Fot. Eden J. Garrido |
Roine Stolt to jeden z najbardziej znaczących i płodnych artystów współczesnego rocka progresywnego. Do jego muzycznych projektów zalicza się między innymi takie formacje jak The Flower Kings, Kaipa, Transatlantic, czy też Agents of Mercy. Od lat zdobywa uznanie u największych muzycznych osobistości. Tym razem wyróżnił go Jon Anderson z legendarnej grupy Yes, zapraszając do swojego projektu „Invention Of Knowledge”. Ja miałem niezmierną przyjemność porozmawiać na temat tego bardzo entuzjastycznie przyjętego wydawnictwa i przepytać jaki miał właściwie udział w jego stworzeniu sam Szwed.
Konrad Beniamin Puławski: Witaj Roine! Na początku chciałem pogratulować najnowszego albumu „Invention of Knowledge”. Nie będę daleko od prawdy jeśli powiem, że to spore osiągnięcie w Twojej dyskografii. Czy moglibyśmy zacząć rozmowę od krótkiego streszczenia, jak w ogóle ten projekt wszedł w życie?
Roine Stolt: Współpracę z Jonem Andersonem z Yes zasugerował mi nasz szef wytwórni (Thomas Waber z InsideOut Music – przyp. red.). Stwierdził wtedy, że byłbym idealnym muzykiem do realizacji najnowszej wizji Jona. Następnie nasze drogi połączyły się podczas prog-cruise (mowa o Progressive Nation At Sea Cruise w 2014 roku – przyp. red.), gdzie Jon zgodził się wystąpić gościnnie z zespołem Transatlantic przy repertuarze Yes z czego efektów zresztą jesteśmy bardzo dumni. Byliśmy tym występem bardzo podekscytowani. Od 2014 roku, Jon zaczął wysyłać mi wersje demo utworów, które ja stopniowo rozwijałem, częściowo zmieniałem etc. Moje wersje odsyłałem i dostawałem kolejne. Dodawałem wprawdzie nowe sekcje, ale przez cały czas starałem się być wierny wizji Jona. Ostatecznie oczywiście moje pomysły zostały również wzięte pod uwagę, co czyni tę płytę jeszcze bardziej szczególną. Oboje myślimy „progresywnie”, tj. jesteśmy otwarci na przeróżne fuzje, wielorakość stylów oraz inspiracji począwszy od muzyki klasycznej, jazzu, folku, etno, world czy też wszelkiego rodzaju elektroniki. Jon wielokrotnie powtarzał: „Baw się!”, dlatego nie zamykałem się i wprowadzałem swoje pomysły, które ostatecznie akceptował. Niektóre, rzecz jasna, zostały w szufladzie. To jednak naturalny proces. Oboje szukamy zawsze najbardziej satysfakcjonującej wersji danego utworu. Jesteśmy pod tym względem perfekcjonistami.
KBP: Mówiłeś, że nowy album nie był w żadnym stopniu mierzony inspiracjami muzyką Yes. Niemniej jednak, w pewnym momencie, bez względu na to czy tego chcesz czy też nie, nie da się zanegować faktu, że słychać na tej płycie konotację z legendą progresji. Zgodzisz się? Jak w takim razie opisałbyś swój wkład na tym albumie? Co możesz powiedzieć o samym procesie aranżacji? Kto miał decydujące słowo w pracach nad tym projektem?
RS: Biorąc pod uwagę fakt, że na albumie gra sam Jon, myślę że nie da się uniknąć skojarzeń ze starszymi nagraniami Yes. Moim zdaniem udało nam się jednak uciec od kopiowania kogokolwiek, czy to Yes, czy chociażby Vangelis. Nawet jeśli od czasu do czasu zdaje się odczuwać pewne skojarzenia z pewnymi formacjami to traktowałbym bym je raczej jako skryty hołd wobec tych grup. Jeśli chodzi o mój wkład, to osobiście włożyłem weń całą moją „wiedzę” muzyki progresywnej, począwszy od Yes, a skończywszy na takich zespołach jak Frank Zappa, Genesis, Procol Harum, Vanilla Fudge, Emerson, Lake & Palmer, King Crimson i wielu innych bandów.
Źródło zdjęcia |
KBP: No właśnie, do tej pory grałeś w takich formacjach jak Transatlantic, The Flower of Kings, Kaipa, Agents of Mercy, The Tangent etc. Który z tych zespołów są najbliższy Twojemu sercu i dlaczego? Czy istnieje jeden, który wpłynął na Twoją karierę w szczególności?
RS: Zdecydowanie The Flower Kings i zaraz depczący po jego piętach Agents of Mercy. Z prostej przyczyny – uważam bowiem, że muzyka jest na albumach tych zespołów najbardziej rozwinięta i jednocześnie mocno uduchowiona, nie wspominając o samych muzykach, na których składają się najlepsi. Kaipa jest oczywiście również bliska mojemu sercu, ponieważ był to mój pierwszy profesjonalny zespół na „pełen etat”. Najnowsza płyta z Jonem jest zaś w pewien sposób ukoronowaniem mojego dotychczasowego dorobku.
KBP: Ten jest niezwykle bogaty. Sama Szwecja jest miejscem narodzin wielu świetnych zespołów jak Beardfish, Ritual, Anekdoten, Anglagard, Kaipa, Opeth… nie wspominając o formacji The Flower Kings. Czy kiedyś przypuszczałbyś, że szwedzka scena osiągnie tak wysoki status progresywnych muzyków? Czy uważasz, że w przyszłości, to właśnie Szwecja będzie dyktować warunki rozwoju tego gatunku?
