważ byłem w niego za bardzo zasłuchany, co mogło trącać subiektywną treścią. Postanowiłem więc zmierzyć ten album z próbą czasu. Okazuje się, że niemalże cały krążek pozostał w mojej pamięci jako genialny zbiór utworów, które nadal znam na pamięć. Kompozycje wbiły się do głowy niesamowicie i chyba nie zamierzają z niej wyjść. Głęboka i dźwięczna melancholia, która pochłonięta została w geniuszu tej Pani. Album do cna wybity pobłażliwymi akordami niosącymi światło i głębie lirycznego przekazu, który triumfuje starannością aranżu, przy jednoczesnym zbilnasowaniu ciszy i melodycznego piękna. Filigranowa aksamitność A. Obel rozmywa się na tle piórkowanych klawiszy, które rozbrzmiewają w eterycznej przestrzeni twórczego świata bogatych smyczków i perkusjonaliów. Polecam!