★★★★★★★★✭☆ |
1. Demon i karzeł 2. Koniec 3. Wyrwać 4. Tam i tu 5. Na zawsze 6. Dom 7. Wyścigowe psy 8. Posągi z papieru 9. Na oślep 10. pasożyt 11. Migotanie 12. Nie czuję nic
SKŁAD: Maciej Wasio – wokal, gitara; Radek Owczarek – perkusja; Michal Kaleciński – bas, wokal
PRODUKCJA: Maciej Wasio
WYDANIE: 25 września – Warner Music Poland
Maciej Wasio żyje muzyką – nie ma co do tego wątpliwości, a ona odpłaca mu się tym, że potrafi nadać jego życiu sens i ukoić ból egzystencjalny, jaki dopada raz na jakiś czas każdego z nas. Nie jest tajemnicą, że przed wydaniem „Demona i karła” Wasio przechodził trudne chwile. Miała być kariera międzynarodowa, płyty anglojęzyczne i wielka promocja, a dostajemy uszczuplenie składu, bardzo osobiste teksty po polsku i niezwykle organiczną muzykę, która nie celuje w listy przebojów – mimo że paradoksalnie całkiem dobrze sobie na nich radzi. Jednym słowem – reset. OCN zaryzykował wiele, łamiąc postanowienia kontraktu płytowego, ale uważam, że było warto, bo grupa brzmi najlepiej w języku polskim i w bardziej refleksyjnych klimatach.
Co pierwsze uderza słuchacza po przesłuchaniu albumu to produkcja, która jest znacznie bardziej naturalna, niż to było w przypadku „Waterfall”. Jest więcej brudu, muzyka brzmi, jakby była grana na żywo, czuć tę spontaniczność i szczerość płynącą z każdego dźwięku. Kiedy ostatnio słuchałem poprzedniego krążka, nie mogłem uwierzyć, jak gładko ta płyta brzmi, brak w niej tej charakterystycznej energii, jaka zazwyczaj płynie z muzyki OCN. Tę różnicę można usłyszeć w utworze Na zawsze, który miał się znaleźć na „Waterfall” właśnie. Niezwykle przebojowa melodia idzie tu w parze z bogatym brzmieniem. Swoją drogą Na zawsze dość widocznie odstaje od tego materiału ogólnym nastrojem i w pewnym sensie pozytywnym wydźwiękiem. To drugi singiel oddaje klimat całości w lepszy sposób. Jeśli mam być szczery, to Dom nieco mnie zawiódł, kiedy go pierwszy raz usłyszałem. Ot prosta ballada o szukaniu własnego miejsca na świecie, nic specjalnego. Kolejne odsłuchania uświadomiły mi, jak bardzo się myliłem. Nie należy oceniać muzyki OCN po jednym przesłuchaniu, bo może i nagrywa to trio, które ma swoje ograniczenia kompozycyjne, ale panowie potrafią poukrywać w swoich utworach sporo smaczków, a i ładunek emocjonalny potrafi skakać na wykresie jak ceny ropy w Stanach Zjednoczonych. Bardzo więc cieszy mnie, że to właśnie Wasio wziął się za produkcję tego albumu, bo kto jak nie on ma najlepiej wiedzieć, jak powinien brzmieć jego zespół, zwłaszcza na tak osobistym dziele. Słychać też, że miał świetnych nauczycieli.
Fot: Roland Okoń |
„Demon i karzeł”, jak i sam tytuł, prezentuje dwie postacie, dwa różne spojrzenia i stany emocjonalne. Dostajemy więc doskonały balans pomiędzy kompozycjami spokojnymi, przepełnionymi melancholią i smutkiem a naładowanymi gniewem i krytyką rockowymi petardami, które czasami nie trwają nawet 3 minut. Migotanie, w którym mamy jedynych na płycie gości (Skubas i Jamal), w rewelacyjny sposób łączy te dwa światy. Brawa należą się tutaj Jamalowi, który ku mojemu zdziwieniu pokusił się o hardcore’owe krzyki, dodając kompozycji potrzebnego pazura. Absolutną perłą, jeśli chodzi o utwory liryczne, jest dla mnie Nie czuję nic, w którym zespół wykorzystał pełen zakres orkiestracji z przepiękną partią fortepianu i kwartetem smyczkowym nadającym utworowi podniosłości. Udział w produkcji „Demona i karła” Tomasza Kasiukiewicza, który zaaranżował wszystkie orkiestracje i zagrał na fortepianie, jest nieoceniony. OCN nigdy nie brzmiał tak szlachetnie.
Mimo nowego składu słuchanie premierowej muzyki OCN jest jak powrót do domu po długim wyjeździe. Niby wszystko wydaje ci się w pewien sposób nowe, ale wiesz, że jesteś we właściwym miejscu. Gitary Wasio wciąż stanowią siłę wielu kompozycji (choćby Demon i karzeł, Wyścigowe psy czy Pasożyt), uwydatniony bas przyjemnie wprawia podłogę w wibracje, jak to powinno być na każdej porządnej płycie rockowej, a Radek Owczarek obudowuje to rytmicznym szkieletem, który nadaje temu wszystkiemu kształtu. Pewne różnice słychać w wokalach Maćka, który w Koniec, Wyrwać i Pasożyt śpiewa agresywniej niż kiedykolwiek. Czasami brzmi to bardzo gardłowo, co pokazuje, z jaką pasją zostały te utwory zaśpiewane.
Do tej pory każda płyta OCN (dawniej Ocean) przynosiła coś nowego, jakąś delikatną zmianę, która sprawiała, że nowa muzyka zawsze była ekscytującym przeżyciem. Wraz z „Demonem i karłem” zespół kontynuuje ten trend, tym razem dodatkowo dostajemy też zmianę składu, która mimo że nie wnosi rewolucji stylistycznych, to wpuszcza do zespołu świeży powiew artystycznych inspiracji. Trudno mi patrzeć na dokonania OCN obiektywnie, bo nie ukrywam, że jestem ogromnym fanem każdej płyty, jaką do tej pory wydali i z „Demonem i karłem” nie jest inaczej. Dźwięki wypełniające to wydawnictwo kipią szczerością i ewidentną miłością do muzyki, nie ma kalkulacji ani sztuczek producenckich. Do tego gwarantują potężnego kopa emocjonalnego. Nie możecie przejść obok tej płyty obojętnie.