RS: Myślę, że po prostu robimy to, co robimy. Jestem pewien, że w Szwecji wzajemnie się inspirujemy i panuje pośród nas zdrowa rywalizacja. Co do ostatniego pytania… Cóż, gdy takie zespoły jak The Flower Kings czy Opeth osiągają międzynarodowy sukces, możemy być pewni, że siłą rzeczy wpłyną na inne początkujące zespoły, nie tylko w Szwecji. Miejmy taką nadzieję.
KBP: Do tej pory współpracowałeś ze Stevem Hackettem, Mikem Portnoyem, czy chociażby Neilem Morsem. Teraz nagrałeś płytę z żywą legendą – Jonem Andersonem. Wygląda na to, że zyskałeś ogromny szacunek wśród wielu wybitnych muzyków. Istnieje coś jeszcze czego Ci brakuje do osiągnięcia pełni szczęścia na scenie progresji?
RS: Przede wszystkim mam nadzieję, że będę kontynuować moją muzyczną podróż i robiąc to pozostanę wystarczająco kreatywnym. Czymś naprawdę wspaniałym byłoby stworzenie kolejnego albumu z Jonem. Szanujemy się i razem czujemy się niezwykle kreatywni. To uczucie jest dla mnie najważniejsze i chciałbym, żeby mi na długo towarzyszyło.
KBP: Podczas słuchania „Invention of Knowledge” można usłyszeć wiele skojarzeń z klasycznym podejściem do rockowych orkiestracji lat 70. Nie ma na tym albumie nowoczesnego odcienia muzyki progresywnej. Czy taki efekt był zamierzony od samego początku pracy na tym materiałem? Dlaczego sam projekt stworzony została na tak tradycyjnych fundamentach?
RS: Myślę że wyszło to w sposób bardzo naturalny – sposób w jaki śpiewa Jon i w jaki sposób stworzone zostały przeze mnie orkiestracje. W zespołach takich jak Transatlantic członkowie z reguły szukają rozwiązań w metalu, czy popie. Tutaj pracowaliśmy głównie nad melodiami i strukturą akustycznych elementów. Bardzo ważne było też samo klasyczne instrumentarium rocka progresywnego, tj. organy Hammonda, Moog i melotron. Tworzyliśmy na podstawie pomysłów, które pojawiły się w naszych głowach instynktownie jako pierwsze. Pozwoliliśmy muzyce płynąć, a my za nią tylko podążaliśmy. Oczywiście do momentu, w którym uszy przestają mówić „tak”!
KBP: Gdzie widziałbyś rock progresywny w przeciągu kilka lat? Jakie są elementy, które należałoby rozwinąć, aby zrewolucjonizować nieco ten gatunek?
RS: Trudno powiedzieć. Tak naprawdę może pójść w każdym możliwym kierunku. Obecnie, jesteśmy świadkami zaawansowanych form i koneksji progrocka z metalowymi wpływami, czego osobiście nie jestem największym zwolennikiem. Nie sądzę, jednak aby było to najważniejsze; konieczność ewoluowani i tworzenia czegoś innowacyjnego. Najważniejsze zawsze pozostaną melodie poszczególnych kompozycji, bo to one zostają w naszych głowach.
Fot. Christophe Pauly |
KBP: Do jakiego typu publiczności kierowany jest najnowszy album „Invention of Knowledge”? Czy uważasz, że zostanie on przyjęty przez wielką rzeszę słuchaczy, czy raczej przez niszę progresywnych fanatyków?
RS: My po prostu tworzymy muzykę i nią się cieszymy. Nie myślimy o tym aby podpasywać naszą twórczość gustom konkretnej grupie publiczności. Pamiętajmy, że to słuchacze mają znaleźć Ciebie – nie na odwrót. Dotychczasowe reakcje oraz recenzje były naprawdę entuzjastyczne i sam nie wiem czy w przeciągu 40 lat mojej kariery doświadczyłem czegoś równie podobnego. Jestem pewien, że Jon jest równie mocno zaskoczony. W zasadzie to momentami jest na swój sposób przerażające jak daleko to wszystko zaszło.
KBP: Czytałem, że podczas pracy nad ostateczną wizją „Invention of Knowledge” skomponowaliście dziesiątki różnych wersji tych samych utworów. Wygląda na to, że zbudowałeś z Jonem bardzo solidne relacje. Czy to znaczy, że możemy oczekiwać od Was kontynuacji tego duetu? Jeśli nie, to jakie masz plany na przyszłość?
RS: Przypuszczam, że jest to jak najbardziej prawdopodobne i kolejny album prędzej czy później powstanie, jeśli tylko na to pozwoli czas. Mam również nadzieję, że nadarzy się także okazja aby w przyszłym roku ruszyć w trasę koncertową z tym materiałem, ale jak to się jeszcze wszystko ułoży to zobaczymy. Niemniej jednak, Jon ma już przygotowane wspaniałe pomysły jeśli chodzi o wizualizacje do występów na żywo. Sam nie mogę się doczekać.
KBP: W takim razie, mam nadzieję, że uwzględnicie przy swojej trasie wizytę w Polsce! Dziękuję serdecznie za rozmowę.