Zdarzyło wam się kiedykolwiek pomyśleć: „Szkoda, że tak mało zespołów ma trzech gitarzystów”? Tak? No to mam coś w sam raz dla was. Austriacki kwartet NI to trzech gitarzystów (Martin Flotzinger, Gigi Gratt i Tobias Hagleitner) i jeden strażnik rytmu, Manu Mitterhuber (perkusja). Wioślarze sprawnie tkają zagmatwane gitarowe konstrukcje, nie dając sobie chwili na stagnację, i nawet jeśli dwóch z nich generuje głównie wykalkulowany chaos, to trzeci prowadzi melodię, która jest dla słuchacza stabilnym punktem odniesienia. Mitterhuber nie pozostaje kolegom dłużny i niczym ośmiornica okłada swój zestaw. Śpiewu tutaj prawie w ogóle nie ma, ale jak już jest, to dostajemy coś na miarę chóru wyśpiewującego nakładające się na siebie sylaby. Utwór tytułowy i depate to w rzeczywistości tylko i wyłącznie głosy tych czterech panów powtarzających „de-do-da” i „de-pa-te”. „dedoda” to propozycja dla specyficznego słuchacza, który lubi brudne, hałaśliwe granie z jazzową swobodą u podstawy, dodatkowo stroniące od komercyjnych walorów służących do mizdrzenia się do słuchacza i o raczej posępnym tonie.